Historia Ashley'a i Effie

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 1

Żadna wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć. 
Jonathan Carroll

Los Angeles,  9:00 rano
  Wychodząc z samolotu uważnie rozglądałam się na lotnisku. Odnalazłam swoją walizkę, a następnie usiadłam na jednej z ławek. Wygrzebałam z torebki portfel i przeliczyłam pieniądze. Ludzie przechodzący obok patrzyli na mnie ze współczuciem. W końcu co taka dwudziestolatka robi sama na lotnisku w Los Angeles? Wstałam i ruszyłam do wyjścia ciągnąc za sobą fioletowy pakunek na kółkach. Zatrzymałam pierwszą taksówkę z rzędu i wskazałam drogę. Zaczęłam rozmyślać nad swoim losem, próbując ignorować zapach dymu papierosowego, który wytwarzał kierowca.

  Moi rodzice chcą się rozwieść, mają mnie dosyć.
Czułam się przez to źle i postanowiłam uciec. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, (których zresztą było niedużo) po tym jak usłyszałam, że tu LA mieszka podobno moja daleka ciotka. Pewnie teraz każdy pomyśli, że to głupie i ryzykowne lecieć samemu z niewielką kwotą pieniędzy, aby znaleźć osobę, której w ogóle się nie zna i nie wiadomo czy istnieje z nadzieją, że ona Ci pomoże. Jednak ja chciałam spróbować i wierzyć, że ją znajdę. Nie miałam ochoty zostawać w domu i słuchać codziennych krzyków za każdy, nawet najmniejszy hałas.
Zostawiłam fałszywy liścik, że jadę na wakacje. Ironio! Pewnie nawet się nie zorientują, że mnie nie ma. Nawet nie zauważyłam kiedy kierowca zaczął dźgać mnie w żebra wskazującym palcem, że jesteśmy na miejscu. Uśmiechnęłam się krzywo.
  - Dziękuję – powiedziałam, kiedy już wstałam, rzucając na siedzenie banknot i zabierając bagaż. Gdy taksówkarz odjechał, zostałam sama na jednej z ulic w wielkim Los Angeles…
                                                                          *
  Chodziłam z domu do domu, pytając o ciotkę Cheney, ale nikt nie znał tu kobiety o takim nazwisku. Niektórzy po prostu obrzucali mnie dziwnym spojrzeniem i zamykali drzwi przed nosem.
Po paru godzinach zaczęłam tracić nadzieję, usiadłam na krawężniku, stawiając walizkę obok. Ponownie otworzyłam portfel i przeliczyłam sumkę. Hotel nie wchodził w grę. Nie będzie mnie stać na nic więcej, jak wykupię sobie pokój na 24h. Poszukiwanie schronienia na ulicznych osiedlach również było bez sensu. Nie mieszkali tu sympatyczni ludzie. Najgorsze było to, że nie pomyślałam o tym, że Isabelle Cheney po prostu nie istnieje. Tak bardzo wierzyłam.  
Chciałam wierzyć
  Rozejrzałam się. Było późne popołudnie, słońce chowało się za horyzontem.
  Przeczesałam włosy palcami i ruszyłam w stronę pobliskiego parku. Mijałam rozłożyste drzewa i ciche uliczki, aż znalazłam jakąś ławkę. Usiadłam na niej i zapinką do rowerów przyczepiłam walizkę do słupa. Nie wiadomo, czy nie ma tu jakiś ulicznych złodziei. Wyjęłam koc i otuliłam się nim. Przyglądałam się dzieciom bawiącym się w parku, aż do momentu w którym moja sylwetka opadła na drewniane belki zapadając w sen.
                                                                          ***
   Los Angeles, park Rossie , 10:00
  Rano obudziłam się niezwykle głodna. Było mi zimno, a kręgosłup bolał mnie niemiłosiernie, co wywołało grymas bólu na mojej twarzy. Przeczesałam przetłuszczone włosy ręką i przejrzałam się w małym lusterku.
  Wyglądałam jak trup, a usta miałam popękane. Wyjęłam starą Nokie i sprawdziłam godzinę.      Zjadłam wczorajszą kanapkę z szynką. Ledwo przełykałam każdy kęs. Czułam puls w głowie. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o  oparcie. Nie wiedziałam ile tak siedziałam, czułam na sobie tylko pogardliwe spojrzenia obcych ludzi i zdziwione miny dzieci, które szeptały między sobą. Pewnie uważali mnie za ćpunkę, albo kogoś innego o niezbyt dobrej opinii.
  Nagle z transu wyrwał mnie znajomy głos.
  - Effie?
  W tym momencie przyrzekam, że umarłam. Bałam się otworzyć oczy, ale po namyśle delikatnie rozchyliłam powieki, z powodu rażącego słońca. Przede mną stali kolejno Andy, Jinxx, Jake, CC… oraz Ashley. Wpatrywali we mnie swoje piękne oczęta z rozdziawionymi ustami.
  - Co ty tu robisz? – zapytał Andy – Tyle czasu Cię nie widzieliśmy!
  Jego słowa docierały do mnie jak przez mgłę, za to w głowie miałam mętlik. Zatopiłam oczy w sylwetce Purdy’iego.
  Usta zaczęły mi drżeć, tak jak w dniu kiedy pożegnałam się z NIM. Trzy lata temu. Ja miałam siedemnaście lat, a Ashley dwadzieścia*. Nadal pamiętałam tę noc, gdy widzieliśmy się po raz ostatni. Oboje siedzieliśmy w moim pokoju, na dużym dwuosobowym łóżku. Wtedy powiedziałam mu, że wyjeżdżam. Na zawsze. Pokłóciliśmy się. Złożył ostatni, mocny i krótki pocałunek na moich ustach i wyskoczył przez okno do ogrodu…
  Chcę zapomnieć
  Chcę zapomnieć
  Chcę zapomnieć
  Potem dowiedziałam się o Black Veil Brides. Wiedziałam, że ON i reszta chcą zacząć razem grać.                                                                                                                                                                                                                                                                 
                                                                
  Nawet nie zorientowałam się, kiedy opowiedziałam chłopakom jak się tu znalazłam.
  - Idziesz z nami – oświadczył CC.
  - Ale… - zaczęłam interweniować.
  - Bez sprzeciwu – powiedział Andy, pociągając mnie do góry, abym wstała. Poddałam się jego silnym dłoniom.
  - Nie masz nic do gadania – dodał Jinxx, a Jake przytaknął.
  Tylko Ashley siedział cicho, patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przejechał ręką po włosach, a potem po szyi. Westchnęłam i zapakowałam swój koc do walizki, którą zaraz wziął Biersack. Wyszliśmy z parku.
  Christian zaczął się śmiać z mojego zabezpieczenia, jednak szybko spoważniał.
  - Nie powinnaś być sama. Tu może się kręcić od jakiś zboczeńców i złodziei – stwierdził. Odchrząknęłam znacząco.
  - A co niby miała zrobić? – Jake zmarszczył czoło. Odniosłam wrażenie, że czyta w moich myślach – Przylecieć z matką lub ojcem? – parsknął – Christian, mamy Ci zacząć wszystko tłumaczyć od nowa?
  CC otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnęłam.

Parę minut później, po mojej próbie przekonywania ich, że nie mogę przyjąć propozycji mieszkania u nich, dowiedziałam się, że niedługo wyjeżdżają w trasę i wszyscy przebywają tymczasowo w dwupiętrowym Tour Bus’ie.
  - Wiecie co? – powiedziałam przystając. Wszyscy odwrócili się zaciekawieni – Kocham was chłopaki…
              Ashley drgnął niespokojnie. Przegryzł wargę, jak to miał w zwyczaju, gdy był poddenerwowany.
               Znałam go tak dobrze
  - To ja pójdę szybciej i… przygotuję jakąś pościel dla Effie – wyminął nas szybko.
  Nagle wyrżnął jak długi na ziemię.
  - Cholera! – wrzasnął podnosząc się. Miał zdarty łokieć. Uniosłam do góry jedną brew, przekręcając delikatnie głowę, kąciki moich ust drgnęły.
  - Ash – zaczął Andy – Wszystko OK?
  Purdy nie odpowiedział tylko pokuśtykał do przodu, przeklinając pod nosem.
                                                                   *
  - Ale z niego niewyżyty dzieciak – parsknął Biersack, kiedy byliśmy blisko bus’a – Kto ogarnie tego faceta?
  - Na pewno nie żadna laska – zachichotał Christian – Chyba, że zdrowo zakręcona.
  Widząc mój wyraz twarzy umilkł, a Jake walnął go w tył głowy.
  - Sorry Eff – rzucił przepraszająco perkusista.
  - Nikt już nie mówi do mnie Eff – powiedziałam cicho, wbijając wzrok w dal.
  - Przepraszam Eff.
  - Jestem Effie, a właściwie Elizabeth! – krzyknęłam.
  Jinxx przystanął.
  - Elizabeth?! – wykrzywił usta.
  - To brzmi tak… - zaczął Jake
  - …staro – rzucił spokojnie CC, za co zgromiłam go wzrokiem.
  Nigdy nie lubiłam swojego pełnego imienia. Wydawało mi się takie klasyczne i zwyczajne. Kiedy miałam 6 lat otwarto nową cukiernię. Chodziłam tam codziennie z tatą. Któregoś słonecznego dnia, gdy zamawiałam ciastko, właścicielka nazwała mnie Effie. Ta miła, starsza pani lubiła zdrabniać imiona. Od tego czasu prosiłam, aby wszyscy mnie tak nazywali.Stałam się Effie. Za to skrót od skrótu wymyślił Ashley.
              Uwielbiałam kiedy tak do mnie mówił
  Chyba właśnie dlatego postanowiłam unikać „Eff” jak ognia.

  Niedługo potem doszliśmy do autokaru. Spróbowałam ostatni raz sprzeciwu.
  - Nie wiem jak wam się odpłacę…
  - Zacznij się uśmiechać panno Sky – powiedział krótko Andy, pokazując rząd bielutkich zębów.       Jak zawsze był cholernie pociągający.
  Jednakże nadal coś mi tu nie pasowało.
  - Co robiliście w parku? – zapytałam spoglądając na nich podejrzliwie. Jeremy, Jake i Christian ulotnili się do środka.
  - Zobaczymy jak tam nasza niezdara Ashley – mrugnął do mnie Jinxx – Biedactwo pewnie teraz płacze na tyłach…
                                                                                         *
  - Poszliśmy odreagować  - rzucił krótko Andy stawiając przede mną talerz z jajecznicą i malinową herbatę.
  - Po dziesiątej rano? – zdumiałam się.
  - Wiesz, niedługo trasa i…
  - Musicie podwieźć mnie do domu – skończyłam niegłośno i drgnęłam na krześle.
  - Naprawdę chcesz tam wracać? – spytał siadając naprzeciwko z puszką napoju energetycznego.
  - Nie – odparłam szczerze – Ale też nie mogę zostać tu do końca życia…
  Wstałam i odstawiłam do zmywarki talerz oraz pusty kubek. Byłam naprawdę głodna.
  - Dlaczego? – upił łyk żółtego płynu, oblizując usta.
  - Ponieważ musiałabym spłacać wam kredyt do końca moich dni…
                                                                 *
  - Jinxx! – wydarł się CC.
  - Czego? – gitarzysta przerzucał kanały znudzony. W końcu zatrzymał się na jakimś amerykańskim serialu. Hanna Montana? 
  - Co w moim pokoju robią stringi twojej laski? – wrzasną stając w drzwiach i trzymając materiał miedzy dwoma palcami – W sumie to nawet fajnie – mruknął przyglądając im się.
Westchnęłam z politowaniem, a Andy pokręcił głową. Ścisnął moje ramię dając mi do zrozumienia, że jest ze mną.
  - Czekaj… - powiedział wolno Christian – Robiliście TO w moim łóżku?! – zaczął krzyczeć rzucając dolną część bielizny na podłogę i wybiegł błagając o jakiś odkażacz - Nie chcę się kleić od spermy!
Przeniosłam wzrok na kanapę, gdzie Jinxx uśmiechał się sam do siebie. Ach on i jego małżonka...
Już zapomniałam jak bez nich było nudno… Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, na chwile zapominając o wszystkich troskach. W tym momencie drzwi wejściowe otworzyły się w wkroczyła do nich czerwono - włosa dziewczyna.
  - Jeremy widziałeś moją bieliznę. Chyba ją u Ciebie zostawiłam… O tu jest! – podniosła z ziemi stringi, odgarniając włosy z twarzy.
- Sammi! – wrzasnęłam zeskakując z krzesełka i rzucając się na przyjaciółkę.
  Z Sammi Doll poznałam się zupełnie przez przypadek. Od razu się polubiłyśmy, a kiedy dowiedziałam się, że jest dziewczyną Ferguson'a było jeszcze lepiej. Potem dziewczyna wzięła z nim ślub. Było bardzo wyjątkowo i romantycznie. Sam miała wtedy blond włosy i śliczną, niebieską sukienkę. Nadal pamiętałam tą chwilę, gdy trzymając pod rękę Ashley'a uśmiechaliśmy się do pary młodej. Sami snuliśmy plany o wspólnym życiu, mimo nie akceptacji ze strony moich rodziców.
  Było nam razem dobrze
  Najwyraźniej los postanowił inaczej...

  - Dziewczyno, co ty tu robisz? - pisnęła odrywając się ode mnie.
  - Długa historia - uśmiechnęłam się do niej.
  - Cześć skarbie - Jeremy podszedł do Sammi dając jej soczystego buziaka w policzek, na co ona cicho zachichotała. I pomyśleć, że niedawno ja miałam podobnie.
  Andy przyglądał nam się z kuchni, popijając swojego energetycznego drinka.
  - Dlaczego nikt nie poinformował mnie - zakręciła na mnie palcem - o tej całej sytuacji?
  - Wszystko działo się tak szybko - odparł Jinxx - Opowiem Ci w pokoju, chodź! - pociągnął ją za rękę.
  - Tak - Biersack pokiwał głową - Wszyscy wiemy co będziecie robić. Tylko tym razem nie pomylcie pomieszczeń.
  Doll spojrzała dziwnie, a ja zaśmiałam się. Przytuliłam Andy'iego w pasie.
  - Tęskniłam za wami - szepnęłam.
  - My za tobą też mała. Wyskoczymy jutro wszyscy na lody, będzie tak jak dawniej - objął mnie ramieniem - Moja dziewczyna byłaby teraz na mnie wściekła - uśmiechnął się łobuzersko.
  W tym samym momencie ze schodów zeskoczył Jake. Widząc nas stanął w miejscu i pokręcił głową zdezorientowany.
  - Szykuje się nowy romansik? Będzie co opowiadać Juliet - wyjął z zamrażarki lód.
  - Tylko spróbuj. Co z nim? - wokalista mrugnął na lód.
  - Parę stłuczeń i zadrapań. Ale przeżyje - czułam się jak w "Chirurgach". Puściłam Andy'iego - Jest jakiś dziwny.
  - A kiedy nie był? - mruknęłam sama do siebie. Pitts puścił moje słowa mimo uszu. chyba nawet tego nie usłyszał, bo ruszył pędem na górę.
 - Twoje włosy potrzebują mycia - CC poszedł do kuchni, mijając nas - Chyba chcesz wziąć prysznic? - wyjął wodę z lodówki - I daj mi numer do jakieś dobrej firmy sprzątającej!

z perspektywy Ashley'a**

  Syknąłem kiedy Jake przycisnął lód do mojego łokcia.
  - Nieźle się urządziłeś stary - powiedziałem sam do siebie.
  - Nie jest tak źle. Do wesela się zagoi - pocieszył mnie gitarzysta - Co jest?
  - Effie. To jest - rzuciłem.
  Nie chciałem sam się przed sobą oszukiwać, że cieszyłem się kiedy ją zobaczyłem. Dobrze było mieć świadomość, że wszystko z nią OK. No może nie do końca. Od samego początku nie lubiłem jej rodziców. Zresztą, oni też za mną nie przepadali. Ba! Gdy byliśmy razem skłócili nas. Gdyby nie ten cholerny wyjazd być może wszytko było by w jak najlepszym porządku.
Nie ukrywam, tęskniłem z jej głosem, dotykiem, włosami...
Stop! Musisz zapomnieć o tej dziewczynie! I tak wystarczająco namieszała Ci w bani...
_________________
*w opowiadaniu członkowie BVB są młodsi niż w rzeczywistości. Wychodzi na to, że Ashley ma 23 lata.
**będę pisać z różnych perspektyw.
Nie jestem dumna z pierwszego rozdziału. Miał być zabawniejszy i ogólnie lepiej zbudowany. Ale w końcu to taki jakby wstęp, więc musi być trochę nudnych linijek. Poprawię się!

Proszę pisać co robię źle i jakie mogę zrobić poprawki (!)

  

10 komentarzy:

  1. Zajebisty rozdział. Pisz szybko dalej :D
    Nie jestem dobra w pisaniu komentarzy wybacz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetne!
    CC ze stringami mnie rozwalił xD
    Czekam na dalszy ciąg.
    Zapraszam do mnie : http://saviour-will-be-there.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. tylko maluteńki taki tyci błędzik(sorka ,że już na wstępie;*) odmienia się Ashley'a a nie ego;) A tak poza tym to rozdział świetny mam nadzieję ze wpadniesz również na moje blogi ;***
    http://becomingonewithourritual.blogspot.com/
    http://fearneverdesrtoyme.blogspot.com/
    http://iamstrongbithes.blogspot.com/
    Serdecznie zapraszam;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki :) Nie wiedziałam właśnie jak mam odmieniać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. KILKA NUDNYCH LINIJEK ? O.o

    Przecież to jest zajebiste .! Piszesz świetnie .!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie się bardzo podoba. Wszystko jest do siebie dopasowane i naprawdę fajnie piszesz (:

    OdpowiedzUsuń