Historia Ashley'a i Effie

sobota, 5 kwietnia 2014

Decyzja

Moje przemyślenia nie trwały długo, no i pojawił się nowy blog: http://our-sweet-blasphemy.blogspot.com/
Serdecznie zapraszam do czytania, komentowania, no i obserwowania :) Pierwszy rozdział już niedługo.
Hope you like it.
Cassidy

czwartek, 3 kwietnia 2014

INFORMACJA! [ważne]

Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, czegoś oczekuje, więc chciałabym tylko poinformować - zastanawiam się nad założeniem NOWEGO BLOGA.
Mnie samej wydaje się to absurdalne, bo jak wiadomo, nie dodaję regularnie, czasami z lenistwa, a czasami z braku czasu. W każdym razie ostatnio przyszedł mi do głowy ciekawy pomysł na opowiadanie, również o Black Veil Brides (oczywiście z motywem miłości), jednak w nim (zamiast Ashley'a) będzie Jinxx. Myślę, że byłoby to ciekawe, bo zazwyczaj widziałam opowiadania o Andy'm i Ash'u.
W ostatnim czasie dopadła mnie wena, ale nie jestem do końca przekonana do tego pomysłu. Z drugiej strony, dlaczego by nie zaryzykować?
Jeśli tylko coś postanowię, natychmiast tu napiszę. Zapewne informacje mogą się też pokazać na moim drugim blogu:
http://pozwol-byc-wolnym.blogspot.com/
Gdyby ktoś tu zajrzał, proszę, niech napiszę mi czy warto to zrobić - to na pewno pomoże mi w decyzji.
Trzymajcie się ciepło,
Cassidy
PS. Wpadnę na wasze blogi jak tylko będę mogła :)


piątek, 3 stycznia 2014

Epilog*

(po rozdziale 15)
Nigdy nie przepuszczałbym, że moglibyśmy do siebie wrócić z Ashley'em. Prawdopodobnie los chciał abyśmy byli ze sobą. Kocham go, a on kocha mnie. Chyba tutaj pora zakończyć naszą historię. Jesteśmy szczęśliwi. Black Veil Brides się rozwija, koncertuję i zdobywa coraz więcej fanów. A ja?
Pracuję w Flower Coffee od paru miesięcy i chyba nie ma lepszej pracy. Zaprzyjaźniłam się z Dylanem, który dołączył do niewielkiego grona moich przyjaciół. Dzięki kawiarni poznałam wiele osób z którymi nawiązałam kontakt. Moja rodzina mnie nie szuka, a mi jej nie brakuje. Mam inną - złożoną z pięciu wariatów, którzy już przyzwyczaili się do mojego towarzystwa.
Jeśli miałabym podsumować to, co działo się od mojego pierwszego dnia w Los Angeles nazwałabym to wybuchową mieszanką. Spotkały mnie zarówno dobre jak i złe rzeczy.
Ashley jest dla mnie najważniejszy na świecie, nie mogłabym bez niego żyć. Wszystko idzie po naszej myśli, dawne plany znowu stały się możliwe i jestem pewna, że na pewno damy radę je w przyszłości wypełnić. Zdarzają się kłótnie, chyba jak w każdym związku, ale to chyba normalne. Umacniają nas w naszych uczuciach i to jest piękne.
Gdyby nie jedna decyzja, moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.
Jak?
Tego nigdy się nie dowiem.
________________________________________
* nie zabijcie mnie za to
I tutaj odpowiadam na komentarze. Ciężko jest mi się do tego zabrać po takich pozytywnych opiniach :* 
Ale w końcu muszę.
Będę szczera - nie mam już siły dalej ciągnąć tego opowiadania. Miałam w planach jeszcze parę rozdziałów, ale po prostu nie wiem co dalej pisać - mam nadzieję, że rozumiecie. Chyba każdy z nas (blogerów) miał już jakąś blokadę i nie widział co dalej napisać. Po za tym nie mam pomysłów - to chyba mój główny powód zakończenia historii Ash'a i Effie. Po prostu nie daje rady stworzyć im dalej przyszłości, chcę aby żyli w spokoju i cieszyli się sobą. Żadnych kryzysów i innych problemów (przywiązanie i te sprawy). Nie oszukujmy się - jakbym dalej pisała o ich idealnym związku, sama umarłabym z nudów.
Jestem przywiązana do tego bloga, głównie dlatego, że jest on moim pierwszym.
W każdym razie nie jestem z siebie dumna, bo zaczynając pisać w głowie miałam mnóstwo pomysłów, ale z czasem one po prostu zniknęły. Miało być więcej rozdziałów i ogólnie ciekawsza fabuła (jeśli było tu coś z fabułą XD). Przechodząc do sedna - dziękuje wszystkim, którzy czytali/jeszcze przeczytają te opowiadanie. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jeśli ktoś chciałby kiedyś powrócić do historii naszej dwójki, to nic nie stoi na przeszkodzie ;)
No i w sprawie komentarzy
Kiedy wersja książkowa? Przy takich komentarzach zawsze się uśmiecham :) Nie mam pojęcia, chociaż to byłoby bardzo fajne.
@Purdy Girl, błagam nie popadaj w depresję ;) Jest o wiele lepszych opowiadań od mojego XD Ciepło mi się na sercu zrobiło jak to przeczytałam ^^

ZASTANAWIAM SIĘ NAD ZAŁOŻENIEM KOLEJNEGO BLOGA, ALE OBAWIAM SIĘ, ŻE BĘDZIE JAK Z TYM. BYĆ MOŻE BĘDZIE MIESZANKĄ RÓŻNYCH ZESPOŁÓW, KTO WIE? 
OBIECUJĘ TO PRZEMYŚLEĆ, BO UWIELBIAM PISAĆ I CHYBA NIE MOGŁABYM Z TEGO ZREZYGNOWAĆ :-3

To chyba wszystko, za bardzo się rozpisałam, ale mam prośbę:
~ jeśli ktoś posiada twittera, niech napiszę swoją nazwę w komentarzu ;)
~ możecie też napisać linki do swoich blogów, będę wdzięczna :)

KOCHAM WAS!!! <3

Rozdział 15

Ashley posadził mnie na brzegu dużej wanny i odkręcił wodę. Nie mogłam go rozgryźć choć wiedziałam, że coś kombinuje. Przybrał poważny wyraz twarzy i wyszedł z pokoju, aby po chwili przyjść z powrotem z moją piżamą. W tym czasie wanna skończyła się napełniać, a ja zostałam sama w łazience. Wzruszyłam ramionami, po czym zrzuciłam z siebie ubrania i zanurzyłam swoje ciało w wodzie. Zaczęłam podziwiać wygląd łazienki, która była urządzona w czerwono - szarych barwach. Nad wanną znajdowało się małe okienko. W kącie była również kabina prysznicowa, a na przeciwko niej umywalka na białej komodzie. Zamknęłam oczy, aby chociaż na parę minut móc się zrelaksować. Zdecydowanie tego było mi potrzebna. W powietrzu unosił się przyjemny zapach płynu do kąpieli
Nagle usłyszałam plusk i gwałtownie uchyliłam powieki. Przede mną siedział Ashley z szerokim uśmiechem na twarzy, niczym joker.
- Ash! - oburzyłam się, a moje policzki oblał rumieniec. Chyba każdy na moim miejscu poczułby się nieco niekomfortowo. Niecodziennie do wanny wskakuje ci Ashley Purdy.
- Przepraszam, że tyle to trwało, ale musiałem coś jeszcze załatwić - wyciągnął się wygodnie. Wpatrywaliśmy się tak w siebie, siedząc po przeciwnych stronach wanny. Dookoła było pełno piany, którą zaczęłam wyławiać dłońmi. Poczułam jak Ashley jeździ palcami po moich nogach. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale jakoś cudem udało mi się uspokoić.
- No daj spokój, Eff - skomentował basista, zbliżając się do mnie - Uśmiechnij się.
Dostałam delikatnego buziaka w policzek i tym razem nie mogłam powstrzymać się od tego, aby kąciki moich ust nie poszły w górę. Ashley chwycił mnie w pasie i usadził plecami w swoją stronę. Oparłam się o jego klatkę piersiową. Uwielbiałam jego dotyk i to w jaki sposób oplatał mój brzuch ramionami. Czułam się wtedy taka bezpieczna i mogłabym na zawsze pozostać w takiej pozycji.
- Kocham Cię - szepnął cicho do mojego ucha - Kocham Cię, kocham Cię...
Muzyk złożył parę szybkich pocałunków na mojej szyi. Te krótkie słowa znaczyły tak wiele.
- Wiesz, że ja Ciebie bardziej? - odpowiedziałam zadziornie, dotykając palcami jego tatuaży na przedramieniu. Starałam się uważać na rękę, która jeszcze była zabandażowana. To zabawne, że mogła się teraz moczyć w wodzie.
- Nie sądzę - pokazał rządek białych zębów.
- Nie będę się z tobą droczyć - odparłam, całując go w usta.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Pół godziny? Godzinę? Mogłam jedynie zaobserwować to, że woda robiła się coraz chłodniejsza, a ja coraz bardziej śpiąca.
- Idziemy spać, co mała? - zapytał cicho, odgarniając moje włosy na bok. Mruknęłam równie cicho w odpowiedzi i wolno wstałam, biorąc przy okazji ręcznik leżący na brzegu wanny.

*
Rano obudziłam się w ramionach Ashley'a i to był widok jaki chciałam widzieć każdego dnia. Mój śpiący ukochany z lekkim uśmiechem na ustach. Wyswobodziłam się z jego objęć, po czym wstałam cicho, by go nie obudzić i ubrałam się w szare dresy oraz czarną bokserkę.
Ku mojemu zdumieniu w salonie byli już Christian i Andy, oglądający program muzyczny w telewizorze.
- Hej Effie - przywitał się ze mną wokalista, a CC zrobił to samo tyle, że wstając i idąc ze mną do kuchni.
- Nie krępuj się i bierz co chcesz. Polecam płatki na mleku - powiedział, siadając na blacie kuchennym. Idąc za jego radą przygotowałam sobie śniadanie i zajęłam miejsce obok perkusisty. Nie było tu najwygodniej, ale przynajmniej przyjemnie i spokojnie.
- Idę dzisiaj na spotkanie - oznajmiłam, pochłaniając kolejną łyżkę musli z mlekiem - I mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszył - dodałam.
- Jesteś pewna? - zdziwił się - Nie wolisz wziąć Ashley'a? Tylko nie mów mi, że jeszcze mu nie powiedziałaś.
- Na razie nie wie - oblizałam usta - To ma być niespodzianka, więc ani słowa.
- Ale nie zamierzasz iść w takim stroju? - uderzyłam go pięścią w ramię - No co?

Wkrótce zebrała się reszta towarzystwa. Po posiłku muzycy zajęli się swoimi sprawami, a przede wszystkim dziewczynami, za którymi tak tęsknili przez cały wyjazd. Dziwiłam się, że dałam radę uodpornić się na samotność przez te 3 lata. Owszem, zdarzały się przelotne znajomości, ale nikt nie mógł zająć miejsca Ash'a.
Tak więc o południu zaczęłam przygotowywać się na rozmowę w kawiarni. To mogło wydawać się głupie, ale mi naprawdę zależało na tej pracy. Chciałam zrobić dobre pierwsze wrażenie, nawet jako kandydatka na noszenie kawy. W ciągu 45 minut udało mi się wybrać odpowiedni zestaw ubrań, a także wyprostować włosy i zrobić makijaż.
- Christian, wychodzimy - zapukałam do drzwi jego pokoju.
- Tylko nie mów, że kręcisz z moim kumplem - kiedy wchodziliśmy do przedpokoju przed nami pojawił się Ashley z podejrzliwym, a zarazem pogodnym wyrazem twarzy.
- Nie martw się kocie, po prostu musimy coś załatwić - pocałowałam basistę w nos - Obiecuję, że niedługo dowiesz się o co chodzi.
- No i zostałem w domu sam - mruknął niezadowolony, stojąc w drzwiach - Co ja mam teraz robić?
- Zajmij się sobą i zrób sobie dzień wolny od jakiegokolwiek wysiłku - krzyknęłam, wchodząc do auta CC'ego.
Podczas jazdy słuchaliśmy jakiejś płyty ze schowka, ale kompletnie nie mogłam skupić się na tekście utworu, który właśnie leciał. Cieszyłam się muzyką i podziwiałam widoki za oknem.
W końcu, po mniej więcej 20 minutach jazdy dotarliśmy pod ową kawiarnię. Christian zaparkował samochód. Na czarnym szyldzie odczytałam nazwę miejsca. Lokal miał nazwę Flower Coffee. Wręcz uroczo. Razem z moim towarzyszem zajrzeliśmy przez szybę i lustrowaliśmy wzrokiem wnętrze kawiarni.
- Ta blondynka to Lauren? - zapytałam, wskazując na szczupłą i wysoką kobietę, która widocznie flirtowała z jakimś klientem.
- Tak - usta CC'ego zacisnęły się w wąską kreskę - To ona.
- Jesteś pewien, że powinnam tu pracować? - zwróciłam się do niego z pytaniem - Jeszcze mogę się wycofać.
- Mówiłem, ona jest przeszłością - powiedział bez wahania - Idź! - ponaglił mnie.
- A ty nie wchodzisz? - uniosłam do góry brwi.
- Nie będę siebie ani Ciebie narażał na niepotrzebne pytania. Poczekam tu i będę patrzył co się dzieje. Ok? - kiwnęłam tylko głową i po wzięciu paru oddechów, wkroczyłam do budynku.

- Dzień dobry, co podać? - zapytała Lauren, niechętnie przerywając pogawędkę z facetem.
- Chciałabym się tu zatrudnić - oświadczyłam, pewnie patrząc w jej oczy - Mogłabym rozmawiać z...
- Dylan! - krzyknęła blondynka w stronę tak zwanego zaplecza - Chodź tu na chwilę!
Po paru sekundach obok Lauren pojawił się wysoki blondyn. Jego kolor włosów był dosłownie taki sam jak Watson. Mieli bardzo podobne rysy twarzy, tyle, że oczy tego chłopaka miały zielony odcień. Krewni?
- Pani chciałaby zacząć tu prace. Miałbyś chwilę? – powiedziała w jego stronę, a Dylan przyjrzał mi się z zainteresowaniem. Dokładnie zbadał wzrokiem moją twarz, a następnie machnął ręką, abym poszła za nim na zaplecze. Ostatni raz odwróciłam się w stronę okna, gdzie Christian uniósł kciuki do góry w celu dodania mi otuchy. Z tą motywacją, udałam się na zaplecze kawiarni. Spodziewałam się półek z rzeczami potrzebnymi do wyrobu koktajli, smoothie, a także mleka i tego typu rzeczy, ale zamiast tego zobaczyłam uporządkowane biurko w eleganckim pokoju pomalowanym na niebiesko. Usiadłam na czerwonym, plastikowym krześle i oczekiwałam tego co ma być dalej.
*
Po wszystkim, wydostałam się z Flower Coffee i z uśmiechem podeszłam do CC’ego. Nie musiał o nic pytać, gdyż mój wyraz twarzy mówił wszystko. Nie potrafiłam ukryć tego, jaka byłam szczęśliwa. Oczywiście praca oznaczała koniec z ociąganiem się ze wstaniem z łóżka i poranne lenistwo przed telewizorem. Jednak warto było to poświęcić, aby móc zacząć funkcjonować jak normalny, dorosły człowiek.
Do domu wróciłam cała w skowronkach i natychmiast poinformowałam Ashley’a o moim małym ‘sukcesie’. Co prawda miałam to zachować w tajemnicy i powiedzieć o tym dopiero w odpowiednim czasie. Czyli najprawdopodobniej wieczorem.
Czy był zachwycony? Na pewno był trochę zaskoczony tym, że nie będzie mnie w domu przez kilka godzin dziennie i to go martwiło, ale widziałam również, że jest ze mnie dumny i mnie wspiera. Z powodu tego radosnego wydarzenia razem z Black Veil Brides musieliśmy to jakoś uczcić – kolejnym wieczorkiem z drinkami pod nocnym niebem.
_______________________________________
Wszystko tłumaczę w Epilogu.

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 14

Minęło tych parę nieszczęsnych dni i wszyscy wróciliśmy do Los Angeles. Oczywiście Ashley musiał zapłacić spory mandat za przekroczenie prędkości, nie mówiąc już o pieniądzach za auto. Żałowałam, że chłopakom nie udało się dokończyć trasy. Ash miał poczucie winy i przez cały powrót obiecywał im, że następnym razem dadzą czadu. Rozpierała go energia i praktycznie nie mógł usiedzieć na kanapie. Tak bardzo chciałam aby jego ręka mogła spokojnie wyzdrowieć.

- To jest takie słodkie – zachwycał się tym co fani do niego pisali jak dotarliśmy do domu chłopaków. Widać było, że inni mu współczuli i z pokorą przyjęli to, że na razie nie będzie koncertów.
Black Veil Brides oczywiście nie mieszkali przez cały czas razem, zresztą myślę, że nie daliby rady wytrzymać ze sobą tyle czasu.
Dom miał biały odcień z czerwonymi dachówkami, a za nim było widać kawałek ogrodu. Budynek nie był taki duży jak się spodziewałam, aczkolwiek każdy miał własny pokój. Ku mojemu zdziwieniu wszędzie panował porządek i nieskazitelna czystość. Nabrałam podejrzeń, że Juliet, Sammi i Ella odwiedziły chłopców przed wyjazdem. Jake chyba czytał mi w myślach, bo nachylił się na moim uchem i szepnął.
- Nie przyzwyczajaj się. To tylko chwilowe - puścił oko, po czym razem z Jinxx'em zaczęli wnosić na górę bagaże, podczas gdy Ashley leżał rozłożony na sofie i czytał wiadomości z Twittera. Uśmiechnęłam się lekko. Na razie wszystkie najcięższe chwilę były za nami.
Po zaniesieniu swoich rzeczy do pokoju Ashley'a, który uparł się abym spała razem z nim, wybrałam się na taras. Ogród okazał na nieduży, ale za to uroczy. Z drzewa zwisały dwie liny, na których umocowana była drewniana huśtawka. Parę metrów dalej zauważyłam stół, przy którym prawdopodobnie odbywał się grill.
Usiadłam na huśtawce i zajęłam się obserwowaniem roślin.
Na różowo-pomarańczowym niebie zachodziło słońce, resztami promieni oświetlające moją twarz. Zamknęłam oczy i poczułam niesamowity spokój. Zaczęłam zdawać sobie sprawę. jakie mam szczęście. Gdyby nie to, że wszystko potoczyło się inaczej niż się spodziewałam, nie miałabym pewności co dalej by się ze mną stało. Co by było chłopcy nie poszli tego dnia do parku? Co by było gdyby nie zwrócili uwagi na zwykłą dziewczynę, zajmującą miejsce na ławce razem z niedużą walizką?
Nie widziałam.
A co miałam zrobić ze swoim życiem? Nie mogłam być wiecznie pod opieką Ashley'a, a tym bardziej obciążać wydatkami pozostały zespół. Nadal z zamkniętymi oczami, zaczęłam wyliczać na głos prace, które mogłabym wykonywać. Musiałam się wreszcie za to wziąć i nauczyć się samodzielnie żyć.  
- O czym myślisz? - usłyszałam głos za sobą i z wrażenia puściłam linki, do których była przymocowana huśtawka. Wpadłam prosto w ramiona Christian'a. Poznałam go po zapachu, zawsze używał tej wody kolońskiej. Perkusista posadził mnie z powrotem na miejsce, a zaraz potem usiadł na przeciwko i zaczął rwać trawę z ziemi.
- Jak długo tu jesteś? - zapytałam, nadal trochę zszokowana tym co się stało. Nie sądziłam, że coś może mnie jeszcze dzisiaj zdziwić.
- Co zamierzasz? - odpowiedział mi pytaniem, zupełnie ignorując moje wcześniejsze słowa. Powaga w jego głosie wywołała u mnie dziwną falę uczuć - Co planujesz Effie Sky?
- Zacząć dorosłe życie - odparłam, starając się aby mój głos nie wyrażał niepewności - Choć bardzo tego nie chcę, muszę działać. Nie jestem wybitnie utalentowana jak wy - dodałam z delikatnym uśmiechem.
Brązowe oczy Christiana zdawały się przebijać mnie na wylot.
- Mam dla Ciebie propozycję - powiedział po chwili milczenia. Nie odrywał ode mnie wzroku.
- Jaką? - nie ukrywam, zaciekawił mnie - Co to za propozycja?
- Pamiętasz jak mówiłem wam o Lauren, tej lasce, którą poznałem w Wesołym Miasteczku?
Pokiwałam twierdząco głową, przypominając sobie podekscytowanie Christian'a kiedy do nas przybiegł.
- No więc, ona dała mi ulotkę -zanurzył palce w kieszeni i wyciągnął pogięty, żółty kawałek papieru - Mówiła, że pracuję w tej kawiarni i że nadal szukają pracowników - dorzucił powoli - Nie kontaktujemy się już. Okazało się, że tylko się mną zabawiła i miała w tym czasie jakiegoś gostka. Cieszę się, że nie posunęliśmy się do czegoś większego i nasze kontakty ograniczały się tylko do kamerki internetowej - wzdrygnął się przy tych słowach.
- Oh, Christian tak mi przykro - posmutniałam - Gdybyś tylko powiedział co się stało na pewno jakoś mogłabym ci pomóc i...
- Wszystko dobrze Eff - przerwał mi - Skupmy się na tym, co miałem ci powiedzieć. Nie mam pojęcia, czy to będzie ci odpowiadało, ale może chciałabyś tam spróbować. Chociaż na czas gdy nie znajdziesz czegoś co będzie ci bardziej odpowiadać. Ta kawiarnia jest niedaleko od nas i łatwo byłoby ci się tam dostać. W dodatku Lauren mówiła, że całkiem nieźle tam płacą. Co ty na to?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Może CC miał rację? Jego propozycja mi odpowiadała. Nawet najmniejszy zarobek sprawiłby, że miałabym mniejsze poczucie winy.
- A czy nie byłbyś zły, że pracowałaby razem z kobietą z którą kręciłeś? - przejęłam ulotkę do rąk i zaczęłam czytać informację na niej zawarte.
- Ona jest przeszłością. Owszem, trochę bolało, ale i tak nie znaliśmy się długo - posłał w moją stronę promienny uśmiech i również podniósł się z miejsca.
- "Zatrudnimy energiczne, uprzejme i kontaktowe osoby..."? - zacytowałam, po czym cicho zachichotałam - No nie wiem, jestem dosyć nieśmiała. A energiczna? Czy ja wiem.
- Jakby nie patrzeć, zmieniłaś się. Nawet nie wiesz, jak byłem zaskoczony, gdy zauważyłem Cię po tych latach. Twoje rysy twarzy się zmieniły. Wydawałaś się taka dorosła, ale było w tobie coś dziecięcego - oznajmił, lustrując wzrokiem rośliny w ogrodzie - Nie mam nic złego na myśli, jesteś piękną i mądrą kobietą - dodał kiedy wchodziliśmy do domu - Po prostu wydajesz się dobrą kandydatką do tej pracy.
- Zawstydzasz mnie - mruknęłam, rzucając się na sofę, koło głowy Ash'a, który nadal przeglądał Twittera.

- Gdzie byliście tyle czasu? - zapytał Andy, po czym wyłonił się z kuchni z fartuchem na sobie. Wyglądał komicznie, a zarazem uroczo. Czyżby ukrywał się tu talent kucharski?
- W ogrodzie - rzuciłam, odgarniając włosy do tyłu - Zwykła pogawędka. Co tam gotujesz?
- Spaghetti - odkrzyknął z powrotem kryjąc się w kuchni - Nie wiem jak wy, ale mam zamiar zjeść dzisiaj coś porządnego i nie ruszać się z domu. Zaciekawiło mnie, jak Andy radzi sobie w gotowaniu. Wstałam z ociąganiem i zajrzałam do pomieszczenie obok salonu.
Typowa, nowoczesna kuchnia w biało-czarnych kolorach. Przy palnikach stał Andy i mieszał w garnku sos. Nachyliłam się nad naczyniem i wciągnęłam nosem smakowity, pomidorowy zapach.
- Wiesz ile dziewczyn marzy, aby ich chłopak tak gotował - kąciki ust wokalisty nieśmiało podniosły się góry. Chyba był z siebie dumny, choć trudno było to stwierdzić, bo skupił się na dodawaniu sosu i mięsa na talerze z makaronem.
Obleciałam cały dom, aby zawołać wszystkich na obiad. Biersack zgarnął mnóstwo pochwał, nie było tu mowy o marudzeniu - spaghetti było po prostu świetne.

*
Wieczorem, zrobiliśmy się sobie małą imprezę w ogrodzie. Siedzieliśmy przy stole sącząc drinki i opowiadając różne historie. Było jak dawniej. Ashley całkowicie wrócił do siebie i zaczął żartować. Widziałam jednak, że po dwóch godzinach lenistwa miał dosyć. Nic dziwnego, podróż była wyczerpująca i wszyscy czuli się zmęczenie. Zajął się drażnieniem ustami mojej twarzy i szyi, doprowadzając mnie do kompletnego szaleństwa. 
- Idziemy już? - szepnął mi do ucha - Śpiący jestem.
Wywróciłam oczami i dopiłam swój napój. Ashley zrobił to samo i podniósł się z ławki na której siedzieliśmy. Podał mi rękę i pociągnął mnie do siebie tak, że wylądowałam w jego ramionach.
- Dobranoc panowie - pomachałam reszcie zespołu i udałam się z Ash'em do środka budynku.
Dotarliśmy do jego pokoju w ślimaczym tempie. Było kompletnie ciemno, więc zaraz się potknęłam. Najprawdopodobniej nasze walizki stanowiły największą przeszkodę. W końcu dostałam się do szafki nocnej i natrafiłam na włącznik. Światło pomogło nam odnaleźć bagaże. Poukładaliśmy je pod ścianą. W pokoju był lekki bałagan, ale nie przeszkadzało mi to.
- Co teraz? - zapytał Ashley, unosząc do góry brew - Masz ochotę na kąpiel?
- Co masz na myśli... - nie dokończyłam, bo zostałam złapana w pasie i zaniesiona do łazienki. Chyba nie będzie to zwykła kąpiel...
_____________________________________
Znowu nie było mnie długi czas, za co przepraszam. Ten rozdział jest praktycznie o niczym, wybaczcie mi. Na blogu pojawi się pewnie jeszcze parę rozdziałów i epilog. Dziękuje tym, którzy jeszcze tu zaglądają i oczekują kolejnej notki.
Za wszelkie błędy i niedociągnięcia najmocniej przepraszam.

środa, 30 października 2013

Rozdział 13

Gdy wróciłam, reszta towarzystwa już na mnie czekała. Sammi nerwowo poprawiała włosy, CC miał smutną minę, a Andy nerwowo chodził od automatu z napojami do jakiś drzwi.
- I co z nim? - zapytał zmęczony wokalista, podając mi mikrofon.
- Jest nieprzytomny - westchnęłam - Porozmawiamy później, mamy 20 minut spóźnienia.
Sammi położyła mi dłoń na ramieniu.
- Skarbie, podziwiam cię. Gdyby coś takiego stało się Jeremy'emu nie wiem czy dałabym radę cokolwiek zrobić - oznajmiła cicho, sprawiając tym samym, że poczułam ukłucie w sercu.
- Chodźmy - zawołał Andy, pewnie chcąc jak najszybciej zakończyć to wszystko i jechać do szpitala. Przytaknęłam, w ogóle nie czując stresu.

Miałam wrażenie, że mój głos drży. Widziałam przed sobą Ashley'a. Tak jakbym z nim śpiewała tą piosenkę. Pod sceną stała szczęśliwa para młoda. Zapewne przypomniały im się chwilę, gdy się poznali. Wspomnienia przychodziły z każdym słowem, wywołując u mnie niekontrolowany uśmiech.
Nawet nie zauważyłam, gdy muzyka przestała grać, a widownia głośno klaskała. Andy i ja dostaliśmy podziękowania oraz gigantyczny bukiet kwiatów.
Po zakończonym występie natychmiast udałam się do garderoby, aby nałożyć na siebie wygodniejsze ubrania, ale nagle ktoś zaczął mnie wołać. Zatrzymałam się odruchowo. Parę metrów za mną stała panna młoda. Podeszłam do niej, aby dowiedzieć się o co chodzi. Może nie podobał jej się występ?
- Effie, prawda? - zapytała z szerokim uśmiechem - Pięknie zaśpiewaliście 'Another Heart Calls", bardzo wam dziękuje, to było niesamowite. Jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu - oznajmiła wesoło.
- Ja również dziękuje. Występ był cudownym doświadczeniem - odwzajemniłam jej uśmiech. Kobieta wzięła mój numer, aby jakby co zadzwonić. Dumna z siebie z powrotem skierowałam się do garderoby. Szybko ubrałam się w szary sweter i ciemne jeansy. Nakładając buty, zdołałam usłyszeć telefon, który włączyłam do ładowania po przyjeździe.
- Halo? - spytałam siłując się ze sznurówką.
- Ashley się obudził. Jest trochę zdezorientowany i chce cię jak najszybciej zobaczyć - poinformował mnie rzeczowo Jake.
- Zaraz będę - rozłączyłam się. Prędko skierowałam się do wyjścia klubu, zbierając po drodze resztę ekipy.

Gdy we czwórkę wcisnęliśmy się do taksówki, Andy przejął inicjatywę.
- Ok. Plan jest następujący: jedziemy taksówką, bo reszta pakuje sprzęt i inne pierdoły. Zobaczymy co z Ash'em, a w tym czasie autokar podjedzie pod szpital. Zrozumiano? - wszyscy kiwnęliśmy zgodnie głowami.
- Ej Eff, już wszystko dobrze - pocieszał mnie CC siedzący pośrodku mnie i Sammi. Zapewne widział jak zdenerwowana zaciskałam ręce w pięści, dlatego ujął moją rękę i splótł nasze palce w przyjacielskim uścisku - Wszystko z nim w porządku, jest przytomny. Na pewno szybko z tego wyjdzie.
- Dziękuje Christian - oparłam głowę na jego ramieniu. Byłam totalnie zmęczona wszystkimi wydarzeniami, nie mówiąc już o wypadku Ashley'a. Mimo uspokojeń perkusisty nadal czułam się bardzo zaniepokojona i trudno było mi zebrać myśli.
W końcu samochód stanął pod szpitalem, już drugi raz dzisiaj. Nie zatrzymywaliśmy się w recepcji, tylko od razu poszliśmy do sali w której leżał Ash.
- Kochanie - wpadłam zniecierpliwiona do pomieszczenia. Zaraz za mną pojawili się kolejno Andy, CC i Sammi.
- Zasnął - powiedział Jeremy. Razem z Pitts'em siedzieli na dwóch plastykowych krzesłach, które musieli wynieść z korytarza - Cały czas na ciebie czekał, ale był strasznie zmęczony i jak widzisz...
- Biedactwo - szepnęłam zakładając mu kosmyk włosów za ucho, siadając tym samym na brzegu szpitalnego łóżka.
- Wiecie w ogóle jak to się wszystko stało? - wtrącił Andy, patrząc na plaster przyklejony do czoła basisty. Jego smutna twarz wyglądała na zmartwioną i zmęczoną, dlatego pokazałam mu miejsce obok mnie. Usiadł niechętnie, chociaż widziałam, że poczuł natychmiastową ulgę.
- Rozmawialiśmy z lekarzem i przepytano już świadków. Dowiedzieliśmy się, że Ashley przekroczył dozwoloną prędkość i nie zdołał zahamować na zakręcie, dlatego auto trafiło w drzewo, zjeżdżając przy tym do niewielkiego rowu - oznajmił Jake, głęboko wzdychając - Szkody będą trochę kosztować, ale teraz to nieważne.
- A jakieś obrażenia? - dodała cicho Sammi, siadając na kolanach Jinxxa i zanurzając usta w jego szyi, co wyglądało niesamowicie uroczo.
- Na szczęście nie stało się nic poważniejszego niż skręcony nadgarstek. Oprócz tego trochę siniaków, stłuczeń i zadrapań. Ten głupek miał wielkie szczęście - gitarzysta wyciągnął się na krześle i ziewnął - Większy problem jest z tym, że musimy przerwać trasę, aby Ashley mógł spokojnie powrócić do zdrowia i odpocząć. To w sumie zabawne, bo dopiero co wróciliśmy z małych wakacji.
- Myślę, że to przyda się nam wszystkim - odezwałam się w końcu - Tylko wiecie, że zawiedziecie fanów?
- Już prawie skończyłem z Ash'em nowy tekst. Jeszcze tylko muzyka i zaskoczymy wszystkich nowym utworem - Biersack uśmiechnął się słodko - A teraz proponuję zostawić naszą parę samą. Effie na pewno chce sobie spokojnie pomyśleć.
Reszta przytaknęła i lekko się ociągając opuściła salę, patrząc ostatni raz na poszkodowanego. Kiedy zostaliśmy tylko ja i Ashley, ze smutkiem położyłam się obok mojego faceta i objęłam go rękami w pasie, wtulając się w umięśnione plecy. Czułam lekką pustkę, ale czułam się bezpieczna wiedząc już, że osoba którą kocham jest przy mnie.
- Eff - usłyszałam lekko zachrypnięty i zaspany głos Ash'a.
- Cśśś - mruknęłam, mocniej go obejmując, ale starając się zarazem nie sprawiać mu bólu. Basista mnie nie posłuchał, bo odwrócił się powoli w moją stronę. Jego oczy straciły cały szaleńczy blask.
- Przepraszam - powiedział, delikatnie kręcąc głową.
- Ashley, już było i minęło. Cieszę się, że nic ci nie jest - szepnęłam, przykładając usta do jego ucha.
- Przykro mi, że ominął mnie twój występ - stwierdził smutno - Miałem cię wspierać...
- Wspierałeś mnie mentalnie - zaśmiałam się cicho - Dziękuje, że jesteś cały i zdrowy.
- Powiedzmy - jęknął podnosząc do góry prawą rękę, owiniętą w biały bandaż - Jak ja mam teraz grać?
- Przerywamy trasę, Ashley - uświadomiłam go. Nie miałam pojęcia jak zareaguje. Dla niego zespół, fani i muzyka była najważniejsza na świecie. Nie chciałam aby poczuł się gorzej przez tą informację - Lekarz powiedział, że musisz porządnie odpocząć. No i ta ręka...
- Jest tylko zwichnięta - przerwał mi - Ale ze mnie idiota! - syknął, po czym uderzył się zdrową ręką w czoło. Natychmiast zabrałam jego dłoń i splotłam nasze palce. Leżeliśmy chwilę w milczeniu, aż on zadał pytanie - Kiedy mogę stąd wyjść?
- Nie mam pojęcia - odparłam zbita z tropu, orientując się, że jednak bardzo mało wiem. Miałam nadzieje, że chłopaki zdążyli załatwić te formalności - Słuchaj kocie, zostawię cię na chwilę to wpadnie do ciebie Christian, co ty na to?
- Zostań - mruknął zamykając powieki. Wywróciłam oczami, a następnie delikatnie uniosłam się góry. Mimo protestów muzyka w końcu udało mi się wydostać z pomieszczenia, gdzie zaraz zawołałam CC'ego.
Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza, więc opuściłam budynek szpitalu i poszłam na tyły. Nagle zawiał zimny wiatr, który spowodował, że moje ręce wylądowały w kieszeniach kurtki. Natrafiam na jakiś kształt. Wyciągnęłam nieduże prostokątne pudełko. Paczka papierosów z zapalniczką. Skąd to się wzięło? Myślałam, że to Andy jest tu nałogowym palaczem? Z drugiej strony chciałam choć na chwilę się odstresować. Nie byłam uzależniona. Paliłam tylko jak miałam problem, byłam zestresowana lub smutna. Odpaliłam peta, pozwalając aby dym nikotynowy zagościł w moim ciele.
- Myślałem, że z tym skończyłaś - ktoś pojawił się za mną, już kolejny raz dzisiaj bez uprzedzenia.
- Bo skończyłam - zaciągnęłam się, po czym powoli wypuściłam dym - To tylko chwilowe.
- Mam nadzieje - niebieskie tęczówki Andy'ego uważnie mnie obserwowały, wyraźnie próbując coś wyczytać z moich gestów i wyrazu twarzy - Wiesz, że to cię zabija?
- Kto to mówi? - zaśmiałam się cicho, rzucając papierosa na ziemię i przydeptując go.
- Dbam o ciebie - wokalista wzruszył ramionami i zamrugał - Jesteś dla mnie jak rodzina i przyjaciółka w jednym.
- Dziękuje Andy - posłałam uśmiech w jego stronę. On zaraz odpowiedział mi tym samym i poczułam się przy tym jak jedna z tych dziewczyn, które są szczęśliwe na widok idola. Bo Andy Biersack był dla mnie właściwie autorytetem tak samo jak całe Black Veil Brides. Miałam do nich nie tylko wielki szacunek, ale też kochałam ich. To był dla mnie zaszczyt móc poznać tak cudownych ludzi z pasjami i charakterem - Kocham cię wariacie.
- My ciebie też, ale chyba nie tak bardzo mocno jak Ashley.
- Jak to? - zaciekawiona, zaczęłam zapinać kurtkę szykując się na dłuższą wypowiedź.
- Wiesz, kiedy się rozstaliście Ash się załamał. Wplątał się w jakieś dziwne sprawy, ale udało się nam go przywrócić do pionu. Wszyscy za tobą tęskniliśmy. Pojawiało się więcej koncertów, wywiadów. Wszędzie było pełno dziewczyn, dlatego Ashley próbował wyrzucić cię z głowy. Nawet nie wiesz, jak porównywał je wszystkie do ciebie - zachichotał, kręcąc głową - Był zdesperowany, a gdy już prawie dotarł do celu, znaleźliśmy cię w parku w Los Angeles. Wyobrażasz sobie co wtedy czuł Ashley? Widziałem teksty piosenek, które zdołał napisać przez ten czas kiedy cię nie było. Są bardzo prywatne i on ich nikomu nie pokazywał. Zobaczyłem je przez przypadek. Dlatego cieszę się, że znowu cię mamy, bo wszyscy jesteśmy szczęśliwi.
Po tych pięknych słowach, po prostu przytuliłam się do Andy'ego. Boże, jeśli jesteś dziękuje ci, że zesłałeś ich na mnie.
_________________________________________
Ok, ok,ok. Na sam koniec chce wszystkich przeprosić, że nie było mnie praktycznie 2 miesiące. Jestem na siebie wściekła, ale śmiało mogę również zwalić winę na naukę i inne głupoty.
Tak więc możecie mnie śmiało opieprzać, nie mam nic przeciwko. Kocham was <3
PS. Za wszelkie błędy, niedociągnięcia, nudy przepraszam ;)


sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 12

Niemcy. To przypomina mi mój pierwszy koncert zespołu Tokio Hotel. Minęło już trochę czasu od tego wydarzenia, a teraz znowu jadę do Berlina. Niesamowite!
Sporo zastanawiałam się nad wszystkim co się stało. I pomyśleć, że już drugiego dnia w Los Angeles spotkałam Black Veil Brides + Sammi, po czym wyjechałam z nimi w trasę. W dodatku mój związek z Ashley’em. Nie przypuszczałam, że jeszcze do tego wrócę. No i nie mogłam zapomnieć, że dzisiejszego dnia śpiewam z Andy’m dla młodej pary „Another Hear Calls”. Zawsze poznanie przy jakieś piosence wydawało mi się romantyczne.
To wszystko wydawało mi się takie nieprawdopodobne, że ledwo siedziałam na miejscu. Z drugiej strony było mi głupio zostawiać resztę na dolę bus’a, więc porzucając moje rozmyślania zbiegłam na dół, wskakując na plecy Ash’a.
- Woah – zaśmiał się – Już myślałem, że zostawiliśmy cię w Hiszpanii.
Wystawiłam język w jego stronę, przyjmując kubek czekolady od Jake’a.
- No Eff, musisz się stresować – odezwał się CC nie odrywając wzroku od kreskówki w telewizorze. Dałam mu lekkiego kuksańca. Takie słowa sprawiają, że dosłownie wariuję.
- Skoro już raczyłaś się pojawić… – wyszczerzył się Andy – Zapraszam z powrotem na górę.
- Czy ty proponujesz coś mojej dziewczynie? – basista uniósł brew do góry, podejrzliwie wpatrując się w oczy Biersacka.
- Wyluzuj Ashley – pocałowałam go w policzek – Idziemy poćwiczyć mój głos. Przecież nie jestem perfekcyjnym wokalistą jak Andy.
- Dzięki Effie – rozpromienił się lider zespołu – Widzicie, ona się zna! – dodał na schodach.
***
- Może mi ktoś łaskawie powiedzieć gdzie jest Ash? – zaniepokojona rozglądałam się na boki, chociaż Sammi wyraźnie mówiła, że mam się nie ruszać z miejsca, kiedy prostuje moje trudne do ujarzmienia włosy. Miałam nadzieję, że mój chłopak będzie mnie wspierać tego wieczoru, a on przepadł jak kamień w wodę. Wiedziałam, że do wejścia na scenę zostało jeszcze mnóstwo czasu, no ale czy on nie powinien właśnie mi mówić, że będzie dobrze? Licz tu na faceta…
- Spotkał znajomego, a ten zaproponował mu przejechanie się jakąś furą – raczył odpowiedzieć na moje pytanie Jinxx – Powiedział, że nie może tego przegapić i na 100% niedługo tu będzie.
Westchnęłam ciężko, przykładając szklankę z wodą do wysuszonych ust. Dlaczego nic mi nie powiedział?
Po pół godzinie zaczęłam się niepokoić. Kostki pobielały mi na ręce od nerwowego ściskania komórki. Chodziłam w kółko nie mogąc przestać odgarniać kosmyków włosów za ucho. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Nie patrząc na przychodzące połączenie przyłożyłam aparat do ucha.
- Ashley?!
- Dzień dobry. Czy rozmawiam z Elizabeth Sky? Dzwonię ze szpitala w sprawie pana Ashley’a Purdy’ego, który uległ wypadkowi… – urządzenie prawie wypadło mi z ręki, a głos po drugiej stronie odbijał się echem w mojej głowie. W tym momencie zrozumiałam co znaczy gdy świat rozpada ci się na kawałki.
- Tak to ja. Co się stało? – odpowiedziałam drżącym głosem. Kobieta przedstawiła w skrócie sytuacje i podała adres szpitala. Porzucając wszystko pobiegłam do pierwszej lepszej taksówki.
Przez całą drogę nie mogłam się uspokoić. Kierowca musiał włączyć radio na najgłośniejszy bieg, abym chwilę ochłonęła. Wiedziałam, że to będzie trudne. Musiałam się dowiedzieć co z Ashley’em. Musiałam wiedzieć, że przeżyję. Tylko o to dbałam. Po chwili przypomniałam sobie, że nikogo nie powiadomiłam o tym, że wychodzę i co się stało. Odblokowałam komórkę, którą cały czas ściskałam w ręce. Jak na złość, wyładowała się akurat w tym momencie. Krzyknęłam ze złości, a taksówkarz popatrzył się na mnie jak na szaloną. Byłam pewna, że rozważa wyrzucenie mnie z samochodu. Wzruszyłam ramionami, opierając głowę na zagłówku. W końcu dojechaliśmy do szpitala, gdzie po zapłaceniu za przejazd rzuciłam się na ladę recepcjonistki.
- Przepraszam, w której sali leży Ashley Purdy? – spytałam. Kobieta z platynowym kokiem na głowie zmierzyła mnie wzrokiem. Musiałam wyglądać co najmniej dziwnie w sukience na występ, rozczochranymi włosami  i pełnym makijażem. Czułam jak moją twarz oblewa czerwień – Mogłaby się pani pośpieszyć – nie wytrzymałam, zaciskając dłoń w pięść.
- Proszę się uspokoić. Sala 16 na drugim piętrze – odparła, widocznie nie mając ochoty na dłuższą konwersacje.
Ja strzała pognałam do windy i wcisnęłam guzik. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność.
- Walić to – mruknęłam pod nosem, kierując się na schody. Trzymając brzegi sukienki pokonywałam kolejne stopnie. Szybko odnalazłam salę numer szesnaście i wkroczyłam do pomieszczenia.
Ashley leżał na łóżku szpitalnym koło okna. Był nieprzytomny. Jego ciało było połączone z różnymi rurkami oraz kroplówką. Wyglądał tak bezbronnie, że przyłożyłam palce do ust. Skierowałam się w miejsce gdzie leżał i delikatnie ujęłam jego dłoń, jakbym bała się, że się zaraz rozpadnie. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. Dobrze, że miałam wodoodporny makijaż. Kucając przy łóżku, przeklinałam się w myślach za to, że nie upilnowałam tego idioty. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze dzisiaj rano radośnie przyrządzał mi śniadanie. Przyłożyłam jego zimne kostki do moich warg i ucałowałam.  
- Effie? – usłyszałam za sobą i prawie podskoczyłam ze strachu. To Jinxx i Jake ze zmartwieniem wpatrywali się w jeden punkt. Byli widocznie zaniepokojeni i smutni.
- Chłopaki… – powiedziałam cicho czując kolejny przypływ łez – Przyjechaliście…
- Jedź do klubu Eff – rzucił Jake – Zostaniemy z nim i od razu zadzwonimy do ciebie, jak się obudzi.
- Ale… - spróbowałam protestować. Z innej strony nie mogłam zostawić Andy’ego samego na scenie. Co by wtedy zrobił biedaczek?
- Obiecuję – dodał gitarzysta, kładąc dłoń na piersi. Pokiwałam głową, po czym ścisnęłam rękę Ash’a i przejechałam opuszkami palców po jego bladym policzku.

- Kocham cię Ashley – szepnęłam do basisty, stojąc w drzwiach. Spojrzałam ostatni raz w jego stronę, po czym opuściłam salę numer szesnaście.
_____________________________________________________
Długo mnie nie było i jeszcze przez mniej więcej tydzień mnie nie będzie. Przepraszam za błędy i długą nieobecność. Te wakacje były strasznie męczące. Ledwo wrócę do domu, a już następnego dnia jadę w kolejne miejsce. Rozdział krótki i smutny.