[Effie]
Koncert zapowiadał się wspaniale. Przed wejściem kłębiły się tłumy
fanów z zapartym tchem czekających na występ idoli. Ja stałam w tym tłumie
przyciskając do siebie pluszaka - wieloryba. Nie chciałam przeszkadzać
chłopakom w przygotowaniach. Dziwiłam się, że mają siłę występować, po tej
szalonej wyprawie do Wesołego Miasteczka. Obserwowałam ludzi, którzy z
podekscytowaniem rozmawiali o dzisiejszym wieczorze. Nagle naszła mnie dziwna
myśl. Od tych paru dni nie wyjmowałam z walizki telefonu. Przemknęłam na tyły
hali, gdzie stał bus BVB. Oczywiście Christian musiał wymyślić hasło, którego
używaliśmy, gdy chcieliśmy się dostać do jakiegoś pomieszczenia bądź miejsca.
- Hasło - powiedział ochroniarz stojący przy drzwiczkach autokaru.
- Daj spokój, Billy -wywróciłam oczami – Wiesz kim jestem - Billa
poznałam wczoraj. Był to krępy mężczyzna w średnim wieku z brązowymi włosami i
zielonymi, spokojnymi oczami.
Musiałam przyznać, że męczyło mnie ciągłe przychodzenie do niego i
powtarzanie tego samego słowa.
- Nie mam innego wyjścia. To moja praca - odparł ponuro - Hasło.
- Jagodowo cukierkowy raj z watą cukrową i odrobiną żelków -
wyrecytowałam, kładąc rękę na biodrze.
Ochroniarz wpuścił mnie do środka. Nie mogłam zapalić włącznika
światła, więc po omacku szukałam swoich rzeczy. Poczłapałam do walizki i
wyciągnęłam moją Nokie. Telefon lekko zadrżał, aby następnie znowu zgasnąć i
pokazać mi czarny ekran. Podłączyłam go do ładowarki. Kiedy już udało mi się go
uruchomić, zobaczyłam dziesiątki nieodebranych połączeń i trochę wiadomości.
Wszystkie były od rodziców. Kliknęłam niepewnie w jedną wiadomość
" Elizabeth, wiedz, że cię znajdziemy. Jesteś za młoda na
takie wyjazdy..." - dalej nie dałam rady czytać, upadłam na kolana. Do
moich oczu zaczęły napływać łzy, a ciało ogarnęła panika.
Wtem do pokoju wkroczył Ashley, podśpiewując pogodnie i (jakimś
cudem) zapalając światło. Odwróciłam się niespokojnie w jego stronę, a komórka
wypadła mi z rąk.
- Na litość boską, Eff - basista niemal krzyknął łapiąc się za
klatkę piersiową - Dlaczego siedzisz tu po ciemku i... - dopiero teraz
zobaczył, że zbiera mi się na płacz - Co się stało?
Kucnął obok i objął mnie ramieniem. Podniósł z ziemi Nokie i
odczytał wiadomość.
- Oni mnie niszczą, Ash - jęknęłam. W tym momencie zapomniałam o
wszystkim złym, co się między nami wydarzyło. Po prostu przytuliłam się do jego
ciała. Zadrżał lekko, pod wpływem mojego ciężaru. Pogłaskał mnie po głowie.
- Nie pozwolę, aby cię zabrali – szepnął w moje włosy.
- Ashley, zaraz wchodzimy! – usłyszałam przelotny krzyk Jake’a,
dochodzący zza drzwi.
- Zaraz – odparł głośno basista, aby następnie odwrócić się w moją
stronę i posłać przepraszający uśmiech.
- Idź – stwierdziłam niechętnie, patrząc na jego twarz – Fani
czekają.
- Wszystko będzie dobrze, Eff – wstał – Znaczy Effie – poprawił
się szybko, z zakłopotaniem drapiąc się w tył głowy.
- W porządku. Eff mi pasuje – rzuciłam komórkę, którą mi podał do
walizki – Będę niedaleko – Ashley poparzył na mnie dziwnie i pognał w stronę
sceny.
***
*tydzień później* *narracja 3os.*
Black Veil Brides oraz dziewczyny byli właśnie w Europie. Francja.
W ciągu tych paru dni sporo się zmieniło. Effie kompletnie zmieniła swoje
nastawienie, co bardzo podobało się Ashley’owi. Razem imprezowali i dobrze się
bawili.
Tego dnia, kiedy ich bus postawił koła w Paryżu, wszyscy byli
podekscytowani.
- Ten Hotel jest niesamowity – pisnęła szatynka*, ciągnąc swoją
walizkę.
- Wiesz, to był pomysł Ash’a, abyśmy cały czas nie spali w
autokarze – zaśmiał się Andy.
- Kocham to miasto – westchnęła Sammi, łapiąc za rękę Jinxx’a –
Miłość, dobre jedzenie, sklepy.
- Tak sobie myślałam – zaczęła dziewczyna – Muszę sobie załatwić
jakąś pracę.
- Jesteśmy w trasie – zdziwił się CC, odbierając kluczę z
recepcji.
- Wiem, ale nie mogę siedzieć na waszym utrzymaniu. Może zostanę
jakimś internetowym bankowcem – zamyśliła się, na co reszta wywróciła oczami.
- W porządku. Jak są rozdzielone pokoje? – spytał Ashley, pewien nadziei,
że dostanie łóżko, które będzie musiał dzielić z Effie.
- Jinxx, Sammi, Jake – Andy rzucił kluczyk w ich stronę – Wy macie
pomieszczenie 177.
- Że jak? – załamał się Jake – Czyli mam patrzeć jak oni się
migdalą, całują i… - zrobił skrzywioną minę.
- My we czwórkę – zignorował gitarzystę Biersack, odwracając się
stronę dwóch, pozostałych muzyków oraz dziewczyny.
- Nie możecie mnie zostawić
z Jake’iem? – spytała masując kark. Mając trzech facetów na głowie, w tym
singla – przerwała na krótko – Będę bezpieczna tylko z jednym.
- Pasuje mi taki plan – wyszczerzył się Pitts, a Ashley czuł, że
zaraz tego nie wytrzyma.
- W sumie – wokalista pokiwał głową – OK, czyli Ash i CC idą do
nich – machnął głową na parkę, zamieniając kluczyki – A ja zostaje z wami – posłał
w ich stronę powalający uśmiech, a Jake i Effie wywrócili oczami – No co? Muszę go pilnować. Nie widział Elli
od miesiąca. Uwierz, chłopak już wariuje.
- Przynajmniej moje hormony są już uspokojone – odgryzł się
gitarzysta.
- Idziemy – zakomunikowała Doll, szarpiąc Jeremy’ego za dłoń.
- Stary, dlaczego mi to robisz? – basista z rozpaczą szeptał do
wokalisty.
- O co ci chodzi?- Andy odpowiedział pytaniem, dusząc w sobie
wybuch śmiechu.
- Już ty dobrze wiesz o co mi chodzi! – warknął – Ja chce Eff!
- Dlaczego? – zapytał Biersack ziewając.
- Bo, bo…- zmieszał się tamten, przystając.
- Człowieku – westchnął głośno – Liczyłeś na coś więcej, prawda? –
dodał już ciszej. Ashley nie odpowiedział, ciągnąc swój bagaż do przodu –
Chodźmy się przejść.
- Tu jest cudownie – Effie kręciła się wokół własnej osi na środku
pokoju.
Pomieszczenie było ogromne. Stały tu trzy jednoosobowe łóżka.
Ściany były brązowo – białe, a podłoga w kolorze ciepłego miodu. Całość
dopełniało wielkie okno, z widokiem na wieże Eiffla – Boże, nie wierzę!
Podekscytowana brunetka wczepiła wzrok na widok za grubym szkłem.
- Fajnie, że ci się podoba – uśmiechnął się w jej stronę Jake,
lecz kiedy jej oczy spotkały się z jego zobaczyła w nich smutek – Widziałaś już
kiedyś Paryż?
- Owszem, gdy byłam mała – oznajmiła poprawiając sweter spadający
z ramion. Podeszła do gitarzysty, który siedział na łóżku. Zajęła miejsce obok
niego i ujęła jego podbródek, zmuszając go tym samym, aby na nią spojrzał.
Pierwszy raz widziała go takiego przygnębionego.
- Chodzi o Elle?
- Nie wiem. Gubię się w tym – schował twarz w dłonie – Ona jest
atrakcyjna. Przyciąga spojrzenia wielu mężczyzn. Boję się, że ją stracę. Długo
nie rozmawialiśmy.
- Jake – przerwała mu dziewczyna, próbując mu coś powiedzieć
- Jake – przerwała mu dziewczyna, próbując mu coś powiedzieć
- To takie trudne – jego brązowe tęczówki wpatrywały się tępo w
ścianę, a ona sam wyglądał jakby był kompletnie zagubiony.
- Jake.
- Nie mogę tak siedzieć i… - ciągnął, gestykulując.
- Jake! – powiedziała ostro Effie, ale po chwili złagodniała,
chwytając za ramiona muzyka – Powinieneś z nią porozmawiać – przypomniała sobie
w myślach słowa Sammi – Ona wie, że ją kochasz i ty wiesz, że ona ciebie. Masz
do niej zaraz zadzwonić i powiedzieć wszystko co ci leży na sercu. Nie trać
kontroli – uśmiechnęła się do niego. Gitarzysta odwzajemnił słabo gest, a
brązowooka puściła jego ręce, które zdążyła złapać, aby go wesprzeć.
Wtedy niespodziewanie Jake chwycił jedną dłonią jej policzek i
złożył na ustach ciepły, szybki pocałunek. Oszołomiona dwudziestolatka
spojrzała na niego zdumionym wzrokiem z lekko rozchylonymi ustami.
- Dziękuje – rzekł wstając – Dziękuje, że jesteś.
Posłał w jej stronę uśmiech i pokazał telefon w ręku, aby szatynka
zobaczyła, że na pewno posłucha jej rad. I ruszył w stronę łazienki.
Tymczasem nikt nie wiedział, że zza uchylonych drzwi, całą to
sytuacje widział Ashley, który; zaraz gdy usta tych dwojga się zetknęły,
odszedł szybkim krokiem w stronę schodów.
*
Wieczór
Effie nerwowo biegała po całym budynku. W końcu wpadła na grupkę
swoich przyjaciół w restauracji hotelowej.
- Wiecie, gdzie jest Ash? – spytała zaniepokojona, rozglądając
się.
- Właśnie mieliśmy cię o to spytać – stwierdził Andy, wstając z
krzesła.
- Przeszukałam cały budynek – jęknęła.
- Może jest na mieście – zasugerował Jinxx bawiąc się z Sammi w
tak zwanego „samolocika” – Sałatka leci – udawał samolot.
- Przecież powiedziałby któremuś z nas – zlustrowała wzrokiem
parę, zresztą jak większość osób w tym pomieszczeniu – Prawda? – niepewnie
przestąpiła z nogi na nogę. Andy wzruszył ramionami, proponując, żeby coś
zjadła, ale szatynka nie słuchała tylko pognała w stronę wyjścia.
Wtedy dotarła na basen, który oświetlały tylko lampki w wodzie. Na
leżaku zobaczyła czyjąś sylwetkę. Podeszła bliżej i po czarnych jak noc włosach
spostrzegła, że to osoba, której szuka. Zrobiła parę kroków w jego stronę, ale
on nawet nie drgnął.
- Ashley? – wypowiedziała jego imię, dotykając jego ramienia –
Wszystko OK? – basista zaśmiał się histerycznie, co trochę speszyło dziewczynę.
- OK? Jasne, wszystko jest w jak najlepszym porządku! – niemalże
warknął.
- Ash, proszę bądź ciszej… - zaczęła.
- Nie! – przerwał wstając – Nie mów mi co ma robić. Nic nie wiesz!
- nerwowo przejechał dłońmi po włosach.
- Nie rozumiem – zdziwiona Eff wycofała się powoli.
- To może zapytaj Jake’a?! – wrzasnął, przez przypadek wywracając
jeden z leżaków. Brązowooka zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie. Dopiero po
chwili zrozumiała o co chodzi i wybuchła głośnym śmiechem.
- No co? – wściekłość basisty zamieniła się w szok.
- Ty myślisz, że ja i Jake – zaczęła dławić się śmiechem – Że my
razem…
- Widziałem jak się całowaliście – wyrzucił.
- Pocieszałam go. Tęskni za swoją dziewczyną. My jesteśmy tylko
przyjaciółmi – upewniła.
- Ładne mi pocieszenie – zakpił Ashley – A kiedy ja coś zrobię, to
ty już się nie postarasz?
- Nie przewidziałam tego – orzekła szatynka – Wiesz, że ja go
kocham, ale jako przyjaciela. Jasne?
Pokiwał głową ciągle naburmuszony, po chwili złapał Effie w pasie
i wrzucił prosto do lodowatej wody.
- Ty idioto! – krzyknęła, kiedy wypłynęła na powierzchnię.
- To za Jake’a – nachylił się nad jej twarzą, ale wtedy dziewczyna
pociągnęła go za koszulkę, powodując tym samym, wpadnięcie do wody.
Zanurkowała, nie chcąc przegapić miny Ash’a. Zbliżyła się do
niego, ale on po prostu ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Po chwili
wypłynęli na powierzchnię, głęboko nabierając powietrza do płuc. Eff wystawiła
język w jego stronę, wywołując u basisty cichy chichot. Nie potrzebowali
żadnych słów. Oboje oparli się o płytki i spojrzeli na niebo, podziwiając
piękne, świecące gwiazdy i okrągły księżyc. Brakowało im siebie wzajemnie, to
musieli przyznać.
____________________
____________________