Historia Ashley'a i Effie

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 7

[Effie]
Koncert zapowiadał się wspaniale. Przed wejściem kłębiły się tłumy fanów z zapartym tchem czekających na występ idoli. Ja stałam w tym tłumie przyciskając do siebie pluszaka - wieloryba. Nie chciałam przeszkadzać chłopakom w przygotowaniach. Dziwiłam się, że mają siłę występować, po tej szalonej wyprawie do Wesołego Miasteczka. Obserwowałam ludzi, którzy z podekscytowaniem rozmawiali o dzisiejszym wieczorze. Nagle naszła mnie dziwna myśl. Od tych paru dni nie wyjmowałam z walizki telefonu. Przemknęłam na tyły hali, gdzie stał bus BVB. Oczywiście Christian musiał wymyślić hasło, którego używaliśmy, gdy chcieliśmy się dostać do jakiegoś pomieszczenia bądź miejsca.
- Hasło - powiedział ochroniarz stojący przy drzwiczkach autokaru.
- Daj spokój, Billy -wywróciłam oczami – Wiesz kim jestem - Billa poznałam wczoraj. Był to krępy mężczyzna w średnim wieku z brązowymi włosami i zielonymi, spokojnymi oczami.
Musiałam przyznać, że męczyło mnie ciągłe przychodzenie do niego i powtarzanie tego samego słowa.
- Nie mam innego wyjścia. To moja praca - odparł ponuro - Hasło.
- Jagodowo cukierkowy raj z watą cukrową i odrobiną żelków - wyrecytowałam, kładąc rękę na biodrze.
Ochroniarz wpuścił mnie do środka. Nie mogłam zapalić włącznika światła, więc po omacku szukałam swoich rzeczy. Poczłapałam do walizki i wyciągnęłam moją Nokie. Telefon lekko zadrżał, aby następnie znowu zgasnąć i pokazać mi czarny ekran. Podłączyłam go do ładowarki. Kiedy już udało mi się go uruchomić, zobaczyłam dziesiątki nieodebranych połączeń i trochę wiadomości. Wszystkie były od rodziców. Kliknęłam niepewnie w jedną wiadomość

" Elizabeth, wiedz, że cię znajdziemy. Jesteś za młoda na takie wyjazdy..." - dalej nie dałam rady czytać, upadłam na kolana. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, a ciało ogarnęła panika.
Wtem do pokoju wkroczył Ashley, podśpiewując pogodnie i (jakimś cudem) zapalając światło. Odwróciłam się niespokojnie w jego stronę, a komórka wypadła mi z rąk.
- Na litość boską, Eff - basista niemal krzyknął łapiąc się za klatkę piersiową - Dlaczego siedzisz tu po ciemku i... - dopiero teraz zobaczył, że zbiera mi się na płacz - Co się stało?
Kucnął obok i objął mnie ramieniem. Podniósł z ziemi Nokie i odczytał wiadomość.
- Oni mnie niszczą, Ash - jęknęłam. W tym momencie zapomniałam o wszystkim złym, co się między nami wydarzyło. Po prostu przytuliłam się do jego ciała. Zadrżał lekko, pod wpływem mojego ciężaru. Pogłaskał mnie po głowie.
- Nie pozwolę, aby cię zabrali – szepnął w moje włosy.
- Ashley, zaraz wchodzimy! – usłyszałam przelotny krzyk Jake’a, dochodzący zza drzwi.
- Zaraz – odparł głośno basista, aby następnie odwrócić się w moją stronę i posłać przepraszający uśmiech.
- Idź – stwierdziłam niechętnie, patrząc na jego twarz – Fani czekają.
- Wszystko będzie dobrze, Eff – wstał – Znaczy Effie – poprawił się szybko, z zakłopotaniem drapiąc się w tył głowy.
- W porządku. Eff mi pasuje – rzuciłam komórkę, którą mi podał do walizki – Będę niedaleko – Ashley poparzył na mnie dziwnie i pognał w stronę sceny.
                                               ***

*tydzień później* *narracja 3os.*

Black Veil Brides oraz dziewczyny byli właśnie w Europie. Francja. W ciągu tych paru dni sporo się zmieniło. Effie kompletnie zmieniła swoje nastawienie, co bardzo podobało się Ashley’owi. Razem imprezowali i dobrze się bawili.
Tego dnia, kiedy ich bus postawił koła w Paryżu, wszyscy byli podekscytowani.
- Ten Hotel jest niesamowity – pisnęła szatynka*, ciągnąc swoją walizkę.
- Wiesz, to był pomysł Ash’a, abyśmy cały czas nie spali w autokarze – zaśmiał się Andy.
- Kocham to miasto – westchnęła Sammi, łapiąc za rękę Jinxx’a – Miłość, dobre jedzenie, sklepy.
- Tak sobie myślałam – zaczęła dziewczyna – Muszę sobie załatwić jakąś pracę.
- Jesteśmy w trasie – zdziwił się CC, odbierając kluczę z recepcji.
- Wiem, ale nie mogę siedzieć na waszym utrzymaniu. Może zostanę jakimś internetowym bankowcem – zamyśliła się, na co reszta wywróciła oczami.

- W porządku. Jak są rozdzielone pokoje? – spytał Ashley, pewien nadziei, że dostanie łóżko, które będzie musiał dzielić z Effie.
- Jinxx, Sammi, Jake – Andy rzucił kluczyk w ich stronę – Wy macie pomieszczenie 177.
- Że jak? – załamał się Jake – Czyli mam patrzeć jak oni się migdalą, całują i… - zrobił skrzywioną minę.
- My we czwórkę – zignorował gitarzystę Biersack, odwracając się stronę dwóch, pozostałych muzyków oraz dziewczyny.
-  Nie możecie mnie zostawić z Jake’iem? – spytała masując kark. Mając trzech facetów na głowie, w tym singla – przerwała na krótko – Będę bezpieczna tylko z jednym.
- Pasuje mi taki plan – wyszczerzył się Pitts, a Ashley czuł, że zaraz tego nie wytrzyma.
- W sumie – wokalista pokiwał głową – OK, czyli Ash i CC idą do nich – machnął głową na parkę, zamieniając kluczyki – A ja zostaje z wami – posłał w ich stronę powalający uśmiech, a Jake i Effie wywrócili oczami  – No co? Muszę go pilnować. Nie widział Elli od miesiąca. Uwierz, chłopak już wariuje.
- Przynajmniej moje hormony są już uspokojone – odgryzł się gitarzysta.
- Idziemy – zakomunikowała Doll, szarpiąc Jeremy’ego za dłoń.

- Stary, dlaczego mi to robisz? – basista z rozpaczą szeptał do wokalisty.
- O co ci chodzi?- Andy odpowiedział pytaniem, dusząc w sobie wybuch śmiechu.
- Już ty dobrze wiesz o co mi chodzi! – warknął – Ja chce Eff!
- Dlaczego? – zapytał Biersack ziewając.
- Bo, bo…- zmieszał się tamten, przystając.
- Człowieku – westchnął głośno – Liczyłeś na coś więcej, prawda? – dodał już ciszej. Ashley nie odpowiedział, ciągnąc swój bagaż do przodu – Chodźmy się przejść.


- Tu jest cudownie – Effie kręciła się wokół własnej osi na środku pokoju.
Pomieszczenie było ogromne. Stały tu trzy jednoosobowe łóżka. Ściany były brązowo – białe, a podłoga w kolorze ciepłego miodu. Całość dopełniało wielkie okno, z widokiem na wieże Eiffla – Boże, nie wierzę!
Podekscytowana brunetka wczepiła wzrok na widok za grubym szkłem.
- Fajnie, że ci się podoba – uśmiechnął się w jej stronę Jake, lecz kiedy jej oczy spotkały się z jego zobaczyła w nich smutek – Widziałaś już kiedyś Paryż?
- Owszem, gdy byłam mała – oznajmiła poprawiając sweter spadający z ramion. Podeszła do gitarzysty, który siedział na łóżku. Zajęła miejsce obok niego i ujęła jego podbródek, zmuszając go tym samym, aby na nią spojrzał. Pierwszy raz widziała go takiego przygnębionego.
- Chodzi o Elle?
- Nie wiem. Gubię się w tym – schował twarz w dłonie – Ona jest atrakcyjna. Przyciąga spojrzenia wielu mężczyzn. Boję się, że ją stracę. Długo nie rozmawialiśmy.
- Jake – przerwała mu dziewczyna, próbując mu coś powiedzieć
- To takie trudne – jego brązowe tęczówki wpatrywały się tępo w ścianę, a ona sam wyglądał jakby był kompletnie zagubiony.
- Jake.
- Nie mogę tak siedzieć i… - ciągnął, gestykulując.
- Jake! – powiedziała ostro Effie, ale po chwili złagodniała, chwytając za ramiona muzyka – Powinieneś z nią porozmawiać – przypomniała sobie w myślach słowa Sammi – Ona wie, że ją kochasz i ty wiesz, że ona ciebie. Masz do niej zaraz zadzwonić i powiedzieć wszystko co ci leży na sercu. Nie trać kontroli – uśmiechnęła się do niego. Gitarzysta odwzajemnił słabo gest, a brązowooka puściła jego ręce, które zdążyła złapać, aby go wesprzeć.
Wtedy niespodziewanie Jake chwycił jedną dłonią jej policzek i złożył na ustach ciepły, szybki pocałunek. Oszołomiona dwudziestolatka spojrzała na niego zdumionym wzrokiem z lekko rozchylonymi ustami.
- Dziękuje – rzekł wstając – Dziękuje, że jesteś.
Posłał w jej stronę uśmiech i pokazał telefon w ręku, aby szatynka zobaczyła, że na pewno posłucha jej rad. I ruszył w stronę łazienki.

Tymczasem nikt nie wiedział, że zza uchylonych drzwi, całą to sytuacje widział Ashley, który; zaraz gdy usta tych dwojga się zetknęły, odszedł szybkim krokiem w stronę schodów.

                                                        *
Wieczór
Effie nerwowo biegała po całym budynku. W końcu wpadła na grupkę swoich przyjaciół w restauracji hotelowej.
- Wiecie, gdzie jest Ash? – spytała zaniepokojona, rozglądając się.
- Właśnie mieliśmy cię o to spytać – stwierdził Andy, wstając z krzesła.
- Przeszukałam cały budynek – jęknęła.
- Może jest na mieście – zasugerował Jinxx bawiąc się z Sammi w tak zwanego „samolocika” – Sałatka leci – udawał samolot.
- Przecież powiedziałby któremuś z nas – zlustrowała wzrokiem parę, zresztą jak większość osób w tym pomieszczeniu – Prawda? – niepewnie przestąpiła z nogi na nogę. Andy wzruszył ramionami, proponując, żeby coś zjadła, ale szatynka nie słuchała tylko pognała w stronę wyjścia.
Wtedy dotarła na basen, który oświetlały tylko lampki w wodzie. Na leżaku zobaczyła czyjąś sylwetkę. Podeszła bliżej i po czarnych jak noc włosach spostrzegła, że to osoba, której szuka. Zrobiła parę kroków w jego stronę, ale on nawet nie drgnął.
- Ashley? – wypowiedziała jego imię, dotykając jego ramienia – Wszystko OK? – basista zaśmiał się histerycznie, co trochę speszyło dziewczynę.
- OK? Jasne, wszystko jest w jak najlepszym porządku! – niemalże warknął.
- Ash, proszę bądź ciszej… - zaczęła.
- Nie! – przerwał wstając – Nie mów mi co ma robić. Nic nie wiesz! -  nerwowo przejechał dłońmi po włosach.
- Nie rozumiem – zdziwiona Eff wycofała się powoli.
- To może zapytaj Jake’a?! – wrzasnął, przez przypadek wywracając jeden z leżaków. Brązowooka zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie. Dopiero po chwili zrozumiała o co chodzi i wybuchła głośnym śmiechem.
- No co? – wściekłość basisty zamieniła się w szok.
- Ty myślisz, że ja i Jake – zaczęła dławić się śmiechem – Że my razem…
- Widziałem jak się całowaliście – wyrzucił.
- Pocieszałam go. Tęskni za swoją dziewczyną. My jesteśmy tylko przyjaciółmi – upewniła.
- Ładne mi pocieszenie – zakpił Ashley – A kiedy ja coś zrobię, to ty już się nie postarasz?
- Nie przewidziałam tego – orzekła szatynka – Wiesz, że ja go kocham, ale jako przyjaciela. Jasne?
Pokiwał głową ciągle naburmuszony, po chwili złapał Effie w pasie i wrzucił prosto do lodowatej wody.
- Ty idioto! – krzyknęła, kiedy wypłynęła na powierzchnię.
- To za Jake’a – nachylił się nad jej twarzą, ale wtedy dziewczyna pociągnęła go za koszulkę, powodując tym samym, wpadnięcie do wody.
Zanurkowała, nie chcąc przegapić miny Ash’a. Zbliżyła się do niego, ale on po prostu ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Po chwili wypłynęli na powierzchnię, głęboko nabierając powietrza do płuc. Eff wystawiła język w jego stronę, wywołując u basisty cichy chichot. Nie potrzebowali żadnych słów. Oboje oparli się o płytki i spojrzeli na niebo, podziwiając piękne, świecące gwiazdy i okrągły księżyc. Brakowało im siebie wzajemnie, to musieli przyznać.
____________________



6 komentarzy:

  1. JEJKU JEJKU JEJKU PISZ JESZCZE . ZAJEBISTE SĄ TE TWOJE ROZDZIAŁY CZEKAM NA KOLEJNY ;*****

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju rozdzial swietny *_*
    Chce next'a i to szybko! ; ))
    Buziaki ; ***

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham ♥
    Ależ ten Ash zazdrosny... Dalej obstaję przy tym, że jego partnerki to muszą być najszczęśliwsze dziewczyny świata ^^
    Fajne jest to, że nie pędzisz tak z akcja i Eff z Ash'em muszą się chyba na nowo odszukać i odnaleźć.. I to jest takie piękne, bo muszą odzyskać siebie nawzajem, co wymaga wielkiej walki wewnętrznej. Świetne.
    Buziaki i czekam :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle cudowny rozdział <3
    Pisz szybko następny rozdział! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej , jakie słoodki *.*

    Współczuję Jake'owi i Andy'emu .. :/

    Ta akcja przy basenie była mocna :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski! Nie mogę doczekać się next'a!
    Przy okazji miłośników BVB i Upadłych Aniołów zapraszam na mojego nowego bloga ! http://an-angels-or-demons-on-our-earth.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń