Historia Ashley'a i Effie

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 7

[Effie]
Koncert zapowiadał się wspaniale. Przed wejściem kłębiły się tłumy fanów z zapartym tchem czekających na występ idoli. Ja stałam w tym tłumie przyciskając do siebie pluszaka - wieloryba. Nie chciałam przeszkadzać chłopakom w przygotowaniach. Dziwiłam się, że mają siłę występować, po tej szalonej wyprawie do Wesołego Miasteczka. Obserwowałam ludzi, którzy z podekscytowaniem rozmawiali o dzisiejszym wieczorze. Nagle naszła mnie dziwna myśl. Od tych paru dni nie wyjmowałam z walizki telefonu. Przemknęłam na tyły hali, gdzie stał bus BVB. Oczywiście Christian musiał wymyślić hasło, którego używaliśmy, gdy chcieliśmy się dostać do jakiegoś pomieszczenia bądź miejsca.
- Hasło - powiedział ochroniarz stojący przy drzwiczkach autokaru.
- Daj spokój, Billy -wywróciłam oczami – Wiesz kim jestem - Billa poznałam wczoraj. Był to krępy mężczyzna w średnim wieku z brązowymi włosami i zielonymi, spokojnymi oczami.
Musiałam przyznać, że męczyło mnie ciągłe przychodzenie do niego i powtarzanie tego samego słowa.
- Nie mam innego wyjścia. To moja praca - odparł ponuro - Hasło.
- Jagodowo cukierkowy raj z watą cukrową i odrobiną żelków - wyrecytowałam, kładąc rękę na biodrze.
Ochroniarz wpuścił mnie do środka. Nie mogłam zapalić włącznika światła, więc po omacku szukałam swoich rzeczy. Poczłapałam do walizki i wyciągnęłam moją Nokie. Telefon lekko zadrżał, aby następnie znowu zgasnąć i pokazać mi czarny ekran. Podłączyłam go do ładowarki. Kiedy już udało mi się go uruchomić, zobaczyłam dziesiątki nieodebranych połączeń i trochę wiadomości. Wszystkie były od rodziców. Kliknęłam niepewnie w jedną wiadomość

" Elizabeth, wiedz, że cię znajdziemy. Jesteś za młoda na takie wyjazdy..." - dalej nie dałam rady czytać, upadłam na kolana. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, a ciało ogarnęła panika.
Wtem do pokoju wkroczył Ashley, podśpiewując pogodnie i (jakimś cudem) zapalając światło. Odwróciłam się niespokojnie w jego stronę, a komórka wypadła mi z rąk.
- Na litość boską, Eff - basista niemal krzyknął łapiąc się za klatkę piersiową - Dlaczego siedzisz tu po ciemku i... - dopiero teraz zobaczył, że zbiera mi się na płacz - Co się stało?
Kucnął obok i objął mnie ramieniem. Podniósł z ziemi Nokie i odczytał wiadomość.
- Oni mnie niszczą, Ash - jęknęłam. W tym momencie zapomniałam o wszystkim złym, co się między nami wydarzyło. Po prostu przytuliłam się do jego ciała. Zadrżał lekko, pod wpływem mojego ciężaru. Pogłaskał mnie po głowie.
- Nie pozwolę, aby cię zabrali – szepnął w moje włosy.
- Ashley, zaraz wchodzimy! – usłyszałam przelotny krzyk Jake’a, dochodzący zza drzwi.
- Zaraz – odparł głośno basista, aby następnie odwrócić się w moją stronę i posłać przepraszający uśmiech.
- Idź – stwierdziłam niechętnie, patrząc na jego twarz – Fani czekają.
- Wszystko będzie dobrze, Eff – wstał – Znaczy Effie – poprawił się szybko, z zakłopotaniem drapiąc się w tył głowy.
- W porządku. Eff mi pasuje – rzuciłam komórkę, którą mi podał do walizki – Będę niedaleko – Ashley poparzył na mnie dziwnie i pognał w stronę sceny.
                                               ***

*tydzień później* *narracja 3os.*

Black Veil Brides oraz dziewczyny byli właśnie w Europie. Francja. W ciągu tych paru dni sporo się zmieniło. Effie kompletnie zmieniła swoje nastawienie, co bardzo podobało się Ashley’owi. Razem imprezowali i dobrze się bawili.
Tego dnia, kiedy ich bus postawił koła w Paryżu, wszyscy byli podekscytowani.
- Ten Hotel jest niesamowity – pisnęła szatynka*, ciągnąc swoją walizkę.
- Wiesz, to był pomysł Ash’a, abyśmy cały czas nie spali w autokarze – zaśmiał się Andy.
- Kocham to miasto – westchnęła Sammi, łapiąc za rękę Jinxx’a – Miłość, dobre jedzenie, sklepy.
- Tak sobie myślałam – zaczęła dziewczyna – Muszę sobie załatwić jakąś pracę.
- Jesteśmy w trasie – zdziwił się CC, odbierając kluczę z recepcji.
- Wiem, ale nie mogę siedzieć na waszym utrzymaniu. Może zostanę jakimś internetowym bankowcem – zamyśliła się, na co reszta wywróciła oczami.

- W porządku. Jak są rozdzielone pokoje? – spytał Ashley, pewien nadziei, że dostanie łóżko, które będzie musiał dzielić z Effie.
- Jinxx, Sammi, Jake – Andy rzucił kluczyk w ich stronę – Wy macie pomieszczenie 177.
- Że jak? – załamał się Jake – Czyli mam patrzeć jak oni się migdalą, całują i… - zrobił skrzywioną minę.
- My we czwórkę – zignorował gitarzystę Biersack, odwracając się stronę dwóch, pozostałych muzyków oraz dziewczyny.
-  Nie możecie mnie zostawić z Jake’iem? – spytała masując kark. Mając trzech facetów na głowie, w tym singla – przerwała na krótko – Będę bezpieczna tylko z jednym.
- Pasuje mi taki plan – wyszczerzył się Pitts, a Ashley czuł, że zaraz tego nie wytrzyma.
- W sumie – wokalista pokiwał głową – OK, czyli Ash i CC idą do nich – machnął głową na parkę, zamieniając kluczyki – A ja zostaje z wami – posłał w ich stronę powalający uśmiech, a Jake i Effie wywrócili oczami  – No co? Muszę go pilnować. Nie widział Elli od miesiąca. Uwierz, chłopak już wariuje.
- Przynajmniej moje hormony są już uspokojone – odgryzł się gitarzysta.
- Idziemy – zakomunikowała Doll, szarpiąc Jeremy’ego za dłoń.

- Stary, dlaczego mi to robisz? – basista z rozpaczą szeptał do wokalisty.
- O co ci chodzi?- Andy odpowiedział pytaniem, dusząc w sobie wybuch śmiechu.
- Już ty dobrze wiesz o co mi chodzi! – warknął – Ja chce Eff!
- Dlaczego? – zapytał Biersack ziewając.
- Bo, bo…- zmieszał się tamten, przystając.
- Człowieku – westchnął głośno – Liczyłeś na coś więcej, prawda? – dodał już ciszej. Ashley nie odpowiedział, ciągnąc swój bagaż do przodu – Chodźmy się przejść.


- Tu jest cudownie – Effie kręciła się wokół własnej osi na środku pokoju.
Pomieszczenie było ogromne. Stały tu trzy jednoosobowe łóżka. Ściany były brązowo – białe, a podłoga w kolorze ciepłego miodu. Całość dopełniało wielkie okno, z widokiem na wieże Eiffla – Boże, nie wierzę!
Podekscytowana brunetka wczepiła wzrok na widok za grubym szkłem.
- Fajnie, że ci się podoba – uśmiechnął się w jej stronę Jake, lecz kiedy jej oczy spotkały się z jego zobaczyła w nich smutek – Widziałaś już kiedyś Paryż?
- Owszem, gdy byłam mała – oznajmiła poprawiając sweter spadający z ramion. Podeszła do gitarzysty, który siedział na łóżku. Zajęła miejsce obok niego i ujęła jego podbródek, zmuszając go tym samym, aby na nią spojrzał. Pierwszy raz widziała go takiego przygnębionego.
- Chodzi o Elle?
- Nie wiem. Gubię się w tym – schował twarz w dłonie – Ona jest atrakcyjna. Przyciąga spojrzenia wielu mężczyzn. Boję się, że ją stracę. Długo nie rozmawialiśmy.
- Jake – przerwała mu dziewczyna, próbując mu coś powiedzieć
- To takie trudne – jego brązowe tęczówki wpatrywały się tępo w ścianę, a ona sam wyglądał jakby był kompletnie zagubiony.
- Jake.
- Nie mogę tak siedzieć i… - ciągnął, gestykulując.
- Jake! – powiedziała ostro Effie, ale po chwili złagodniała, chwytając za ramiona muzyka – Powinieneś z nią porozmawiać – przypomniała sobie w myślach słowa Sammi – Ona wie, że ją kochasz i ty wiesz, że ona ciebie. Masz do niej zaraz zadzwonić i powiedzieć wszystko co ci leży na sercu. Nie trać kontroli – uśmiechnęła się do niego. Gitarzysta odwzajemnił słabo gest, a brązowooka puściła jego ręce, które zdążyła złapać, aby go wesprzeć.
Wtedy niespodziewanie Jake chwycił jedną dłonią jej policzek i złożył na ustach ciepły, szybki pocałunek. Oszołomiona dwudziestolatka spojrzała na niego zdumionym wzrokiem z lekko rozchylonymi ustami.
- Dziękuje – rzekł wstając – Dziękuje, że jesteś.
Posłał w jej stronę uśmiech i pokazał telefon w ręku, aby szatynka zobaczyła, że na pewno posłucha jej rad. I ruszył w stronę łazienki.

Tymczasem nikt nie wiedział, że zza uchylonych drzwi, całą to sytuacje widział Ashley, który; zaraz gdy usta tych dwojga się zetknęły, odszedł szybkim krokiem w stronę schodów.

                                                        *
Wieczór
Effie nerwowo biegała po całym budynku. W końcu wpadła na grupkę swoich przyjaciół w restauracji hotelowej.
- Wiecie, gdzie jest Ash? – spytała zaniepokojona, rozglądając się.
- Właśnie mieliśmy cię o to spytać – stwierdził Andy, wstając z krzesła.
- Przeszukałam cały budynek – jęknęła.
- Może jest na mieście – zasugerował Jinxx bawiąc się z Sammi w tak zwanego „samolocika” – Sałatka leci – udawał samolot.
- Przecież powiedziałby któremuś z nas – zlustrowała wzrokiem parę, zresztą jak większość osób w tym pomieszczeniu – Prawda? – niepewnie przestąpiła z nogi na nogę. Andy wzruszył ramionami, proponując, żeby coś zjadła, ale szatynka nie słuchała tylko pognała w stronę wyjścia.
Wtedy dotarła na basen, który oświetlały tylko lampki w wodzie. Na leżaku zobaczyła czyjąś sylwetkę. Podeszła bliżej i po czarnych jak noc włosach spostrzegła, że to osoba, której szuka. Zrobiła parę kroków w jego stronę, ale on nawet nie drgnął.
- Ashley? – wypowiedziała jego imię, dotykając jego ramienia – Wszystko OK? – basista zaśmiał się histerycznie, co trochę speszyło dziewczynę.
- OK? Jasne, wszystko jest w jak najlepszym porządku! – niemalże warknął.
- Ash, proszę bądź ciszej… - zaczęła.
- Nie! – przerwał wstając – Nie mów mi co ma robić. Nic nie wiesz! -  nerwowo przejechał dłońmi po włosach.
- Nie rozumiem – zdziwiona Eff wycofała się powoli.
- To może zapytaj Jake’a?! – wrzasnął, przez przypadek wywracając jeden z leżaków. Brązowooka zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie. Dopiero po chwili zrozumiała o co chodzi i wybuchła głośnym śmiechem.
- No co? – wściekłość basisty zamieniła się w szok.
- Ty myślisz, że ja i Jake – zaczęła dławić się śmiechem – Że my razem…
- Widziałem jak się całowaliście – wyrzucił.
- Pocieszałam go. Tęskni za swoją dziewczyną. My jesteśmy tylko przyjaciółmi – upewniła.
- Ładne mi pocieszenie – zakpił Ashley – A kiedy ja coś zrobię, to ty już się nie postarasz?
- Nie przewidziałam tego – orzekła szatynka – Wiesz, że ja go kocham, ale jako przyjaciela. Jasne?
Pokiwał głową ciągle naburmuszony, po chwili złapał Effie w pasie i wrzucił prosto do lodowatej wody.
- Ty idioto! – krzyknęła, kiedy wypłynęła na powierzchnię.
- To za Jake’a – nachylił się nad jej twarzą, ale wtedy dziewczyna pociągnęła go za koszulkę, powodując tym samym, wpadnięcie do wody.
Zanurkowała, nie chcąc przegapić miny Ash’a. Zbliżyła się do niego, ale on po prostu ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Po chwili wypłynęli na powierzchnię, głęboko nabierając powietrza do płuc. Eff wystawiła język w jego stronę, wywołując u basisty cichy chichot. Nie potrzebowali żadnych słów. Oboje oparli się o płytki i spojrzeli na niebo, podziwiając piękne, świecące gwiazdy i okrągły księżyc. Brakowało im siebie wzajemnie, to musieli przyznać.
____________________



niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 6

Tymczasem w drugiej części Wesołego Miasteczka
[Andy]
- Dorwę cię – wrzasnąłem w stronę Christiana, goniąc go moim niebieskim autkiem. Jake zachichotał uderzając w moje maleństwo – Ej, dlaczego uwzięliście się na mnie?
Matki z dziećmi obserwowały nas z otwartymi ustami. W końcu udało mi się dogonić CC’ego. Zaśmiałem się zwycięsko i wtedy usłyszeliśmy dzwonek, a nasze samochody się zatrzymały.
- Co tak szybko? – jęknął Jake, kiedy wychodziliśmy – Byliśmy tu tylko 10 minut.
- Na szczęście – westchnęła cicho jakaś kobieta – Co starzy faceci w za ciasnych spodniach robią na takich atrakcjach?
Puściliśmy jej słowa mimo uszu, ale po chwili uśmiechaliśmy się do siebie.
- Chodźmy coś przekąsić – usłyszałem głos Christiana. Tak więc ruszyliśmy w stronę stoisk. Gdy już byliśmy blisko, zobaczyłem Jeremy’ego i Sammi. Gitarzysta właśnie wkładał do ust dziewczyny trochę waty cukrowej, na co ona zaczęła się szalenie śmiać. Jinxx sam urwał wielki kawałek słodyczy. W tym momencie podbiegłem do niego i wepchnąłem mu wszystko do buzi.
- Ale romantycznie – stwierdziłem, a on popatrzył na mnie z wyrzutem. Doll przytuliła go na pocieszenie i pocałowała w nos.
- Trzymajcie mnie bo zaraz zwrócę obiad- skrzywił się Jake.
- A co zazdrosny? – Jeremy wytknął język w jego stronę, zaś tamten zrobił obrażoną minę – Ella Ci nie daje?
- Hej! – krzyknąłem , aby złagodzić sytuacje, która mimo ich nastawienia tak mnie bawiła – Uspokójcie się! Gdzie tak w ogóle jest CC? – zauważyłem po minucie.
Rozejrzeliśmy się wokoło, lekko spanikowani. Sammi wzruszyła ramionami, a my powtórzyliśmy tę czynność. Kupiliśmy sobie jakieś napoje oraz żelki i usiedliśmy na ławce.
- Dobra, zostało nam jeszcze parę rzeczy do wypróbowania – odstawiłem kubek na ziemię – Może po drodze wpadniemy na resztę.
W tym momencie przed nami wyrosła nasza ukochana parka.
- Właśnie o was rozmawialiśmy. Gdzie byliście? – Eff usiadła na moich kolanach z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ashley zaś umiejscowił się na nogach Jake’a.
- Ej! – wrzasnął wściekły – Złaź ze mnie!
- Odwiedziliśmy kolejkę górską, filiżanki i kolejkę z upiorami – odparł basista ignorując to, że wściekły gitarzysta posyła do niego niemiłe komentarze.
- Nigdy więcej – brunetka siedząca na moich kolanach popatrzyła z wyrzutem na swojego byłego – Nie wiecie co jest w tym tunelu! – prawie krzyczała.
- Ale przytulić to się już chciałaś – zakpił Ashley uśmiechając się zadziornie – Tęsknisz za mną!
- Nie! – dziewczyna prawie zleciała z moich ud, co sprawiło, że musiałem ją przytrzymać w pasie.
- Juliet nie będzie tym zachwycona – wtrącił swoje trzy grosze Jinxx, wyciągając telefon z kieszeni. Sammi skarciła go wzrokiem. Za to lubiłem tą laskę.
- Przestańcie mi pieprzyć o miłości – podenerwowany Jake pacnął się pięścią po kolanie. Effie oczywiście musiała zaraz zacząć go pocieszać. Ona jest zbyt troskliwa!
                                                                              *
- Słuchajcie! – usłyszeliśmy krzyk CC’ego, kiedy wychodziliśmy z Diabelskiego Młynu – Poznałem kogoś!*
- Naprawdę? – zapytała szczęśliwa brunetka, rzucając się perkusiście na szyję. Ashley zazgrzytał zębami – To cudownie!
- Jak ma na imię? – wtrącił Jake – Jest ładna, lubi to co ty?
- Jej imię to Lauren – rozmarzył się Christian – Jest śliczna, spotkaliśmy się przy rzucie do celu. Wygrałem dla niej misia!
- A masz jej numer, adres? – zapytałem wznosząc oczy ku niebu, które powoli robiło się ciemne.
- Cholera – powiedział poważnie, odwracając się – Zaraz wracam! – zaczął biec w stronę tłumu.
Wybuchnęliśmy gromkim śmiechem, ruszając na kolejne atrakcje.

- Proszę – Jeremy uśmiechnął się w stronę Sammi, podając jej do ręki słodkiego potworka, średniej wielkości – Jest cały twój!
- Dziękuje pysiu – podziękowała czerwono –włosa, całując po w policzek.

Ashley wywrócił oczami i wziął kulę ze stołu. Odchylił się do tyłu i cisnął nią do przodu. Nie trafił.
- Stary, wyszedłeś z wprawy. Ale się zrymowało! – cieszyłem się jak małe dziecko. Basista zaś prychnął i ponownie spróbował. Tym razem trafił bezproblemowo. Wszyscy zaczęliśmy klaskać, na co Ash dumnie uniósł głowę i odebrał nagrodę. Nie czuję jak rymuje!
- To dla ciebie, mała – podał Effie, dużego, niebieskiego wieloryba z okrągłymi, czarnymi oczami. Dziewczyna pokiwała przecząco głową.
- To twoja nagroda – stwierdziła cofając się do tyłu.
- Daj spokój, to twoje ulubione zwierzęta. Po za tym ja chce ci to dać – w tej chwili zacząłem tęsknić za Juliet i zrozumiałem co czuł Jake, kiedy wszyscy wokół mają swoją ukochaną osobę. Brunetka podziękowała grzecznie, odbierając prezent.
- A dostanę coś w zamian? – cały Ashley. Eff zaśmiała się, ale natychmiast spoważniała, mówiąc surowo „NIE”. Wyglądało to bardzo zabawnie. Nagle poczułem coś na żebrach. To Jake dawał mi kuksańca i podsunął pod nos papierową miskę z popcornem.
- Żebyś nie czuł się samotny.
I oboje patrzyliśmy na tę zakichaną miłość pełną słodyczy i zabawek…
___________________________________
*CC nie zna się jeszcze z Lauren
Nie długi, ale zaraz się zbieram. No i trzeba się jeszcze pouczyć ;/
Tak na marginesie, chciałabym ogromnie podziękować za ciepłe komentarze pod postami. Nie wierzę, że komuś spodobały się moje bazgroły :P

piątek, 24 maja 2013

Rozdział 5

[Ashley]
- Eh, Effy dobrze wygląda nago – wyskoczyłem z bus’a, podchodząc do Andy’ego, który właśnie wydmuchiwał dym papierosowy. Widząc, że moje słowa nie ruszają ani jego, ani pozostałych, rzuciłem – Sammi też niczego sobie – gwizdnąłem cwaniacko, udając poważnego.
Jinxx zadławił się wodą, którą właśnie popijał, a Jake zaczął walić po pięściami po plecach.
- Że co? – wykaszlał, podchodząc do mnie z agresją i rządzą mordu w oczach.
- Żartowałem! – parsknąłem śmiechem, ledwo trzymając się na nogach.
- Coś ty znowu zmalował, Ash? – zapytał CC.
- Ja? Nic… Wszedłem tylko do swojego pokoju – kopnąłem niewielki kamień, leżący na ziemi.
W tym samym momencie, poczułem jak lecę do przodu. Na szczęście zdążyłem utrzymać równowagę i szybko obróciłem się, aby zobaczyć sprawcę. Za mną stała Effie, z założonymi rękami. Ubrana oczywiście! Stanęła i przysunęła usta do mojego ucha.
- Uważaj, na to co robisz! – szepnęła, a raczej syknęła ostrzegawczo, aby następnie obrócić się i ze słodkim uśmiechem usprawiedliwić moje zachowanie.
Wzięła skręta z ręki Biersacka i zaciągnęła się, odchylając głowę do tyłu. Zaskoczony Andy, wymienił ze mną spojrzenie.
- Eff – zacząłem, kiedy z jej rozchylonych warg wyleciał dym. Wzdrygnęła się jak wymówiłem jej imię – Nie wiedziałem, że zaczęłaś palić. Znowu…
Nie odpowiedziała, spuszczając głowę w dół. Westchnąłem ciężko. Niedługo potem odjechaliśmy z piskiem opon. No dobra, bez…
                                                                                              *
- Poważnie? – zapytała brunetka, kiedy późnym popołudniem staliśmy przed wejściem do Wesołego Miasteczka. Jake zaczął kupować karnety.
- Kochałaś to – powiedziałem cicho, sam do siebie, nie przejmując się tym, że ktoś to usłyszy.
- Niespodzianka! – krzyknął CC – Wszyscy stwierdziliśmy, że się rozerwiemy przed dzisiejszym koncertem.
Przeszliśmy parę kroków, a już z daleka dało się słyszeć wrzaski z kolejki górskiej i zapach waty cukrowej. Były tu pary, rodzice z dziećmi, nawet staruszkowie. Wszyscy mieli uśmiechy na twarzy. Dookoła mieściły się różne atrakcje. Karuzele, stoiska, tory, nagrody. Twarz Effie jakby rozjaśniła się, a na jej buzi zagościł lekki uśmiech.
- Chodźmy się bawić! – wrzasnął Christian, a ludzie patrzyli na niego śmiejąc się.
- To gdzie na początek? – spytała Sammi, a Jeremy złapał ją w pasie, wywołując u czerwono – włosej mały rumieniec.
 - Samochodziki – zaproponował Jake, biegnąc w stronę kasy, zupełnie jak mały chłopczyk.
- Nie tak prędko – rzucił Andy trzymając go za koszulkę – Rozdzielamy się. Ja,  ten tutaj i CC idziemy razem. Jinxx bierzesz Sammi, a ty Ashley pilnujesz małej – wskazał na brunetkę.
- Co? Nie, nie, nie – mówiła – Naprawdę wszyscy macie zamiar zostawić mnie samą z Ash’em?
Było jednak za późno, bo cała ekipa rozeszła się w swoje strony. Posłałem uśmiech w jej stronę. Prychnęła niezadowolona.
- Ty decydujesz princess’o – machnąłem głową – Idziemy na kolejkę górską?
- No nie wiem – odparła niepewnie – Ale jeśli na ciebie zwymiotuje, nie miej pretensji.
                                                                              *
- Ale jazda – po paru atrakcjach, staliśmy przy jednej z budek z napojami.
- Wiesz, nie sądziłam, że będę się tak dobrze bawić! – odgarnęła włosy z zarumienionych, mokrych od potu policzków.
Pociągnąłem napój przez rurkę, chcąc opróżnić zawartość do końca.
- Teraz ja decyduję – oznajmiłem, uśmiechając się na swój sposób.
Effie właśnie wyrzucała pusty kubek do kosza, a ja błyskawicznie pociągnąłem ją za sobą. W parę minut staliśmy pod „Kolejką Upiorów”.
- Nie – rzekła zrozpaczona, gdy dawałem nasze karnety – Nie wejdę do tego ciemnego tunelu – wpatrywała się w otchłań z przerażoną miną.
- Pojedziesz – roześmiałem się, widząc jej minę,
Po chwili oboje siedzieliśmy w czarnym jak smoła wagoniku. No i zaczęło się. Na ścianach wisiały kościotrupy w pajęczynach, straszne upiory oraz inne dziwactwa. Eff drżała niespokojnie zaciskając powieki. Pocieszyłem ją, mając nadzieję, że dodam jej otuchy.
Nagle w tunelu zrobiło się kompletnie ciemno i wagonik przyśpieszył. Usłyszałem mrożący krew w żyłach śmiech. Effie podskoczyła na siedzeniu i wtuliła się w moje ramię. Lekko zaskoczony objąłem ją ramieniem.
- Boję się – szepnęła.

- Jestem z tobą. Wszystko jest w porządku – przytuliłem dziewczynę, która wystraszona zaciskała pięści na mojej koszulce. Fala ciepła zalała moje serce.
_________________________
pisane przy: Avril Lavigne - He Wasn't, Motley Crue - Home Sweet Home
Wyraź swoją opinię :)

środa, 22 maja 2013

Rozdział 4

Jaki smak albo zapach ma miłość? Od niedawna nie myślałem nad tym, dziś wiem że, miłość pachnie Tobą i smakuję tylko z Tobą.
- Milijon

[Effie]
Obudził mnie hałas dochodzący z kuchni. Delikatnie rozchyliłam powieki i uniosłam się do góry. Od razu poczułam przerażający ból głowy. Złapałam się za skronie. Nie miałam pojęcia co się stało. Pamiętałam tylko, że leżałam na łóżku Ashley’a, a potem urwał mi się film. Westchnęłam widząc to, że leżę w jego koszulce, którą najprawdopodobniej musiałam jakoś włożyć. Wstałam powolnie, kierując się do łazienki.
Spojrzałam w lustro. Moje brązowe włosy były rozczochrane, a twarz niesamowicie blada. Przejechałam ręką po spierzchniętych ustach i wbiłam wzrok w moją sylwetkę. Nigdy nie dowiedziałam się co Ashley we mnie widział. On preferował zupełnie inne dziewczyny, z jasnymi blond włosami i bujnymi kształtami. Po za tym był typem flirciarza, więc co sprawiło, że się we mnie zakochał?
Nagle zorientowałam się, że robi mi się niedobrze. Po chwili klęczałam już nad muszlą klozetową, obejmując ją jedną ręką, a drugą przetrzymując włosy. Odetchnęłam głęboko.
Obmyłam twarz i przepłukałam usta czystą wodą. Następnie zmieniając ubranie ruszyłam na dół, gdzie zastałam wszystkich członków BVB i Sammi.
- Wstała nasza księżniczka – skomentował Jinxx, biorąc łyk kawy – Jak tam?
- Oh, w porządku – odparłam, marszcząc brwi -  Co się w ogóle wczoraj działo?
- Nic nie pamiętasz?! – zapytał zaskoczony Jake.
- Upiłaś się do szaleństwa – Andy wstał i pociągnął mnie za rękę, prowadząc na swoje miejsce. Momentalnie zdrętwiałam. Takie sytuacje wystąpiły u mnie tylko trzy razy w życiu. Kiedy wokalista skończył mówić, umilkłam patrząc ukradkiem na Ash’a.
- Postój! – usłyszałam krzyk Christiana od strony wejścia.
- Co? – zdezorientowana rozejrzałam się wokoło.
- Jedziemy od paru godzin do San Diego. Nie zauważyłaś Effie? – Sammi roześmiała się serdecznie – Chodź, pomogę Ci się jakoś ogarnąć.

- Co ja mam zrobić Sammi? – jęknęłam, kiedy czerwono – włosa przeglądała moją walizkę, w poszukiwaniu jakiś ubrań – Podejść do niego i powiedzieć „dzięki” za to, że był ze mną wczoraj?
- Skarbie, zrobisz jak uważasz. Ja osobiście twierdzę, że powinnaś z nim pogadać na poważnie o  waszych relacjach – dziewczyna wyciągnęła błękitną tunikę – W ogóle muszę pogadać z Jeremy’m aby załatwili ci jakąś szafę.
- Jesteśmy w pokoju Ash’a do cholery – przerwałam jej krótko, uderzając się ręką w czoło. Doll westchnęła rzucając we mnie ubraniami. Ściągnęłam z siebie koszulkę i bieliznę, a Sam oglądała moje ciuchy jakąś biżuterie. Spojrzałam na wybrany komplet. Wtedy drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wkroczył basista. Pisnęłam przykładając do ciała kołdrę.
- Oh, przepraszam – powiedział, ale w jego oczach zobaczyłam błysk.
- Właściwie to twój pokój, więc możesz zostać – mruknęła czerwono-włosa znad walizki.
- Słucham? – niemalże krzyknęłam, a materiał zaczął wyślizgiwać mi się z rąk. Ashley podszedł bliżej zamykając za sobą drzwi – Jestem przeciw i…
- Kotku, widziałem cię tyle razy nago, że sam nie zliczę – przerwał mi Purdy ze śmiechem i lekką kpiną. Widać, że wrócił do swoich odzywek. Zakipiałam ze złości.
- Sammi, proszę zrób coś z nim – zaczęłam się cofać, kiedy basista robił kolejne kroki w moją stronę. Dziewczyna natychmiast zareagowała, choć widziałam, że bawi ją ta sytuacja.
- Sorry, może kiedy indziej tu wpadniesz – pożegnała go ze słodkim uśmiechem i wypchnęła za drzwi.
- Ale mnie jest tu bardzo dobrze! Ty też odstawisz taki pokaz? – spytał, za co dostał w tył głowy – Au!
- Lepiej, żeby Jinxx się o tym nie dowiedział – skomentowała jego słowa Sammi, zatrzaskując drzwi.
Za ścianą słyszałam jeszcze głośny śmiech, który doprowadził mnie do wściekłości.
_______________________
No i następny rozdział :)
Pisane przy: Enrque Iglesias - Hero i Avril Lavigne - What The Hell.


niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 3

Paradoksalne działanie alkoholu - mimo, iż skutecznie nas hamuje, puszczają nam przy tym wszelkie hamulce.
- trojanek

               Wszyscy członkowie Black Veil Brides wybrali się na miasto, więc zostałam sama.
Obudziłam się najpóźniej, a oni nie chcieli mnie budzić. Tak więc wzięłam prysznic, zmieniłam opatrunek na nodze i owinięta w błękitny ręcznik ruszyłam do kuchni. Pisnęłam przechodząc na palcach po zimnej posadzce. W końcu dotarłam do lodówki i otworzyłam ją. Na półeczkach leżał tylko pomidor, przeterminowany jogurt i mleko. Chwyciłam to ostatnie i zamykając schładzarkę oparłam się o blat. Okręciłam nakrętkę i upiłam łyk płynu, odchylając głowę do tyłu. Poczułam kwaśny smak. Prędko odstawiłam butelkę i pobiegłam do zlewu. Wyplułam wszystko, kaszląc. Zaskoczona popatrzyłam na opakowanie i dopiero teraz odkryłam, że to co miałam w buzi, było nietknięte przez dwa tygodnie i miało nieciekawy, żółty kolor. Skrzywiłam się i miałam głęboką nadzieję, że chłopaki pomyślą o zakupach…
 Parę godzin spędziłam przed telewizorem, z pustym żołądkiem. Kompletnie nie interesowały mnie seriale, ani filmy. Po krótkim namyśle ruszyłam do pokoju Ashley’a. Zajęłam miejsce na łóżku i rozejrzałam się uważnie, odgarniając włosy za ucho. Nadal panował lekki bałagan, jak za dawnych lat. Nagle zorientowałam się, że materac jest bardzo niewygodny. Kucnęłam przy łóżku i podniosłam do góry z pozoru miękki materac do góry. To co zobaczyłam powaliło mnie na kolana. Na drewnianych deskach leżały różne trunki od piwa, wina, aż po whisky. Sięgnęłam po butelkę wódki i przekręcałam ją w dłoniach, oglądając dziwne znaczki. Po chwili wzięłam spory łyk i opadłam na łóżko, w jednej ręce nadal trzymając butlę. Przewróciłam się na brzuch i przyciągnęłam do siebie czarny T-shirt Ashley’a, w którym wczoraj oglądał TV. Przysunęłam do twarzy materiał. Koszulka miała zapach cytrusowy, przez co bardziej nabrałam pewności, że basista nadal jest taki jak kiedyś. W tym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo tęskniłam za tym zapachem, ale chciałam przed tym uciec.
                W głowie miałam mętlik. Mój umysł zapełniały wycinki mojego życia m.in. kąpiel w rzece podczas zimy, wpychanie sobie pianek do buzi, próba zjedzenia łyżki cynamonu, pojedyncze wagary oraz imprezy. Nawet się nie zorientowałam, kiedy wypiłam trzy butelki tej samej wódki i kompletnie oderwałam się od rzeczywistości.
                                                                                              *
                [Ashley]
- Ash, czym ty się spryskałeś? – spytał Andy marszcząc nos, gdy byliśmy w drodze powrotnej do domu. W rękach trzymałem cztery siatki z zakupami.
- Raczej  dla kogo – poprawił go CC, za co ja spiorunowałem go wzrokiem i napiąłem mięśnie podciągając siaty do góry.
- Butelka mi pękła – oznajmiłem w pełni szczerze, lekko dysząc.– Zróbmy postój, to jest cholernie ciężkie.
W tym momencie stanęliśmy pod jakimś murkiem z graffiti. Z ulgą postawiłem wszystko na ziemię i przyglądałem się dziwnym napisom na marmurze.
- Ktoś może mi łaskawie powiedzieć – zaczął Jinxx – Dlaczego musimy sami robić sobie zakupy, kiedy inne zespoły się obijają?
Nikt nie odpowiedział, więc ruszyliśmy dalej. Kiedy byliśmy w okolicy naszego bus’a, do naszych uszu dobiegł dźwięk głośnej muzyki.
- Co do diabła? – krzyknął Biersack, przyśpieszając. Ciągnąc za sobą siatki pognałem za nim, o mało nie zaliczając gleby. Dosłownie wpadliśmy do autokaru, do salonu, skąd najbardziej było słyszeć dudniącą, imprezową muzę. Byłem pierwszy i pilnym wzrokiem szukałem Effie. Spostrzegłem ją leżącą na puszystym dywanie, w moim T-shircie i śmiejącą się w niebogłosy. Opadła mi szczęka. Wokół leżały puste opakowania po alkoholu. Upuściłem reklamówki na ziemię.
- Au! – wrzasnął Christian, a ja dopiero teraz zorientowałem się, że wszystko poleciało na jego stopy. Przeprosiłem szybko i podbiegłem w stronę brunetki, ciągnąc ją do góry oraz odgarniając kosmyki włosów z buzi.
- Effie – wymówiłem jej imię, przekrzykując muzykę – Co tu się dzieje?!
Dziewczyna ponownie roześmiała się i zaczęła się wyrywać. Zacisnąłem ręce na jej nadgarstkach, klęcząc na dywanie. Momentalnie zmieniła wyraz twarzy, a do jej oczu napłynęły łzy.
- Przestań to boli! – powiedziała niewyraźnie i w tym momencie melodia ucichła. Spojrzałem w stronę odtwarzacza i zobaczyłem Jake’a stojącego przy włączniku.
- Skąd ten alkohol? – zapytał Jeremy podnosząc jedną z butelek- Ashley?
- Musiała wziąć z mojej skrytki… - skruszyłem się i pomogłem Eff ruszyć się z miejsca.
- Dziwne, że jeszcze może stać – westchnął Andy, a brunetka zachwiała się na nogach – Prawie… Co jej odbiło, żeby tyle wypić? – wokalista ruszył do kuchni, podnosząc z ziemi reklamówki.
- Zabiorę ją do siebie – oznajmiłem, pociągając dziewczynę za ramię. Protestowała chwilę, ale w końcu udało mi się ją przekonać, aby wybrać się na górę.
Zmusiłem ją aby usiadła na łóżku, a sam zamknąłem drzwi, aby nie przyszło jej coś głupiego do głowy. Znowu zaczęła się szalenie śmiać. Wypuściłem wolno powietrze z ust i przejechałem ręką po włosach. Po krótkim namyśle podszedłem bliżej łóżka i nachyliłem się lekko nad jej sylwetką.
- Może trochę odpoczniesz Effie? – zapytałem ostrożnie, uśmiechając się w jej stronę, ona zaś zagryzła wargę i pokiwała przecząco głową, kierując wzrok na mnie.
Wtedy przyciągnęła mnie do siebie za koszulkę i przyssała się do moich ust. Otworzyłem szeroko oczy. Pociągnęła mnie za sobą co spowodowało, że wylądowałem na niej. Po krótkiej chwili  otrząsnąłem się i oderwałem swoje usta od jej.
- Nie chcesz mnie? – spytała, bełkocząc lekko. Do mojego nosa dotarł zapach wódki. Położyłem swoją dłoń na jej policzku i przejechałem palcami po skórze. Zadrżała pod wpływem mojego dotyku.
- Cholernie cię pragnę Eff – westchnąłem i zdjąłem z niej T –Shift, na co uśmiechnęła się uwodzicielsko – Ale wszystko utrudniasz…
Przykryłem ją kołdrą i zapaliłem małą lampkę. Wstałem z pościeli i ruszyłem w stronę wyjścia, ale wtedy poczułem jak delikatne ręce oplatające mój brzuch, uniemożliwiając mi dalsze kroki.
- Zostań – usłyszałem cichy szept i momentalnie zmiękłem. Odwróciłem się w jej kierunku, śmiejąc się cicho. Sięgała mi do brody.
- W ogóle nie urosłaś, mała – stwierdziłem i położyłem się na łóżku. Effie ułożyła głowę na poduszce i odwróciła się w moją stronę.
- A całus na dobranoc, coś więcej? – zgasiłem lampkę, nie reagując na słowa brunetki.
Leżeliśmy parę minut, a ona cały czas mówiła coś o jednorożcach, w końcu do moich uszu doszło niewyraźne pytanie.
- Będziemy mieć dzieci? – ledwo powstrzymałem wybuch śmiechu, więc przyłożyłem sobie poduszkę do twarzy, chichocząc.
- Na pewno – odpowiedziałem – Całą gromadkę – dziewczyna ziewnęła i objęła ramionami moją szyje, mrucząc coś pod nosem.
Podobało mi się to co robiła, ale odleciała, nie kontrolowała swoich czynów i myśli. Kiedy zasnęła, wyswobodziłem się z jej uścisku i wyszedłem z pomieszczenia. W śnie wyglądała na taką bezbronną…

- I co? – Andy wręczył mi puszkę piwa i skoczył na kanapę.
- Poszła spać – wziąłem spory łyk i zająłem miejsce obok Jinxx’a – Odleciała.
- Ludziska, jutro trasa – westchnął CC, włączając muzykę.
- Jeremy, bierzesz Sammi? – zapytał Jake, stawiając na stole jakieś przekąski.
Ferguson zamknął oczy, wypuszczając powietrze z ust. Moje myśli były zaś zupełnie gdzie indziej. Po chwili otrząsnąłem się i wpadłem na pomysł.
- Sammi musi jechać – powiedziałem uśmiechając się szeroko. Reszta spojrzała na mnie pytająco – No co? Eff musi mieć jakieś babskie towarzystwo, bo tu zwariuje, a ty musisz jej pilnować – zakręciłem palcem na Jinxxa - To jutro kierunek San Diego, tak?
Pokiwali twierdząco głową, nadal z dziwnymi minami. Czas kupić bilety do Wesołego Miasteczka…
_______________________________
Szkoła mnie dobija, ale dzięki komentarzom będę się starać poświęcać o wiele więcej czasu na pisanie, bo to po prostu zachęca do dalszego tworzenia. Naprawdę bardzo, bardzo przepraszam.

Po za tym, moim zdaniem, schrzaniłam ten rozdział. Jest do kitu; krótki, nieskładny, o niczym. Masakra...


sobota, 11 maja 2013

Rozdział 2

Zazdrość to uczucie, które potrafi rozchwiać nasze serce o wiele bardziej niż miłość
- Adolf Heyduk

[Effie]

Pierwszą noc spędziłam na łóżku Andy’iego. Spaliśmy obok siebie. Było ciasno, ale przytulnie. Co prawda nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że znajduję się w busie. Wokalista kazał mi się „wyluzować”, a nawet poświęcił dla mnie swoją puszkę napoju energetycznego. Sammi wyszła późnym wieczorem.
Następnego dnia obudziłam się pierwsza [12:00] i zrobiłam śniadanie wszystkim członkom Black Veil Brides w ramach podziękowania. Ku mojemu zdumieniu pierwszy przyszedł Ashley. Wkroczył do jadalni bez koszuli, z samego rana oświecając mnie swoim tatuażami. Usiadł przy stole wbijając wzrok w naleśniki i sok. Uśmiechnął się pod nosem i podziękował grzecznie. 
Wskoczyłam na blat i patrzyłam jak je. Widać było, że przez ten czas w ogóle się nie zmienił. Jego twarz była ubrudzona syropem klonowym, a strużki soku ściekały po brodzie. Rzuciłam szmatką w jego stronę.
- Dzięki – odparł, wycierając się.
On skończył, a ja nadal siedziałam w milczeniu.
- Słuchaj, zapomnijmy o tym co było – usłyszałam własny głos.
[Ashley]
           Usłyszałem jej lekko zachrypnięty głos i moje serce przyśpieszyło bicie. Czy ona proponuje mi powrót?
               - Zostańmy przyjaciółmi – rzuciła szybko, a ja poczułem się w jak nieudanym filmie romantycznym. Na co ja liczyłem? Że powie: Oh, Ashley będziemy żyć długo i szczęśliwie - jak we wszystkich bajkach?
                - Tak… Przyjaciółmi – szepnąłem uśmiechając się w jej stronę, choć to bardziej przypominało grymas.
                - Siema ziomki! – krzyknął CC wbiegając do pomieszczenia – O! Mniam, mniam!
                Oblizał usta na widok śniadania. Usiadł do stołu, napychając sobie naleśników do buzi.
                - Eff, mówiłem Ci już, że świetnie gotujesz? – wycisnął sobie syrop klonowy prosto do ust.
                - Effie – zgromiła go wzrokiem. No tak, Jake wczoraj mówił o tej sytuacji. Nagle uśmiechnęła się słodko – Dziękuje Christian.
                - Nie ma za co Eff…ie – dziewczyna westchnęła ciężko, kręcąc głową.
                Po paru minutach dołączyła do nas reszta. Zaczęliśmy robić maski z naleśników i biegaliśmy po busie goniąc się. Brunetka zaś siedziała w tym samym miejscu, obserwując nas i próbując powstrzymać śmiech. Obserwowałem ją uważnie zza naleśnikowej maski. Dlaczego nie może trochę wyluzować. Co się z nią działo, kiedy mnie nie było?
                Wtedy wpadłem na genialny pomysł. Zrobiłem unik przed Andy’m, który właśnie udawał zombie z patelnią i pognałem w stronę mojej byłej. Chwyciłem ją rękami w pasie i uniosłem go góry. Pieprzyć to, czy się wkurzy - pomyślałem. Zaczęła krzyczeć przerażona, kiedy zacząłem obracać ją wokół własnej osi. Czułem się jak za dawnych lat. Jeremy przystanął zdziwiony widząc nas w takiej sytuacji. Naleśnik zleciał mu z twarzy, tak samo jak Christianowi, Jake’owi  i Andy’emu.
                - Cholera – mruknął CC odrywając kawałek placka i wkładając go do ust.
                - Wy ten… No wiecie? – spytał Biersack drapiąc się w tył głowy. Zatrzymałem się, a Eff wyswobodziła się z moich objęć.
                - Jesteśmy przyjaciółmi – oznajmiła jak gdyby nigdy nic. Walnąłem się z otwartej ręki w czoło.
                - OK, rozumiem – wokalista wzruszył ramionami – Ubierajcie się, idziemy na lody.
                                                                              *
[Effie]
               Wkrótce dołączyła do nas Sammi. Chłopcy zaprowadzili nas do lodziarni. Na niebieskim szyldzie „LODY”  narysowane były 3 gigantyczne gałki w rożku. Znaleźliśmy jakiś dobry stolik z widokiem na park, a Jinxx poszedł po nasze zamówienia. Sammi streściła mi co się działo przez te 3 lata. Słuchałam jej uważnie podpierając się łokciami o stół. Przed słońcem osłaniał nas wielki, czerwony parasol z białymi paskami, Jake zaczął wachlować się serwetkami, bo mimo to było bardzo gorąco.
            - Gdzie jest ten Jeremy? – jęknął CC kładąc głowę na stół. Poklepałam go pocieszająco po ramieniu. W tym momencie przyszedł nasz „kelner”, trzymając w ramionach rożki. Dosłownie rzuciliśmy się na lody. Moje były o smaku mango i cytryny. Od razu poczułam się lepiej.
              Spacerowaliśmy po parku, aż w końcu usiedliśmy przy okrągłej fontannie. Miała ona kształt małego aniołka, z którego ust leciała woda. Spytałam jakiegoś przechodnia o godzinę. Szesnasta. Zajęłam miejsce obok Christiana. Jego twarz cała była, umazana czekoladą. Powtórka z ranka?
            - Jesteś cały brudny – powiedziałam śmiejąc się. Perkusista wzruszyła ramionami – wyjęłam chusteczkę z kieszeni i zaczęłam wycierać jego policzki i brodę, jak małemu dziecku.
[Andy]
Rozkoszowałem się ostatnim wolnym czasem, ale jak wiadomo zawsze musi się coś spieprzyć. Usłyszałem wściekłe szepty Ashley’a.
           - O co chodzi? – zamknąłem oczy, wystawiając twarz do słońca. Ciepło okalało moją twarz. Myślałem o Juliet. Tęskniłem za moją dziewczyną.
                - Ona robi to specjalnie! – syknął.
                - Że co? – uchyliłem powieki i skierowałem wzrok na Effie – Jesteś zazdrosny?
                Dziewczyna zachowywała się troskliwie jak zawsze, a Ash wręcz przeciwnie - nie był  sobą. Ścisnął plastikowy kubek z wodą w ręce. Zabrałem mu go, bo jeszcze by mnie oblał. Wróciłem do poprzedniej czynności.
                - Muszę pogadać z Christianem – oznajmił basista i wstał pośpiesznie.
                - Co? Ashley! – krzyknąłem podnosząc się.
                Niestety było za późno. Ash robił wszystko bez zastanowienia.  Skutki było widać na pierwszy rzut oka. Trącał wszystkich łokciami próbując się tam przedostać. Szybko pobiegł do Eff, która w tym samym momencie wstawała. Wbiegł prosto na jej plecy. Straciła równowagę i… wpadła prosto do lodowatej wody. Skrzywiłem się.
             - Cholera – wrzasnąłem, a ludzie zaczęli przyglądać nam się z zainteresowaniem. Wszyscy wstaliśmy.
                   Na szczęście Effie zaraz wypłynęła na powierzchnie.
             - Znalazłam piątaka – wypluła wodę w ust, patrząc na basistę w wyrzutem. W ręce trzymała monetę. Purdy natychmiast wskoczył do wody, mocząc przy tym nogawki spodni i buty. Chwycił ją w pasie – Nie dotykaj mnie – rzuciła ostrzegawczo i sama wstała chwiejnym krokiem. Podałem jej rękę, aby mogła wyjść. Posadzka była śliska, jeszcze brakuje tego aby rozbiła sobie nos. Kiedy dziewczyna stanęła na ziemi, jęknęła. Wycisnęła wodę  z włosów. Dopiero teraz zauważyłem szramę na jej nodze.
                - K**wa, Effie – powiedziałem kucając przy jej łydce – Wszystko w porządku?
                - Chyba… – popatrzyła na swoją nogę – …tam musiało być coś ostrego.
Próbowała zrobić krok, ale nic z tego nie wyszło. Jake i CC wzięli ją pod ramię.
- Dosyć wycieczek na dzisiaj – westchnęła Sammi, biorąc Jinxxa za rękę – Chodźcie, w busie na pewno jest jakaś apteczka. Trzeba zobaczyć jak to dokładnie wygląda.
               Razem z Ashley’m zostaliśmy z tyłu. Ostatni raz zajrzałem do fontanny, ale niczego nie zobaczyłem.
Zawiedziony ruszyłem za resztą, wyrzucając po drodze plastikowy kubek do kosza.
                - Nawet nie zdążyłem jej przeprosić – oznajmił cicho basista, idący za mną. Odwróciłem się w jego stronę.
                - Nie jesteście już razem Ashley. Musisz zrozumieć, że ona może teraz robić co chce.
                                                                              *
                Effie krzyknęła, gdy polałem ranę wodą utlenioną.
                - Przestań! – syknęła, zaciskając powieki i trzymając mnie kurczowo za koszulkę.
                   - Musimy zabić zarazki – zaśmiałem się. Wyglądała jak mała dziewczynka, która spadła z roweru i rozbiła sobie kolano. Rana zaczęła się pienić – Widzisz, już po wszystkim - rozluźniła uścisk.
Sammi wyszła z Jinxxem do apteki, aby kupić na wszelki wypadek jakieś lekarstwa czy bandaże. Nie wiadomo w końcu co jeszcze może odbić Purdy’emu. Jake i Christian zniknęli w swoich pokojach.
Owinąłem jej łydkę bandażem i przypiąłem wszystko agrafką.
- Wiesz – zaczęła uśmiechając się lekko – Chyba możesz dorabiać jako pielęgniarz.
Odwzajemniłem jej uśmiech. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Ashley, niosąc ze sobą koc i miskę popcornu. Nakrył nim dziewczynę, a następnie postawił na kanapie prażoną kukurydzę.
- To ja zostawię was samych – wstałem. Odwróciłem się ostatni raz w drzwiach i zerknąłem na nich.  
Oboje mieli zwrócony wzrok w innym kierunku. Miałem szczerą nadzieję, że się pogodzą. Myślę, że do siebie pasują. 
[Effie]
                - Przepraszam – usłyszałam szept Ashley’a – Nie wiem co mi odbiło.
                - Ważne, że nie stało się nic poważnego – zaczerwieniłam się.
                - A właśnie, że się stało. Zachowałem się jak idiota. Naprawdę mi przykro.
            Wówczas spojrzeliśmy na siebie. W jego oczach widziałam wszystko. Skruchę, zmęczenie, strach… miłość. Dobrze znałam to ostatnie. Basista chwycił pilota i włączył telewizję.
            - Mam ochotę na seans w ramach przeprosin? – spytał, przenosząc wzrok na ekran. Westchnęłam.
            - Chyba mi się należy... – zachichotałam i spojrzałam na zegarek. Nie było bardzo późno. Włączyliśmy jakiś film, a była to komedia. Razem komentowaliśmy i śmialiśmy się z różnych kwestii i scen. Ash wsunął się pod koc. Siedzieliśmy bardzo blisko siebie. Na początku mnie o stresowało, ale potem nie czułam w ogóle wstydu. Rzucaliśmy sobie popcorn do buzi. Nawet nie wiedziałam kiedy po prostu zasnęłam...
*
            Obudziłam się gwałtownie. Miałam kolejny dziwny sen. Znowu ten las i ten mężczyzna...
Dopiero wtedy zauważyłam, że moja głowa spoczywa na ramieniu basisty. On też drzemał. W telewizji leciał cicho jakiś serial na MTV. Zapewne było już późno, a my nadal nie byliśmy w łóżkach.
            - Wszystko OK? - spytał Ashley zachrypniętym głosem. Musiałam go obudzić.
            - Tak, tylko coś mi się śniło - ogarnęłam koc i stanęłam na zimnej podłodze.
            - Gdzie idziesz? - spojrzał na mnie zdumiony - Chyba nie będziesz teraz budzić Andy'iego.
Miał rację. Dzisiaj prześpię się na kanapie - Chodźmy do mnie.
Ja i on w jednym pokoju? Łóżku? 
            - Nie wiem czy to dobry pomysł. Dam radę tutaj - usiadłam, bo noga zaczęła mnie boleć. Purdy musiał to zauważyć.
            - Daj spokój. Wiesz, że nie gryzę - wyszczerzył się - Chyba, że ktoś wręcz o to prosi.
            Zmierzył mnie wrednie wzrokiem. Nagle zerwał się z miejsca i chwycił mnie w pasie i przełożył przez ramię. Miałam deja vu. 
             - Postaw mnie - walnęłam go pięścią w plecy - Głuchy jesteś?
              Nie był i dobrze to wiedziałam. Po chwili znaleźliśmy się w jego pomieszczeniu. Wylądowałam na miękkim łóżku.
              - Dzisiaj bez kąpieli - mruknął Ash kładąc się obok mnie i nakrywając nas kołdrą - Dobranoc Eff.
              - Effie, do diabła - rzuciłam wściekła, odwracając się do niego plecami. Wkrótce dopadł mnie morfeusz.
            
____________________
Przepraszam, ze to tyle trwało.
pisane przy: Yellowcard - Firewater, Chester See - God Damn You're Beautiful 

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 1

Żadna wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć. 
Jonathan Carroll

Los Angeles,  9:00 rano
  Wychodząc z samolotu uważnie rozglądałam się na lotnisku. Odnalazłam swoją walizkę, a następnie usiadłam na jednej z ławek. Wygrzebałam z torebki portfel i przeliczyłam pieniądze. Ludzie przechodzący obok patrzyli na mnie ze współczuciem. W końcu co taka dwudziestolatka robi sama na lotnisku w Los Angeles? Wstałam i ruszyłam do wyjścia ciągnąc za sobą fioletowy pakunek na kółkach. Zatrzymałam pierwszą taksówkę z rzędu i wskazałam drogę. Zaczęłam rozmyślać nad swoim losem, próbując ignorować zapach dymu papierosowego, który wytwarzał kierowca.

  Moi rodzice chcą się rozwieść, mają mnie dosyć.
Czułam się przez to źle i postanowiłam uciec. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, (których zresztą było niedużo) po tym jak usłyszałam, że tu LA mieszka podobno moja daleka ciotka. Pewnie teraz każdy pomyśli, że to głupie i ryzykowne lecieć samemu z niewielką kwotą pieniędzy, aby znaleźć osobę, której w ogóle się nie zna i nie wiadomo czy istnieje z nadzieją, że ona Ci pomoże. Jednak ja chciałam spróbować i wierzyć, że ją znajdę. Nie miałam ochoty zostawać w domu i słuchać codziennych krzyków za każdy, nawet najmniejszy hałas.
Zostawiłam fałszywy liścik, że jadę na wakacje. Ironio! Pewnie nawet się nie zorientują, że mnie nie ma. Nawet nie zauważyłam kiedy kierowca zaczął dźgać mnie w żebra wskazującym palcem, że jesteśmy na miejscu. Uśmiechnęłam się krzywo.
  - Dziękuję – powiedziałam, kiedy już wstałam, rzucając na siedzenie banknot i zabierając bagaż. Gdy taksówkarz odjechał, zostałam sama na jednej z ulic w wielkim Los Angeles…
                                                                          *
  Chodziłam z domu do domu, pytając o ciotkę Cheney, ale nikt nie znał tu kobiety o takim nazwisku. Niektórzy po prostu obrzucali mnie dziwnym spojrzeniem i zamykali drzwi przed nosem.
Po paru godzinach zaczęłam tracić nadzieję, usiadłam na krawężniku, stawiając walizkę obok. Ponownie otworzyłam portfel i przeliczyłam sumkę. Hotel nie wchodził w grę. Nie będzie mnie stać na nic więcej, jak wykupię sobie pokój na 24h. Poszukiwanie schronienia na ulicznych osiedlach również było bez sensu. Nie mieszkali tu sympatyczni ludzie. Najgorsze było to, że nie pomyślałam o tym, że Isabelle Cheney po prostu nie istnieje. Tak bardzo wierzyłam.  
Chciałam wierzyć
  Rozejrzałam się. Było późne popołudnie, słońce chowało się za horyzontem.
  Przeczesałam włosy palcami i ruszyłam w stronę pobliskiego parku. Mijałam rozłożyste drzewa i ciche uliczki, aż znalazłam jakąś ławkę. Usiadłam na niej i zapinką do rowerów przyczepiłam walizkę do słupa. Nie wiadomo, czy nie ma tu jakiś ulicznych złodziei. Wyjęłam koc i otuliłam się nim. Przyglądałam się dzieciom bawiącym się w parku, aż do momentu w którym moja sylwetka opadła na drewniane belki zapadając w sen.
                                                                          ***
   Los Angeles, park Rossie , 10:00
  Rano obudziłam się niezwykle głodna. Było mi zimno, a kręgosłup bolał mnie niemiłosiernie, co wywołało grymas bólu na mojej twarzy. Przeczesałam przetłuszczone włosy ręką i przejrzałam się w małym lusterku.
  Wyglądałam jak trup, a usta miałam popękane. Wyjęłam starą Nokie i sprawdziłam godzinę.      Zjadłam wczorajszą kanapkę z szynką. Ledwo przełykałam każdy kęs. Czułam puls w głowie. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o  oparcie. Nie wiedziałam ile tak siedziałam, czułam na sobie tylko pogardliwe spojrzenia obcych ludzi i zdziwione miny dzieci, które szeptały między sobą. Pewnie uważali mnie za ćpunkę, albo kogoś innego o niezbyt dobrej opinii.
  Nagle z transu wyrwał mnie znajomy głos.
  - Effie?
  W tym momencie przyrzekam, że umarłam. Bałam się otworzyć oczy, ale po namyśle delikatnie rozchyliłam powieki, z powodu rażącego słońca. Przede mną stali kolejno Andy, Jinxx, Jake, CC… oraz Ashley. Wpatrywali we mnie swoje piękne oczęta z rozdziawionymi ustami.
  - Co ty tu robisz? – zapytał Andy – Tyle czasu Cię nie widzieliśmy!
  Jego słowa docierały do mnie jak przez mgłę, za to w głowie miałam mętlik. Zatopiłam oczy w sylwetce Purdy’iego.
  Usta zaczęły mi drżeć, tak jak w dniu kiedy pożegnałam się z NIM. Trzy lata temu. Ja miałam siedemnaście lat, a Ashley dwadzieścia*. Nadal pamiętałam tę noc, gdy widzieliśmy się po raz ostatni. Oboje siedzieliśmy w moim pokoju, na dużym dwuosobowym łóżku. Wtedy powiedziałam mu, że wyjeżdżam. Na zawsze. Pokłóciliśmy się. Złożył ostatni, mocny i krótki pocałunek na moich ustach i wyskoczył przez okno do ogrodu…
  Chcę zapomnieć
  Chcę zapomnieć
  Chcę zapomnieć
  Potem dowiedziałam się o Black Veil Brides. Wiedziałam, że ON i reszta chcą zacząć razem grać.                                                                                                                                                                                                                                                                 
                                                                
  Nawet nie zorientowałam się, kiedy opowiedziałam chłopakom jak się tu znalazłam.
  - Idziesz z nami – oświadczył CC.
  - Ale… - zaczęłam interweniować.
  - Bez sprzeciwu – powiedział Andy, pociągając mnie do góry, abym wstała. Poddałam się jego silnym dłoniom.
  - Nie masz nic do gadania – dodał Jinxx, a Jake przytaknął.
  Tylko Ashley siedział cicho, patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przejechał ręką po włosach, a potem po szyi. Westchnęłam i zapakowałam swój koc do walizki, którą zaraz wziął Biersack. Wyszliśmy z parku.
  Christian zaczął się śmiać z mojego zabezpieczenia, jednak szybko spoważniał.
  - Nie powinnaś być sama. Tu może się kręcić od jakiś zboczeńców i złodziei – stwierdził. Odchrząknęłam znacząco.
  - A co niby miała zrobić? – Jake zmarszczył czoło. Odniosłam wrażenie, że czyta w moich myślach – Przylecieć z matką lub ojcem? – parsknął – Christian, mamy Ci zacząć wszystko tłumaczyć od nowa?
  CC otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnęłam.

Parę minut później, po mojej próbie przekonywania ich, że nie mogę przyjąć propozycji mieszkania u nich, dowiedziałam się, że niedługo wyjeżdżają w trasę i wszyscy przebywają tymczasowo w dwupiętrowym Tour Bus’ie.
  - Wiecie co? – powiedziałam przystając. Wszyscy odwrócili się zaciekawieni – Kocham was chłopaki…
              Ashley drgnął niespokojnie. Przegryzł wargę, jak to miał w zwyczaju, gdy był poddenerwowany.
               Znałam go tak dobrze
  - To ja pójdę szybciej i… przygotuję jakąś pościel dla Effie – wyminął nas szybko.
  Nagle wyrżnął jak długi na ziemię.
  - Cholera! – wrzasnął podnosząc się. Miał zdarty łokieć. Uniosłam do góry jedną brew, przekręcając delikatnie głowę, kąciki moich ust drgnęły.
  - Ash – zaczął Andy – Wszystko OK?
  Purdy nie odpowiedział tylko pokuśtykał do przodu, przeklinając pod nosem.
                                                                   *
  - Ale z niego niewyżyty dzieciak – parsknął Biersack, kiedy byliśmy blisko bus’a – Kto ogarnie tego faceta?
  - Na pewno nie żadna laska – zachichotał Christian – Chyba, że zdrowo zakręcona.
  Widząc mój wyraz twarzy umilkł, a Jake walnął go w tył głowy.
  - Sorry Eff – rzucił przepraszająco perkusista.
  - Nikt już nie mówi do mnie Eff – powiedziałam cicho, wbijając wzrok w dal.
  - Przepraszam Eff.
  - Jestem Effie, a właściwie Elizabeth! – krzyknęłam.
  Jinxx przystanął.
  - Elizabeth?! – wykrzywił usta.
  - To brzmi tak… - zaczął Jake
  - …staro – rzucił spokojnie CC, za co zgromiłam go wzrokiem.
  Nigdy nie lubiłam swojego pełnego imienia. Wydawało mi się takie klasyczne i zwyczajne. Kiedy miałam 6 lat otwarto nową cukiernię. Chodziłam tam codziennie z tatą. Któregoś słonecznego dnia, gdy zamawiałam ciastko, właścicielka nazwała mnie Effie. Ta miła, starsza pani lubiła zdrabniać imiona. Od tego czasu prosiłam, aby wszyscy mnie tak nazywali.Stałam się Effie. Za to skrót od skrótu wymyślił Ashley.
              Uwielbiałam kiedy tak do mnie mówił
  Chyba właśnie dlatego postanowiłam unikać „Eff” jak ognia.

  Niedługo potem doszliśmy do autokaru. Spróbowałam ostatni raz sprzeciwu.
  - Nie wiem jak wam się odpłacę…
  - Zacznij się uśmiechać panno Sky – powiedział krótko Andy, pokazując rząd bielutkich zębów.       Jak zawsze był cholernie pociągający.
  Jednakże nadal coś mi tu nie pasowało.
  - Co robiliście w parku? – zapytałam spoglądając na nich podejrzliwie. Jeremy, Jake i Christian ulotnili się do środka.
  - Zobaczymy jak tam nasza niezdara Ashley – mrugnął do mnie Jinxx – Biedactwo pewnie teraz płacze na tyłach…
                                                                                         *
  - Poszliśmy odreagować  - rzucił krótko Andy stawiając przede mną talerz z jajecznicą i malinową herbatę.
  - Po dziesiątej rano? – zdumiałam się.
  - Wiesz, niedługo trasa i…
  - Musicie podwieźć mnie do domu – skończyłam niegłośno i drgnęłam na krześle.
  - Naprawdę chcesz tam wracać? – spytał siadając naprzeciwko z puszką napoju energetycznego.
  - Nie – odparłam szczerze – Ale też nie mogę zostać tu do końca życia…
  Wstałam i odstawiłam do zmywarki talerz oraz pusty kubek. Byłam naprawdę głodna.
  - Dlaczego? – upił łyk żółtego płynu, oblizując usta.
  - Ponieważ musiałabym spłacać wam kredyt do końca moich dni…
                                                                 *
  - Jinxx! – wydarł się CC.
  - Czego? – gitarzysta przerzucał kanały znudzony. W końcu zatrzymał się na jakimś amerykańskim serialu. Hanna Montana? 
  - Co w moim pokoju robią stringi twojej laski? – wrzasną stając w drzwiach i trzymając materiał miedzy dwoma palcami – W sumie to nawet fajnie – mruknął przyglądając im się.
Westchnęłam z politowaniem, a Andy pokręcił głową. Ścisnął moje ramię dając mi do zrozumienia, że jest ze mną.
  - Czekaj… - powiedział wolno Christian – Robiliście TO w moim łóżku?! – zaczął krzyczeć rzucając dolną część bielizny na podłogę i wybiegł błagając o jakiś odkażacz - Nie chcę się kleić od spermy!
Przeniosłam wzrok na kanapę, gdzie Jinxx uśmiechał się sam do siebie. Ach on i jego małżonka...
Już zapomniałam jak bez nich było nudno… Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, na chwile zapominając o wszystkich troskach. W tym momencie drzwi wejściowe otworzyły się w wkroczyła do nich czerwono - włosa dziewczyna.
  - Jeremy widziałeś moją bieliznę. Chyba ją u Ciebie zostawiłam… O tu jest! – podniosła z ziemi stringi, odgarniając włosy z twarzy.
- Sammi! – wrzasnęłam zeskakując z krzesełka i rzucając się na przyjaciółkę.
  Z Sammi Doll poznałam się zupełnie przez przypadek. Od razu się polubiłyśmy, a kiedy dowiedziałam się, że jest dziewczyną Ferguson'a było jeszcze lepiej. Potem dziewczyna wzięła z nim ślub. Było bardzo wyjątkowo i romantycznie. Sam miała wtedy blond włosy i śliczną, niebieską sukienkę. Nadal pamiętałam tą chwilę, gdy trzymając pod rękę Ashley'a uśmiechaliśmy się do pary młodej. Sami snuliśmy plany o wspólnym życiu, mimo nie akceptacji ze strony moich rodziców.
  Było nam razem dobrze
  Najwyraźniej los postanowił inaczej...

  - Dziewczyno, co ty tu robisz? - pisnęła odrywając się ode mnie.
  - Długa historia - uśmiechnęłam się do niej.
  - Cześć skarbie - Jeremy podszedł do Sammi dając jej soczystego buziaka w policzek, na co ona cicho zachichotała. I pomyśleć, że niedawno ja miałam podobnie.
  Andy przyglądał nam się z kuchni, popijając swojego energetycznego drinka.
  - Dlaczego nikt nie poinformował mnie - zakręciła na mnie palcem - o tej całej sytuacji?
  - Wszystko działo się tak szybko - odparł Jinxx - Opowiem Ci w pokoju, chodź! - pociągnął ją za rękę.
  - Tak - Biersack pokiwał głową - Wszyscy wiemy co będziecie robić. Tylko tym razem nie pomylcie pomieszczeń.
  Doll spojrzała dziwnie, a ja zaśmiałam się. Przytuliłam Andy'iego w pasie.
  - Tęskniłam za wami - szepnęłam.
  - My za tobą też mała. Wyskoczymy jutro wszyscy na lody, będzie tak jak dawniej - objął mnie ramieniem - Moja dziewczyna byłaby teraz na mnie wściekła - uśmiechnął się łobuzersko.
  W tym samym momencie ze schodów zeskoczył Jake. Widząc nas stanął w miejscu i pokręcił głową zdezorientowany.
  - Szykuje się nowy romansik? Będzie co opowiadać Juliet - wyjął z zamrażarki lód.
  - Tylko spróbuj. Co z nim? - wokalista mrugnął na lód.
  - Parę stłuczeń i zadrapań. Ale przeżyje - czułam się jak w "Chirurgach". Puściłam Andy'iego - Jest jakiś dziwny.
  - A kiedy nie był? - mruknęłam sama do siebie. Pitts puścił moje słowa mimo uszu. chyba nawet tego nie usłyszał, bo ruszył pędem na górę.
 - Twoje włosy potrzebują mycia - CC poszedł do kuchni, mijając nas - Chyba chcesz wziąć prysznic? - wyjął wodę z lodówki - I daj mi numer do jakieś dobrej firmy sprzątającej!

z perspektywy Ashley'a**

  Syknąłem kiedy Jake przycisnął lód do mojego łokcia.
  - Nieźle się urządziłeś stary - powiedziałem sam do siebie.
  - Nie jest tak źle. Do wesela się zagoi - pocieszył mnie gitarzysta - Co jest?
  - Effie. To jest - rzuciłem.
  Nie chciałem sam się przed sobą oszukiwać, że cieszyłem się kiedy ją zobaczyłem. Dobrze było mieć świadomość, że wszystko z nią OK. No może nie do końca. Od samego początku nie lubiłem jej rodziców. Zresztą, oni też za mną nie przepadali. Ba! Gdy byliśmy razem skłócili nas. Gdyby nie ten cholerny wyjazd być może wszytko było by w jak najlepszym porządku.
Nie ukrywam, tęskniłem z jej głosem, dotykiem, włosami...
Stop! Musisz zapomnieć o tej dziewczynie! I tak wystarczająco namieszała Ci w bani...
_________________
*w opowiadaniu członkowie BVB są młodsi niż w rzeczywistości. Wychodzi na to, że Ashley ma 23 lata.
**będę pisać z różnych perspektyw.
Nie jestem dumna z pierwszego rozdziału. Miał być zabawniejszy i ogólnie lepiej zbudowany. Ale w końcu to taki jakby wstęp, więc musi być trochę nudnych linijek. Poprawię się!

Proszę pisać co robię źle i jakie mogę zrobić poprawki (!)