Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć.
Jonathan Carroll
Los Angeles, 9:00 rano
Wychodząc z
samolotu uważnie rozglądałam się na lotnisku. Odnalazłam swoją walizkę, a
następnie usiadłam na jednej z ławek. Wygrzebałam z torebki portfel i
przeliczyłam pieniądze. Ludzie przechodzący obok patrzyli na mnie ze
współczuciem. W końcu co taka dwudziestolatka robi sama na lotnisku w Los Angeles?
Wstałam i ruszyłam do wyjścia ciągnąc za sobą fioletowy pakunek na kółkach.
Zatrzymałam pierwszą taksówkę z rzędu i wskazałam drogę. Zaczęłam rozmyślać nad
swoim losem, próbując ignorować zapach dymu papierosowego, który wytwarzał
kierowca.
Moi rodzice chcą
się rozwieść, mają mnie dosyć.
Czułam się przez to źle i postanowiłam uciec. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, (których zresztą było niedużo) po tym jak usłyszałam, że tu LA mieszka podobno moja daleka ciotka. Pewnie teraz każdy pomyśli, że to głupie i ryzykowne lecieć samemu z niewielką kwotą pieniędzy, aby znaleźć osobę, której w ogóle się nie zna i nie wiadomo czy istnieje z nadzieją, że ona Ci pomoże. Jednak ja chciałam spróbować i wierzyć, że ją znajdę. Nie miałam ochoty zostawać w domu i słuchać codziennych krzyków za każdy, nawet najmniejszy hałas.
Zostawiłam fałszywy liścik, że jadę na wakacje. Ironio! Pewnie nawet się nie zorientują, że mnie nie ma. Nawet nie zauważyłam kiedy kierowca zaczął dźgać mnie w żebra wskazującym palcem, że jesteśmy na miejscu. Uśmiechnęłam się krzywo.
Czułam się przez to źle i postanowiłam uciec. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, (których zresztą było niedużo) po tym jak usłyszałam, że tu LA mieszka podobno moja daleka ciotka. Pewnie teraz każdy pomyśli, że to głupie i ryzykowne lecieć samemu z niewielką kwotą pieniędzy, aby znaleźć osobę, której w ogóle się nie zna i nie wiadomo czy istnieje z nadzieją, że ona Ci pomoże. Jednak ja chciałam spróbować i wierzyć, że ją znajdę. Nie miałam ochoty zostawać w domu i słuchać codziennych krzyków za każdy, nawet najmniejszy hałas.
Zostawiłam fałszywy liścik, że jadę na wakacje. Ironio! Pewnie nawet się nie zorientują, że mnie nie ma. Nawet nie zauważyłam kiedy kierowca zaczął dźgać mnie w żebra wskazującym palcem, że jesteśmy na miejscu. Uśmiechnęłam się krzywo.
- Dziękuję –
powiedziałam, kiedy już wstałam, rzucając na siedzenie banknot i zabierając
bagaż. Gdy taksówkarz odjechał, zostałam sama na jednej z ulic w wielkim Los
Angeles…
*
Chodziłam z domu
do domu, pytając o ciotkę Cheney, ale nikt nie znał tu kobiety o takim
nazwisku. Niektórzy po prostu obrzucali mnie dziwnym spojrzeniem i zamykali
drzwi przed nosem.
Po paru
godzinach zaczęłam tracić nadzieję, usiadłam na krawężniku, stawiając walizkę
obok. Ponownie otworzyłam portfel i przeliczyłam sumkę. Hotel nie wchodził w
grę. Nie będzie mnie stać na nic więcej, jak wykupię sobie pokój na 24h.
Poszukiwanie schronienia na ulicznych osiedlach również było bez sensu. Nie
mieszkali tu sympatyczni ludzie. Najgorsze było to, że nie pomyślałam o tym, że
Isabelle Cheney po prostu nie istnieje. Tak bardzo wierzyłam.
Chciałam wierzyć
Rozejrzałam się.
Było późne popołudnie, słońce chowało się za horyzontem.
Przeczesałam
włosy palcami i ruszyłam w stronę pobliskiego parku. Mijałam rozłożyste drzewa i ciche uliczki, aż znalazłam jakąś ławkę.
Usiadłam na niej i zapinką do rowerów przyczepiłam walizkę do słupa. Nie
wiadomo, czy nie ma tu jakiś ulicznych złodziei. Wyjęłam koc i otuliłam się
nim. Przyglądałam się dzieciom bawiącym się w parku, aż do momentu w którym
moja sylwetka opadła na drewniane belki zapadając w sen.
***
Los Angeles, park Rossie , 10:00
Rano obudziłam
się niezwykle głodna. Było mi zimno, a kręgosłup bolał mnie niemiłosiernie, co
wywołało grymas bólu na mojej twarzy. Przeczesałam przetłuszczone włosy ręką i przejrzałam się w małym lusterku.
Wyglądałam jak trup, a usta miałam popękane. Wyjęłam starą Nokie i sprawdziłam godzinę. Zjadłam wczorajszą kanapkę z szynką. Ledwo przełykałam każdy kęs. Czułam puls w głowie. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o oparcie. Nie wiedziałam ile tak siedziałam, czułam na sobie tylko pogardliwe spojrzenia obcych ludzi i zdziwione miny dzieci, które szeptały między sobą. Pewnie uważali mnie za ćpunkę, albo kogoś innego o niezbyt dobrej opinii.
Wyglądałam jak trup, a usta miałam popękane. Wyjęłam starą Nokie i sprawdziłam godzinę. Zjadłam wczorajszą kanapkę z szynką. Ledwo przełykałam każdy kęs. Czułam puls w głowie. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o oparcie. Nie wiedziałam ile tak siedziałam, czułam na sobie tylko pogardliwe spojrzenia obcych ludzi i zdziwione miny dzieci, które szeptały między sobą. Pewnie uważali mnie za ćpunkę, albo kogoś innego o niezbyt dobrej opinii.
Nagle z transu
wyrwał mnie znajomy głos.
- Effie?
W tym momencie
przyrzekam, że umarłam. Bałam się otworzyć oczy, ale po namyśle delikatnie
rozchyliłam powieki, z powodu rażącego słońca. Przede mną stali kolejno Andy,
Jinxx, Jake, CC… oraz Ashley. Wpatrywali we mnie swoje piękne oczęta z rozdziawionymi
ustami.
- Co ty tu
robisz? – zapytał Andy – Tyle czasu Cię nie widzieliśmy!
Jego słowa
docierały do mnie jak przez mgłę, za to w głowie miałam mętlik. Zatopiłam oczy
w sylwetce Purdy’iego.
Usta zaczęły mi
drżeć, tak jak w dniu kiedy pożegnałam się z NIM. Trzy lata temu. Ja miałam siedemnaście
lat, a Ashley dwadzieścia*. Nadal pamiętałam tę noc, gdy widzieliśmy się po raz
ostatni. Oboje siedzieliśmy w moim pokoju, na dużym dwuosobowym łóżku. Wtedy
powiedziałam mu, że wyjeżdżam. Na zawsze. Pokłóciliśmy się. Złożył ostatni,
mocny i krótki pocałunek na moich ustach i wyskoczył przez okno do ogrodu…
Potem
dowiedziałam się o Black Veil Brides. Wiedziałam, że ON i reszta chcą zacząć
razem grać.
Nawet nie
zorientowałam się, kiedy opowiedziałam chłopakom jak się tu znalazłam.
- Idziesz z nami
– oświadczył CC.
- Ale… -
zaczęłam interweniować.
- Bez sprzeciwu
– powiedział Andy, pociągając mnie do góry, abym wstała. Poddałam się jego silnym dłoniom.
- Nie masz nic
do gadania – dodał Jinxx, a Jake przytaknął.
Tylko Ashley
siedział cicho, patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przejechał
ręką po włosach, a potem po szyi. Westchnęłam i zapakowałam swój koc do walizki,
którą zaraz wziął Biersack. Wyszliśmy z parku.
Christian zaczął
się śmiać z mojego zabezpieczenia, jednak szybko spoważniał.
- Nie powinnaś
być sama. Tu może się kręcić od jakiś zboczeńców i złodziei – stwierdził. Odchrząknęłam
znacząco.
- A co niby
miała zrobić? – Jake zmarszczył czoło. Odniosłam wrażenie, że czyta w moich myślach – Przylecieć z matką lub ojcem? – parsknął – Christian, mamy Ci zacząć
wszystko tłumaczyć od nowa?
CC otworzył
usta, ale zaraz je zamknął. Po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnęłam.
Parę minut później, po mojej próbie przekonywania ich, że nie mogę przyjąć propozycji mieszkania u nich, dowiedziałam się, że niedługo wyjeżdżają w trasę i wszyscy przebywają tymczasowo w dwupiętrowym Tour Bus’ie.
- Wiecie co? –
powiedziałam przystając. Wszyscy odwrócili się zaciekawieni – Kocham was
chłopaki…
Ashley drgnął niespokojnie. Przegryzł wargę, jak to miał w
zwyczaju, gdy był poddenerwowany.
- To ja pójdę
szybciej i… przygotuję jakąś pościel dla Effie – wyminął nas szybko.
Nagle wyrżnął
jak długi na ziemię.
- Cholera! –
wrzasnął podnosząc się. Miał zdarty łokieć. Uniosłam do góry jedną brew,
przekręcając delikatnie głowę, kąciki moich ust drgnęły.
- Ash – zaczął Andy
– Wszystko OK?
Purdy nie
odpowiedział tylko pokuśtykał do przodu, przeklinając pod nosem.
*
- Ale z niego
niewyżyty dzieciak – parsknął Biersack, kiedy byliśmy blisko bus’a – Kto ogarnie
tego faceta?
- Na pewno nie
żadna laska – zachichotał Christian – Chyba, że zdrowo zakręcona.
Widząc mój wyraz
twarzy umilkł, a Jake walnął go w tył głowy.
- Sorry Eff –
rzucił przepraszająco perkusista.
- Nikt już nie
mówi do mnie Eff – powiedziałam cicho, wbijając wzrok w dal.
- Przepraszam Eff.
- Jestem Effie,
a właściwie Elizabeth! – krzyknęłam.
Jinxx przystanął.
- Elizabeth?! –
wykrzywił usta.
- To brzmi tak…
- zaczął Jake
- …staro –
rzucił spokojnie CC, za co zgromiłam go wzrokiem.
Nigdy nie
lubiłam swojego pełnego imienia. Wydawało mi się takie klasyczne i zwyczajne.
Kiedy miałam 6 lat otwarto nową cukiernię. Chodziłam tam codziennie z tatą. Któregoś
słonecznego dnia, gdy zamawiałam ciastko, właścicielka nazwała mnie Effie. Ta
miła, starsza pani lubiła zdrabniać imiona. Od tego czasu prosiłam, aby wszyscy
mnie tak nazywali.Stałam się Effie. Za to skrót od skrótu wymyślił Ashley.
Chyba właśnie
dlatego postanowiłam unikać „Eff” jak ognia.
Niedługo potem
doszliśmy do autokaru. Spróbowałam ostatni raz sprzeciwu.
- Nie wiem jak
wam się odpłacę…
- Zacznij się
uśmiechać panno Sky – powiedział krótko Andy, pokazując rząd bielutkich zębów. Jak zawsze był cholernie pociągający.
Jednakże nadal
coś mi tu nie pasowało.
- Co robiliście
w parku? – zapytałam spoglądając na nich podejrzliwie. Jeremy, Jake i Christian
ulotnili się do środka.
- Zobaczymy jak
tam nasza niezdara Ashley – mrugnął do mnie Jinxx – Biedactwo pewnie teraz
płacze na tyłach…
*
- Poszliśmy
odreagować - rzucił krótko Andy stawiając
przede mną talerz z jajecznicą i malinową herbatę.
- Po dziesiątej
rano? – zdumiałam się.
- Wiesz,
niedługo trasa i…
- Musicie podwieźć mnie do domu – skończyłam niegłośno i drgnęłam na krześle.
- Naprawdę
chcesz tam wracać? – spytał siadając naprzeciwko z puszką napoju energetycznego.
- Nie – odparłam
szczerze – Ale też nie mogę zostać tu do końca życia…
Wstałam i
odstawiłam do zmywarki talerz oraz pusty kubek. Byłam naprawdę głodna.
- Dlaczego? –
upił łyk żółtego płynu, oblizując usta.
- Ponieważ musiałabym
spłacać wam kredyt do końca moich dni…
*
- Jinxx! –
wydarł się CC.
- Czego? –
gitarzysta przerzucał kanały znudzony. W końcu zatrzymał się na jakimś amerykańskim serialu. Hanna Montana?
- Co w moim
pokoju robią stringi twojej laski? – wrzasną stając w drzwiach i trzymając
materiał miedzy dwoma palcami – W sumie to nawet fajnie – mruknął przyglądając
im się.
Westchnęłam z
politowaniem, a Andy pokręcił głową. Ścisnął moje ramię dając mi do
zrozumienia, że jest ze mną.
- Czekaj… -
powiedział wolno Christian – Robiliście TO w moim łóżku?! – zaczął krzyczeć
rzucając dolną część bielizny na podłogę i wybiegł błagając o jakiś odkażacz - Nie chcę się kleić od spermy!
Przeniosłam
wzrok na kanapę, gdzie Jinxx uśmiechał się sam do siebie. Ach on i jego małżonka...
Już zapomniałam jak bez nich było nudno… Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, na chwile zapominając o wszystkich troskach. W tym momencie drzwi wejściowe otworzyły się w wkroczyła do nich czerwono - włosa dziewczyna.
Już zapomniałam jak bez nich było nudno… Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, na chwile zapominając o wszystkich troskach. W tym momencie drzwi wejściowe otworzyły się w wkroczyła do nich czerwono - włosa dziewczyna.
- Jeremy
widziałeś moją bieliznę. Chyba ją u Ciebie zostawiłam… O tu jest! – podniosła z
ziemi stringi, odgarniając włosy z twarzy.
- Sammi! –
wrzasnęłam zeskakując z krzesełka i rzucając się na przyjaciółkę.
Z Sammi Doll poznałam się zupełnie przez przypadek. Od razu się polubiłyśmy, a kiedy dowiedziałam się, że jest dziewczyną Ferguson'a było jeszcze lepiej. Potem dziewczyna wzięła z nim ślub. Było bardzo wyjątkowo i romantycznie. Sam miała wtedy blond włosy i śliczną, niebieską sukienkę. Nadal pamiętałam tą chwilę, gdy trzymając pod rękę Ashley'a uśmiechaliśmy się do pary młodej. Sami snuliśmy plany o wspólnym życiu, mimo nie akceptacji ze strony moich rodziców.
Było nam razem dobrze
Najwyraźniej los postanowił inaczej...
- Dziewczyno, co ty tu robisz? - pisnęła odrywając się ode mnie.
- Długa historia - uśmiechnęłam się do niej.
- Cześć skarbie - Jeremy podszedł do Sammi dając jej soczystego buziaka w policzek, na co ona cicho zachichotała. I pomyśleć, że niedawno ja miałam podobnie.
Andy przyglądał nam się z kuchni, popijając swojego energetycznego drinka.
- Dlaczego nikt nie poinformował mnie - zakręciła na mnie palcem - o tej całej sytuacji?
- Wszystko działo się tak szybko - odparł Jinxx - Opowiem Ci w pokoju, chodź! - pociągnął ją za rękę.
- Tak - Biersack pokiwał głową - Wszyscy wiemy co będziecie robić. Tylko tym razem nie pomylcie pomieszczeń.
Doll spojrzała dziwnie, a ja zaśmiałam się. Przytuliłam Andy'iego w pasie.
- Tęskniłam za wami - szepnęłam.
- My za tobą też mała. Wyskoczymy jutro wszyscy na lody, będzie tak jak dawniej - objął mnie ramieniem - Moja dziewczyna byłaby teraz na mnie wściekła - uśmiechnął się łobuzersko.
W tym samym momencie ze schodów zeskoczył Jake. Widząc nas stanął w miejscu i pokręcił głową zdezorientowany.
- Szykuje się nowy romansik? Będzie co opowiadać Juliet - wyjął z zamrażarki lód.
- Tylko spróbuj. Co z nim? - wokalista mrugnął na lód.
- Parę stłuczeń i zadrapań. Ale przeżyje - czułam się jak w "Chirurgach". Puściłam Andy'iego - Jest jakiś dziwny.
- A kiedy nie był? - mruknęłam sama do siebie. Pitts puścił moje słowa mimo uszu. chyba nawet tego nie usłyszał, bo ruszył pędem na górę.
- Twoje włosy potrzebują mycia - CC poszedł do kuchni, mijając nas - Chyba chcesz wziąć prysznic? - wyjął wodę z lodówki - I daj mi numer do jakieś dobrej firmy sprzątającej!
z perspektywy Ashley'a**
Syknąłem kiedy Jake przycisnął lód do mojego łokcia.
- Nieźle się urządziłeś stary - powiedziałem sam do siebie.
- Nie jest tak źle. Do wesela się zagoi - pocieszył mnie gitarzysta - Co jest?
- Effie. To jest - rzuciłem.
Nie chciałem sam się przed sobą oszukiwać, że cieszyłem się kiedy ją zobaczyłem. Dobrze było mieć świadomość, że wszystko z nią OK. No może nie do końca. Od samego początku nie lubiłem jej rodziców. Zresztą, oni też za mną nie przepadali. Ba! Gdy byliśmy razem skłócili nas. Gdyby nie ten cholerny wyjazd być może wszytko było by w jak najlepszym porządku.
Nie ukrywam, tęskniłem z jej głosem, dotykiem, włosami...
Stop! Musisz zapomnieć o tej dziewczynie! I tak wystarczająco namieszała Ci w bani...
_________________
*w opowiadaniu członkowie BVB są młodsi niż w rzeczywistości. Wychodzi na to, że Ashley ma 23 lata.
**będę pisać z różnych perspektyw.
Nie jestem dumna z pierwszego rozdziału. Miał być zabawniejszy i ogólnie lepiej zbudowany. Ale w końcu to taki jakby wstęp, więc musi być trochę nudnych linijek. Poprawię się!
Proszę pisać co robię źle i jakie mogę zrobić poprawki (!)
Z Sammi Doll poznałam się zupełnie przez przypadek. Od razu się polubiłyśmy, a kiedy dowiedziałam się, że jest dziewczyną Ferguson'a było jeszcze lepiej. Potem dziewczyna wzięła z nim ślub. Było bardzo wyjątkowo i romantycznie. Sam miała wtedy blond włosy i śliczną, niebieską sukienkę. Nadal pamiętałam tą chwilę, gdy trzymając pod rękę Ashley'a uśmiechaliśmy się do pary młodej. Sami snuliśmy plany o wspólnym życiu, mimo nie akceptacji ze strony moich rodziców.
Najwyraźniej los postanowił inaczej...
- Dziewczyno, co ty tu robisz? - pisnęła odrywając się ode mnie.
- Długa historia - uśmiechnęłam się do niej.
- Cześć skarbie - Jeremy podszedł do Sammi dając jej soczystego buziaka w policzek, na co ona cicho zachichotała. I pomyśleć, że niedawno ja miałam podobnie.
Andy przyglądał nam się z kuchni, popijając swojego energetycznego drinka.
- Dlaczego nikt nie poinformował mnie - zakręciła na mnie palcem - o tej całej sytuacji?
- Wszystko działo się tak szybko - odparł Jinxx - Opowiem Ci w pokoju, chodź! - pociągnął ją za rękę.
- Tak - Biersack pokiwał głową - Wszyscy wiemy co będziecie robić. Tylko tym razem nie pomylcie pomieszczeń.
Doll spojrzała dziwnie, a ja zaśmiałam się. Przytuliłam Andy'iego w pasie.
- Tęskniłam za wami - szepnęłam.
- My za tobą też mała. Wyskoczymy jutro wszyscy na lody, będzie tak jak dawniej - objął mnie ramieniem - Moja dziewczyna byłaby teraz na mnie wściekła - uśmiechnął się łobuzersko.
W tym samym momencie ze schodów zeskoczył Jake. Widząc nas stanął w miejscu i pokręcił głową zdezorientowany.
- Szykuje się nowy romansik? Będzie co opowiadać Juliet - wyjął z zamrażarki lód.
- Tylko spróbuj. Co z nim? - wokalista mrugnął na lód.
- Parę stłuczeń i zadrapań. Ale przeżyje - czułam się jak w "Chirurgach". Puściłam Andy'iego - Jest jakiś dziwny.
- A kiedy nie był? - mruknęłam sama do siebie. Pitts puścił moje słowa mimo uszu. chyba nawet tego nie usłyszał, bo ruszył pędem na górę.
- Twoje włosy potrzebują mycia - CC poszedł do kuchni, mijając nas - Chyba chcesz wziąć prysznic? - wyjął wodę z lodówki - I daj mi numer do jakieś dobrej firmy sprzątającej!
z perspektywy Ashley'a**
Syknąłem kiedy Jake przycisnął lód do mojego łokcia.
- Nieźle się urządziłeś stary - powiedziałem sam do siebie.
- Nie jest tak źle. Do wesela się zagoi - pocieszył mnie gitarzysta - Co jest?
- Effie. To jest - rzuciłem.
Nie chciałem sam się przed sobą oszukiwać, że cieszyłem się kiedy ją zobaczyłem. Dobrze było mieć świadomość, że wszystko z nią OK. No może nie do końca. Od samego początku nie lubiłem jej rodziców. Zresztą, oni też za mną nie przepadali. Ba! Gdy byliśmy razem skłócili nas. Gdyby nie ten cholerny wyjazd być może wszytko było by w jak najlepszym porządku.
Nie ukrywam, tęskniłem z jej głosem, dotykiem, włosami...
Stop! Musisz zapomnieć o tej dziewczynie! I tak wystarczająco namieszała Ci w bani...
_________________
*w opowiadaniu członkowie BVB są młodsi niż w rzeczywistości. Wychodzi na to, że Ashley ma 23 lata.
**będę pisać z różnych perspektyw.
Nie jestem dumna z pierwszego rozdziału. Miał być zabawniejszy i ogólnie lepiej zbudowany. Ale w końcu to taki jakby wstęp, więc musi być trochę nudnych linijek. Poprawię się!
Proszę pisać co robię źle i jakie mogę zrobić poprawki (!)
Zajebisty rozdział. Pisz szybko dalej :D
OdpowiedzUsuńNie jestem dobra w pisaniu komentarzy wybacz :)
Thx :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo jest świetne!
OdpowiedzUsuńCC ze stringami mnie rozwalił xD
Czekam na dalszy ciąg.
Zapraszam do mnie : http://saviour-will-be-there.blogspot.com/
Dziękuje, chętnie do Ciebie wpadnę.
Usuńtylko maluteńki taki tyci błędzik(sorka ,że już na wstępie;*) odmienia się Ashley'a a nie ego;) A tak poza tym to rozdział świetny mam nadzieję ze wpadniesz również na moje blogi ;***
OdpowiedzUsuńhttp://becomingonewithourritual.blogspot.com/
http://fearneverdesrtoyme.blogspot.com/
http://iamstrongbithes.blogspot.com/
Serdecznie zapraszam;***
Dzięki :) Nie wiedziałam właśnie jak mam odmieniać :)
OdpowiedzUsuńKILKA NUDNYCH LINIJEK ? O.o
OdpowiedzUsuńPrzecież to jest zajebiste .! Piszesz świetnie .!!
Haha mój stary komentarz.. :)
UsuńMnie się bardzo podoba. Wszystko jest do siebie dopasowane i naprawdę fajnie piszesz (:
OdpowiedzUsuń