Historia Ashley'a i Effie

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 14

Minęło tych parę nieszczęsnych dni i wszyscy wróciliśmy do Los Angeles. Oczywiście Ashley musiał zapłacić spory mandat za przekroczenie prędkości, nie mówiąc już o pieniądzach za auto. Żałowałam, że chłopakom nie udało się dokończyć trasy. Ash miał poczucie winy i przez cały powrót obiecywał im, że następnym razem dadzą czadu. Rozpierała go energia i praktycznie nie mógł usiedzieć na kanapie. Tak bardzo chciałam aby jego ręka mogła spokojnie wyzdrowieć.

- To jest takie słodkie – zachwycał się tym co fani do niego pisali jak dotarliśmy do domu chłopaków. Widać było, że inni mu współczuli i z pokorą przyjęli to, że na razie nie będzie koncertów.
Black Veil Brides oczywiście nie mieszkali przez cały czas razem, zresztą myślę, że nie daliby rady wytrzymać ze sobą tyle czasu.
Dom miał biały odcień z czerwonymi dachówkami, a za nim było widać kawałek ogrodu. Budynek nie był taki duży jak się spodziewałam, aczkolwiek każdy miał własny pokój. Ku mojemu zdziwieniu wszędzie panował porządek i nieskazitelna czystość. Nabrałam podejrzeń, że Juliet, Sammi i Ella odwiedziły chłopców przed wyjazdem. Jake chyba czytał mi w myślach, bo nachylił się na moim uchem i szepnął.
- Nie przyzwyczajaj się. To tylko chwilowe - puścił oko, po czym razem z Jinxx'em zaczęli wnosić na górę bagaże, podczas gdy Ashley leżał rozłożony na sofie i czytał wiadomości z Twittera. Uśmiechnęłam się lekko. Na razie wszystkie najcięższe chwilę były za nami.
Po zaniesieniu swoich rzeczy do pokoju Ashley'a, który uparł się abym spała razem z nim, wybrałam się na taras. Ogród okazał na nieduży, ale za to uroczy. Z drzewa zwisały dwie liny, na których umocowana była drewniana huśtawka. Parę metrów dalej zauważyłam stół, przy którym prawdopodobnie odbywał się grill.
Usiadłam na huśtawce i zajęłam się obserwowaniem roślin.
Na różowo-pomarańczowym niebie zachodziło słońce, resztami promieni oświetlające moją twarz. Zamknęłam oczy i poczułam niesamowity spokój. Zaczęłam zdawać sobie sprawę. jakie mam szczęście. Gdyby nie to, że wszystko potoczyło się inaczej niż się spodziewałam, nie miałabym pewności co dalej by się ze mną stało. Co by było chłopcy nie poszli tego dnia do parku? Co by było gdyby nie zwrócili uwagi na zwykłą dziewczynę, zajmującą miejsce na ławce razem z niedużą walizką?
Nie widziałam.
A co miałam zrobić ze swoim życiem? Nie mogłam być wiecznie pod opieką Ashley'a, a tym bardziej obciążać wydatkami pozostały zespół. Nadal z zamkniętymi oczami, zaczęłam wyliczać na głos prace, które mogłabym wykonywać. Musiałam się wreszcie za to wziąć i nauczyć się samodzielnie żyć.  
- O czym myślisz? - usłyszałam głos za sobą i z wrażenia puściłam linki, do których była przymocowana huśtawka. Wpadłam prosto w ramiona Christian'a. Poznałam go po zapachu, zawsze używał tej wody kolońskiej. Perkusista posadził mnie z powrotem na miejsce, a zaraz potem usiadł na przeciwko i zaczął rwać trawę z ziemi.
- Jak długo tu jesteś? - zapytałam, nadal trochę zszokowana tym co się stało. Nie sądziłam, że coś może mnie jeszcze dzisiaj zdziwić.
- Co zamierzasz? - odpowiedział mi pytaniem, zupełnie ignorując moje wcześniejsze słowa. Powaga w jego głosie wywołała u mnie dziwną falę uczuć - Co planujesz Effie Sky?
- Zacząć dorosłe życie - odparłam, starając się aby mój głos nie wyrażał niepewności - Choć bardzo tego nie chcę, muszę działać. Nie jestem wybitnie utalentowana jak wy - dodałam z delikatnym uśmiechem.
Brązowe oczy Christiana zdawały się przebijać mnie na wylot.
- Mam dla Ciebie propozycję - powiedział po chwili milczenia. Nie odrywał ode mnie wzroku.
- Jaką? - nie ukrywam, zaciekawił mnie - Co to za propozycja?
- Pamiętasz jak mówiłem wam o Lauren, tej lasce, którą poznałem w Wesołym Miasteczku?
Pokiwałam twierdząco głową, przypominając sobie podekscytowanie Christian'a kiedy do nas przybiegł.
- No więc, ona dała mi ulotkę -zanurzył palce w kieszeni i wyciągnął pogięty, żółty kawałek papieru - Mówiła, że pracuję w tej kawiarni i że nadal szukają pracowników - dorzucił powoli - Nie kontaktujemy się już. Okazało się, że tylko się mną zabawiła i miała w tym czasie jakiegoś gostka. Cieszę się, że nie posunęliśmy się do czegoś większego i nasze kontakty ograniczały się tylko do kamerki internetowej - wzdrygnął się przy tych słowach.
- Oh, Christian tak mi przykro - posmutniałam - Gdybyś tylko powiedział co się stało na pewno jakoś mogłabym ci pomóc i...
- Wszystko dobrze Eff - przerwał mi - Skupmy się na tym, co miałem ci powiedzieć. Nie mam pojęcia, czy to będzie ci odpowiadało, ale może chciałabyś tam spróbować. Chociaż na czas gdy nie znajdziesz czegoś co będzie ci bardziej odpowiadać. Ta kawiarnia jest niedaleko od nas i łatwo byłoby ci się tam dostać. W dodatku Lauren mówiła, że całkiem nieźle tam płacą. Co ty na to?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Może CC miał rację? Jego propozycja mi odpowiadała. Nawet najmniejszy zarobek sprawiłby, że miałabym mniejsze poczucie winy.
- A czy nie byłbyś zły, że pracowałaby razem z kobietą z którą kręciłeś? - przejęłam ulotkę do rąk i zaczęłam czytać informację na niej zawarte.
- Ona jest przeszłością. Owszem, trochę bolało, ale i tak nie znaliśmy się długo - posłał w moją stronę promienny uśmiech i również podniósł się z miejsca.
- "Zatrudnimy energiczne, uprzejme i kontaktowe osoby..."? - zacytowałam, po czym cicho zachichotałam - No nie wiem, jestem dosyć nieśmiała. A energiczna? Czy ja wiem.
- Jakby nie patrzeć, zmieniłaś się. Nawet nie wiesz, jak byłem zaskoczony, gdy zauważyłem Cię po tych latach. Twoje rysy twarzy się zmieniły. Wydawałaś się taka dorosła, ale było w tobie coś dziecięcego - oznajmił, lustrując wzrokiem rośliny w ogrodzie - Nie mam nic złego na myśli, jesteś piękną i mądrą kobietą - dodał kiedy wchodziliśmy do domu - Po prostu wydajesz się dobrą kandydatką do tej pracy.
- Zawstydzasz mnie - mruknęłam, rzucając się na sofę, koło głowy Ash'a, który nadal przeglądał Twittera.

- Gdzie byliście tyle czasu? - zapytał Andy, po czym wyłonił się z kuchni z fartuchem na sobie. Wyglądał komicznie, a zarazem uroczo. Czyżby ukrywał się tu talent kucharski?
- W ogrodzie - rzuciłam, odgarniając włosy do tyłu - Zwykła pogawędka. Co tam gotujesz?
- Spaghetti - odkrzyknął z powrotem kryjąc się w kuchni - Nie wiem jak wy, ale mam zamiar zjeść dzisiaj coś porządnego i nie ruszać się z domu. Zaciekawiło mnie, jak Andy radzi sobie w gotowaniu. Wstałam z ociąganiem i zajrzałam do pomieszczenie obok salonu.
Typowa, nowoczesna kuchnia w biało-czarnych kolorach. Przy palnikach stał Andy i mieszał w garnku sos. Nachyliłam się nad naczyniem i wciągnęłam nosem smakowity, pomidorowy zapach.
- Wiesz ile dziewczyn marzy, aby ich chłopak tak gotował - kąciki ust wokalisty nieśmiało podniosły się góry. Chyba był z siebie dumny, choć trudno było to stwierdzić, bo skupił się na dodawaniu sosu i mięsa na talerze z makaronem.
Obleciałam cały dom, aby zawołać wszystkich na obiad. Biersack zgarnął mnóstwo pochwał, nie było tu mowy o marudzeniu - spaghetti było po prostu świetne.

*
Wieczorem, zrobiliśmy się sobie małą imprezę w ogrodzie. Siedzieliśmy przy stole sącząc drinki i opowiadając różne historie. Było jak dawniej. Ashley całkowicie wrócił do siebie i zaczął żartować. Widziałam jednak, że po dwóch godzinach lenistwa miał dosyć. Nic dziwnego, podróż była wyczerpująca i wszyscy czuli się zmęczenie. Zajął się drażnieniem ustami mojej twarzy i szyi, doprowadzając mnie do kompletnego szaleństwa. 
- Idziemy już? - szepnął mi do ucha - Śpiący jestem.
Wywróciłam oczami i dopiłam swój napój. Ashley zrobił to samo i podniósł się z ławki na której siedzieliśmy. Podał mi rękę i pociągnął mnie do siebie tak, że wylądowałam w jego ramionach.
- Dobranoc panowie - pomachałam reszcie zespołu i udałam się z Ash'em do środka budynku.
Dotarliśmy do jego pokoju w ślimaczym tempie. Było kompletnie ciemno, więc zaraz się potknęłam. Najprawdopodobniej nasze walizki stanowiły największą przeszkodę. W końcu dostałam się do szafki nocnej i natrafiłam na włącznik. Światło pomogło nam odnaleźć bagaże. Poukładaliśmy je pod ścianą. W pokoju był lekki bałagan, ale nie przeszkadzało mi to.
- Co teraz? - zapytał Ashley, unosząc do góry brew - Masz ochotę na kąpiel?
- Co masz na myśli... - nie dokończyłam, bo zostałam złapana w pasie i zaniesiona do łazienki. Chyba nie będzie to zwykła kąpiel...
_____________________________________
Znowu nie było mnie długi czas, za co przepraszam. Ten rozdział jest praktycznie o niczym, wybaczcie mi. Na blogu pojawi się pewnie jeszcze parę rozdziałów i epilog. Dziękuje tym, którzy jeszcze tu zaglądają i oczekują kolejnej notki.
Za wszelkie błędy i niedociągnięcia najmocniej przepraszam.