Historia Ashley'a i Effie

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 14

Minęło tych parę nieszczęsnych dni i wszyscy wróciliśmy do Los Angeles. Oczywiście Ashley musiał zapłacić spory mandat za przekroczenie prędkości, nie mówiąc już o pieniądzach za auto. Żałowałam, że chłopakom nie udało się dokończyć trasy. Ash miał poczucie winy i przez cały powrót obiecywał im, że następnym razem dadzą czadu. Rozpierała go energia i praktycznie nie mógł usiedzieć na kanapie. Tak bardzo chciałam aby jego ręka mogła spokojnie wyzdrowieć.

- To jest takie słodkie – zachwycał się tym co fani do niego pisali jak dotarliśmy do domu chłopaków. Widać było, że inni mu współczuli i z pokorą przyjęli to, że na razie nie będzie koncertów.
Black Veil Brides oczywiście nie mieszkali przez cały czas razem, zresztą myślę, że nie daliby rady wytrzymać ze sobą tyle czasu.
Dom miał biały odcień z czerwonymi dachówkami, a za nim było widać kawałek ogrodu. Budynek nie był taki duży jak się spodziewałam, aczkolwiek każdy miał własny pokój. Ku mojemu zdziwieniu wszędzie panował porządek i nieskazitelna czystość. Nabrałam podejrzeń, że Juliet, Sammi i Ella odwiedziły chłopców przed wyjazdem. Jake chyba czytał mi w myślach, bo nachylił się na moim uchem i szepnął.
- Nie przyzwyczajaj się. To tylko chwilowe - puścił oko, po czym razem z Jinxx'em zaczęli wnosić na górę bagaże, podczas gdy Ashley leżał rozłożony na sofie i czytał wiadomości z Twittera. Uśmiechnęłam się lekko. Na razie wszystkie najcięższe chwilę były za nami.
Po zaniesieniu swoich rzeczy do pokoju Ashley'a, który uparł się abym spała razem z nim, wybrałam się na taras. Ogród okazał na nieduży, ale za to uroczy. Z drzewa zwisały dwie liny, na których umocowana była drewniana huśtawka. Parę metrów dalej zauważyłam stół, przy którym prawdopodobnie odbywał się grill.
Usiadłam na huśtawce i zajęłam się obserwowaniem roślin.
Na różowo-pomarańczowym niebie zachodziło słońce, resztami promieni oświetlające moją twarz. Zamknęłam oczy i poczułam niesamowity spokój. Zaczęłam zdawać sobie sprawę. jakie mam szczęście. Gdyby nie to, że wszystko potoczyło się inaczej niż się spodziewałam, nie miałabym pewności co dalej by się ze mną stało. Co by było chłopcy nie poszli tego dnia do parku? Co by było gdyby nie zwrócili uwagi na zwykłą dziewczynę, zajmującą miejsce na ławce razem z niedużą walizką?
Nie widziałam.
A co miałam zrobić ze swoim życiem? Nie mogłam być wiecznie pod opieką Ashley'a, a tym bardziej obciążać wydatkami pozostały zespół. Nadal z zamkniętymi oczami, zaczęłam wyliczać na głos prace, które mogłabym wykonywać. Musiałam się wreszcie za to wziąć i nauczyć się samodzielnie żyć.  
- O czym myślisz? - usłyszałam głos za sobą i z wrażenia puściłam linki, do których była przymocowana huśtawka. Wpadłam prosto w ramiona Christian'a. Poznałam go po zapachu, zawsze używał tej wody kolońskiej. Perkusista posadził mnie z powrotem na miejsce, a zaraz potem usiadł na przeciwko i zaczął rwać trawę z ziemi.
- Jak długo tu jesteś? - zapytałam, nadal trochę zszokowana tym co się stało. Nie sądziłam, że coś może mnie jeszcze dzisiaj zdziwić.
- Co zamierzasz? - odpowiedział mi pytaniem, zupełnie ignorując moje wcześniejsze słowa. Powaga w jego głosie wywołała u mnie dziwną falę uczuć - Co planujesz Effie Sky?
- Zacząć dorosłe życie - odparłam, starając się aby mój głos nie wyrażał niepewności - Choć bardzo tego nie chcę, muszę działać. Nie jestem wybitnie utalentowana jak wy - dodałam z delikatnym uśmiechem.
Brązowe oczy Christiana zdawały się przebijać mnie na wylot.
- Mam dla Ciebie propozycję - powiedział po chwili milczenia. Nie odrywał ode mnie wzroku.
- Jaką? - nie ukrywam, zaciekawił mnie - Co to za propozycja?
- Pamiętasz jak mówiłem wam o Lauren, tej lasce, którą poznałem w Wesołym Miasteczku?
Pokiwałam twierdząco głową, przypominając sobie podekscytowanie Christian'a kiedy do nas przybiegł.
- No więc, ona dała mi ulotkę -zanurzył palce w kieszeni i wyciągnął pogięty, żółty kawałek papieru - Mówiła, że pracuję w tej kawiarni i że nadal szukają pracowników - dorzucił powoli - Nie kontaktujemy się już. Okazało się, że tylko się mną zabawiła i miała w tym czasie jakiegoś gostka. Cieszę się, że nie posunęliśmy się do czegoś większego i nasze kontakty ograniczały się tylko do kamerki internetowej - wzdrygnął się przy tych słowach.
- Oh, Christian tak mi przykro - posmutniałam - Gdybyś tylko powiedział co się stało na pewno jakoś mogłabym ci pomóc i...
- Wszystko dobrze Eff - przerwał mi - Skupmy się na tym, co miałem ci powiedzieć. Nie mam pojęcia, czy to będzie ci odpowiadało, ale może chciałabyś tam spróbować. Chociaż na czas gdy nie znajdziesz czegoś co będzie ci bardziej odpowiadać. Ta kawiarnia jest niedaleko od nas i łatwo byłoby ci się tam dostać. W dodatku Lauren mówiła, że całkiem nieźle tam płacą. Co ty na to?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Może CC miał rację? Jego propozycja mi odpowiadała. Nawet najmniejszy zarobek sprawiłby, że miałabym mniejsze poczucie winy.
- A czy nie byłbyś zły, że pracowałaby razem z kobietą z którą kręciłeś? - przejęłam ulotkę do rąk i zaczęłam czytać informację na niej zawarte.
- Ona jest przeszłością. Owszem, trochę bolało, ale i tak nie znaliśmy się długo - posłał w moją stronę promienny uśmiech i również podniósł się z miejsca.
- "Zatrudnimy energiczne, uprzejme i kontaktowe osoby..."? - zacytowałam, po czym cicho zachichotałam - No nie wiem, jestem dosyć nieśmiała. A energiczna? Czy ja wiem.
- Jakby nie patrzeć, zmieniłaś się. Nawet nie wiesz, jak byłem zaskoczony, gdy zauważyłem Cię po tych latach. Twoje rysy twarzy się zmieniły. Wydawałaś się taka dorosła, ale było w tobie coś dziecięcego - oznajmił, lustrując wzrokiem rośliny w ogrodzie - Nie mam nic złego na myśli, jesteś piękną i mądrą kobietą - dodał kiedy wchodziliśmy do domu - Po prostu wydajesz się dobrą kandydatką do tej pracy.
- Zawstydzasz mnie - mruknęłam, rzucając się na sofę, koło głowy Ash'a, który nadal przeglądał Twittera.

- Gdzie byliście tyle czasu? - zapytał Andy, po czym wyłonił się z kuchni z fartuchem na sobie. Wyglądał komicznie, a zarazem uroczo. Czyżby ukrywał się tu talent kucharski?
- W ogrodzie - rzuciłam, odgarniając włosy do tyłu - Zwykła pogawędka. Co tam gotujesz?
- Spaghetti - odkrzyknął z powrotem kryjąc się w kuchni - Nie wiem jak wy, ale mam zamiar zjeść dzisiaj coś porządnego i nie ruszać się z domu. Zaciekawiło mnie, jak Andy radzi sobie w gotowaniu. Wstałam z ociąganiem i zajrzałam do pomieszczenie obok salonu.
Typowa, nowoczesna kuchnia w biało-czarnych kolorach. Przy palnikach stał Andy i mieszał w garnku sos. Nachyliłam się nad naczyniem i wciągnęłam nosem smakowity, pomidorowy zapach.
- Wiesz ile dziewczyn marzy, aby ich chłopak tak gotował - kąciki ust wokalisty nieśmiało podniosły się góry. Chyba był z siebie dumny, choć trudno było to stwierdzić, bo skupił się na dodawaniu sosu i mięsa na talerze z makaronem.
Obleciałam cały dom, aby zawołać wszystkich na obiad. Biersack zgarnął mnóstwo pochwał, nie było tu mowy o marudzeniu - spaghetti było po prostu świetne.

*
Wieczorem, zrobiliśmy się sobie małą imprezę w ogrodzie. Siedzieliśmy przy stole sącząc drinki i opowiadając różne historie. Było jak dawniej. Ashley całkowicie wrócił do siebie i zaczął żartować. Widziałam jednak, że po dwóch godzinach lenistwa miał dosyć. Nic dziwnego, podróż była wyczerpująca i wszyscy czuli się zmęczenie. Zajął się drażnieniem ustami mojej twarzy i szyi, doprowadzając mnie do kompletnego szaleństwa. 
- Idziemy już? - szepnął mi do ucha - Śpiący jestem.
Wywróciłam oczami i dopiłam swój napój. Ashley zrobił to samo i podniósł się z ławki na której siedzieliśmy. Podał mi rękę i pociągnął mnie do siebie tak, że wylądowałam w jego ramionach.
- Dobranoc panowie - pomachałam reszcie zespołu i udałam się z Ash'em do środka budynku.
Dotarliśmy do jego pokoju w ślimaczym tempie. Było kompletnie ciemno, więc zaraz się potknęłam. Najprawdopodobniej nasze walizki stanowiły największą przeszkodę. W końcu dostałam się do szafki nocnej i natrafiłam na włącznik. Światło pomogło nam odnaleźć bagaże. Poukładaliśmy je pod ścianą. W pokoju był lekki bałagan, ale nie przeszkadzało mi to.
- Co teraz? - zapytał Ashley, unosząc do góry brew - Masz ochotę na kąpiel?
- Co masz na myśli... - nie dokończyłam, bo zostałam złapana w pasie i zaniesiona do łazienki. Chyba nie będzie to zwykła kąpiel...
_____________________________________
Znowu nie było mnie długi czas, za co przepraszam. Ten rozdział jest praktycznie o niczym, wybaczcie mi. Na blogu pojawi się pewnie jeszcze parę rozdziałów i epilog. Dziękuje tym, którzy jeszcze tu zaglądają i oczekują kolejnej notki.
Za wszelkie błędy i niedociągnięcia najmocniej przepraszam.

środa, 30 października 2013

Rozdział 13

Gdy wróciłam, reszta towarzystwa już na mnie czekała. Sammi nerwowo poprawiała włosy, CC miał smutną minę, a Andy nerwowo chodził od automatu z napojami do jakiś drzwi.
- I co z nim? - zapytał zmęczony wokalista, podając mi mikrofon.
- Jest nieprzytomny - westchnęłam - Porozmawiamy później, mamy 20 minut spóźnienia.
Sammi położyła mi dłoń na ramieniu.
- Skarbie, podziwiam cię. Gdyby coś takiego stało się Jeremy'emu nie wiem czy dałabym radę cokolwiek zrobić - oznajmiła cicho, sprawiając tym samym, że poczułam ukłucie w sercu.
- Chodźmy - zawołał Andy, pewnie chcąc jak najszybciej zakończyć to wszystko i jechać do szpitala. Przytaknęłam, w ogóle nie czując stresu.

Miałam wrażenie, że mój głos drży. Widziałam przed sobą Ashley'a. Tak jakbym z nim śpiewała tą piosenkę. Pod sceną stała szczęśliwa para młoda. Zapewne przypomniały im się chwilę, gdy się poznali. Wspomnienia przychodziły z każdym słowem, wywołując u mnie niekontrolowany uśmiech.
Nawet nie zauważyłam, gdy muzyka przestała grać, a widownia głośno klaskała. Andy i ja dostaliśmy podziękowania oraz gigantyczny bukiet kwiatów.
Po zakończonym występie natychmiast udałam się do garderoby, aby nałożyć na siebie wygodniejsze ubrania, ale nagle ktoś zaczął mnie wołać. Zatrzymałam się odruchowo. Parę metrów za mną stała panna młoda. Podeszłam do niej, aby dowiedzieć się o co chodzi. Może nie podobał jej się występ?
- Effie, prawda? - zapytała z szerokim uśmiechem - Pięknie zaśpiewaliście 'Another Heart Calls", bardzo wam dziękuje, to było niesamowite. Jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu - oznajmiła wesoło.
- Ja również dziękuje. Występ był cudownym doświadczeniem - odwzajemniłam jej uśmiech. Kobieta wzięła mój numer, aby jakby co zadzwonić. Dumna z siebie z powrotem skierowałam się do garderoby. Szybko ubrałam się w szary sweter i ciemne jeansy. Nakładając buty, zdołałam usłyszeć telefon, który włączyłam do ładowania po przyjeździe.
- Halo? - spytałam siłując się ze sznurówką.
- Ashley się obudził. Jest trochę zdezorientowany i chce cię jak najszybciej zobaczyć - poinformował mnie rzeczowo Jake.
- Zaraz będę - rozłączyłam się. Prędko skierowałam się do wyjścia klubu, zbierając po drodze resztę ekipy.

Gdy we czwórkę wcisnęliśmy się do taksówki, Andy przejął inicjatywę.
- Ok. Plan jest następujący: jedziemy taksówką, bo reszta pakuje sprzęt i inne pierdoły. Zobaczymy co z Ash'em, a w tym czasie autokar podjedzie pod szpital. Zrozumiano? - wszyscy kiwnęliśmy zgodnie głowami.
- Ej Eff, już wszystko dobrze - pocieszał mnie CC siedzący pośrodku mnie i Sammi. Zapewne widział jak zdenerwowana zaciskałam ręce w pięści, dlatego ujął moją rękę i splótł nasze palce w przyjacielskim uścisku - Wszystko z nim w porządku, jest przytomny. Na pewno szybko z tego wyjdzie.
- Dziękuje Christian - oparłam głowę na jego ramieniu. Byłam totalnie zmęczona wszystkimi wydarzeniami, nie mówiąc już o wypadku Ashley'a. Mimo uspokojeń perkusisty nadal czułam się bardzo zaniepokojona i trudno było mi zebrać myśli.
W końcu samochód stanął pod szpitalem, już drugi raz dzisiaj. Nie zatrzymywaliśmy się w recepcji, tylko od razu poszliśmy do sali w której leżał Ash.
- Kochanie - wpadłam zniecierpliwiona do pomieszczenia. Zaraz za mną pojawili się kolejno Andy, CC i Sammi.
- Zasnął - powiedział Jeremy. Razem z Pitts'em siedzieli na dwóch plastykowych krzesłach, które musieli wynieść z korytarza - Cały czas na ciebie czekał, ale był strasznie zmęczony i jak widzisz...
- Biedactwo - szepnęłam zakładając mu kosmyk włosów za ucho, siadając tym samym na brzegu szpitalnego łóżka.
- Wiecie w ogóle jak to się wszystko stało? - wtrącił Andy, patrząc na plaster przyklejony do czoła basisty. Jego smutna twarz wyglądała na zmartwioną i zmęczoną, dlatego pokazałam mu miejsce obok mnie. Usiadł niechętnie, chociaż widziałam, że poczuł natychmiastową ulgę.
- Rozmawialiśmy z lekarzem i przepytano już świadków. Dowiedzieliśmy się, że Ashley przekroczył dozwoloną prędkość i nie zdołał zahamować na zakręcie, dlatego auto trafiło w drzewo, zjeżdżając przy tym do niewielkiego rowu - oznajmił Jake, głęboko wzdychając - Szkody będą trochę kosztować, ale teraz to nieważne.
- A jakieś obrażenia? - dodała cicho Sammi, siadając na kolanach Jinxxa i zanurzając usta w jego szyi, co wyglądało niesamowicie uroczo.
- Na szczęście nie stało się nic poważniejszego niż skręcony nadgarstek. Oprócz tego trochę siniaków, stłuczeń i zadrapań. Ten głupek miał wielkie szczęście - gitarzysta wyciągnął się na krześle i ziewnął - Większy problem jest z tym, że musimy przerwać trasę, aby Ashley mógł spokojnie powrócić do zdrowia i odpocząć. To w sumie zabawne, bo dopiero co wróciliśmy z małych wakacji.
- Myślę, że to przyda się nam wszystkim - odezwałam się w końcu - Tylko wiecie, że zawiedziecie fanów?
- Już prawie skończyłem z Ash'em nowy tekst. Jeszcze tylko muzyka i zaskoczymy wszystkich nowym utworem - Biersack uśmiechnął się słodko - A teraz proponuję zostawić naszą parę samą. Effie na pewno chce sobie spokojnie pomyśleć.
Reszta przytaknęła i lekko się ociągając opuściła salę, patrząc ostatni raz na poszkodowanego. Kiedy zostaliśmy tylko ja i Ashley, ze smutkiem położyłam się obok mojego faceta i objęłam go rękami w pasie, wtulając się w umięśnione plecy. Czułam lekką pustkę, ale czułam się bezpieczna wiedząc już, że osoba którą kocham jest przy mnie.
- Eff - usłyszałam lekko zachrypnięty i zaspany głos Ash'a.
- Cśśś - mruknęłam, mocniej go obejmując, ale starając się zarazem nie sprawiać mu bólu. Basista mnie nie posłuchał, bo odwrócił się powoli w moją stronę. Jego oczy straciły cały szaleńczy blask.
- Przepraszam - powiedział, delikatnie kręcąc głową.
- Ashley, już było i minęło. Cieszę się, że nic ci nie jest - szepnęłam, przykładając usta do jego ucha.
- Przykro mi, że ominął mnie twój występ - stwierdził smutno - Miałem cię wspierać...
- Wspierałeś mnie mentalnie - zaśmiałam się cicho - Dziękuje, że jesteś cały i zdrowy.
- Powiedzmy - jęknął podnosząc do góry prawą rękę, owiniętą w biały bandaż - Jak ja mam teraz grać?
- Przerywamy trasę, Ashley - uświadomiłam go. Nie miałam pojęcia jak zareaguje. Dla niego zespół, fani i muzyka była najważniejsza na świecie. Nie chciałam aby poczuł się gorzej przez tą informację - Lekarz powiedział, że musisz porządnie odpocząć. No i ta ręka...
- Jest tylko zwichnięta - przerwał mi - Ale ze mnie idiota! - syknął, po czym uderzył się zdrową ręką w czoło. Natychmiast zabrałam jego dłoń i splotłam nasze palce. Leżeliśmy chwilę w milczeniu, aż on zadał pytanie - Kiedy mogę stąd wyjść?
- Nie mam pojęcia - odparłam zbita z tropu, orientując się, że jednak bardzo mało wiem. Miałam nadzieje, że chłopaki zdążyli załatwić te formalności - Słuchaj kocie, zostawię cię na chwilę to wpadnie do ciebie Christian, co ty na to?
- Zostań - mruknął zamykając powieki. Wywróciłam oczami, a następnie delikatnie uniosłam się góry. Mimo protestów muzyka w końcu udało mi się wydostać z pomieszczenia, gdzie zaraz zawołałam CC'ego.
Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza, więc opuściłam budynek szpitalu i poszłam na tyły. Nagle zawiał zimny wiatr, który spowodował, że moje ręce wylądowały w kieszeniach kurtki. Natrafiam na jakiś kształt. Wyciągnęłam nieduże prostokątne pudełko. Paczka papierosów z zapalniczką. Skąd to się wzięło? Myślałam, że to Andy jest tu nałogowym palaczem? Z drugiej strony chciałam choć na chwilę się odstresować. Nie byłam uzależniona. Paliłam tylko jak miałam problem, byłam zestresowana lub smutna. Odpaliłam peta, pozwalając aby dym nikotynowy zagościł w moim ciele.
- Myślałem, że z tym skończyłaś - ktoś pojawił się za mną, już kolejny raz dzisiaj bez uprzedzenia.
- Bo skończyłam - zaciągnęłam się, po czym powoli wypuściłam dym - To tylko chwilowe.
- Mam nadzieje - niebieskie tęczówki Andy'ego uważnie mnie obserwowały, wyraźnie próbując coś wyczytać z moich gestów i wyrazu twarzy - Wiesz, że to cię zabija?
- Kto to mówi? - zaśmiałam się cicho, rzucając papierosa na ziemię i przydeptując go.
- Dbam o ciebie - wokalista wzruszył ramionami i zamrugał - Jesteś dla mnie jak rodzina i przyjaciółka w jednym.
- Dziękuje Andy - posłałam uśmiech w jego stronę. On zaraz odpowiedział mi tym samym i poczułam się przy tym jak jedna z tych dziewczyn, które są szczęśliwe na widok idola. Bo Andy Biersack był dla mnie właściwie autorytetem tak samo jak całe Black Veil Brides. Miałam do nich nie tylko wielki szacunek, ale też kochałam ich. To był dla mnie zaszczyt móc poznać tak cudownych ludzi z pasjami i charakterem - Kocham cię wariacie.
- My ciebie też, ale chyba nie tak bardzo mocno jak Ashley.
- Jak to? - zaciekawiona, zaczęłam zapinać kurtkę szykując się na dłuższą wypowiedź.
- Wiesz, kiedy się rozstaliście Ash się załamał. Wplątał się w jakieś dziwne sprawy, ale udało się nam go przywrócić do pionu. Wszyscy za tobą tęskniliśmy. Pojawiało się więcej koncertów, wywiadów. Wszędzie było pełno dziewczyn, dlatego Ashley próbował wyrzucić cię z głowy. Nawet nie wiesz, jak porównywał je wszystkie do ciebie - zachichotał, kręcąc głową - Był zdesperowany, a gdy już prawie dotarł do celu, znaleźliśmy cię w parku w Los Angeles. Wyobrażasz sobie co wtedy czuł Ashley? Widziałem teksty piosenek, które zdołał napisać przez ten czas kiedy cię nie było. Są bardzo prywatne i on ich nikomu nie pokazywał. Zobaczyłem je przez przypadek. Dlatego cieszę się, że znowu cię mamy, bo wszyscy jesteśmy szczęśliwi.
Po tych pięknych słowach, po prostu przytuliłam się do Andy'ego. Boże, jeśli jesteś dziękuje ci, że zesłałeś ich na mnie.
_________________________________________
Ok, ok,ok. Na sam koniec chce wszystkich przeprosić, że nie było mnie praktycznie 2 miesiące. Jestem na siebie wściekła, ale śmiało mogę również zwalić winę na naukę i inne głupoty.
Tak więc możecie mnie śmiało opieprzać, nie mam nic przeciwko. Kocham was <3
PS. Za wszelkie błędy, niedociągnięcia, nudy przepraszam ;)


sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 12

Niemcy. To przypomina mi mój pierwszy koncert zespołu Tokio Hotel. Minęło już trochę czasu od tego wydarzenia, a teraz znowu jadę do Berlina. Niesamowite!
Sporo zastanawiałam się nad wszystkim co się stało. I pomyśleć, że już drugiego dnia w Los Angeles spotkałam Black Veil Brides + Sammi, po czym wyjechałam z nimi w trasę. W dodatku mój związek z Ashley’em. Nie przypuszczałam, że jeszcze do tego wrócę. No i nie mogłam zapomnieć, że dzisiejszego dnia śpiewam z Andy’m dla młodej pary „Another Hear Calls”. Zawsze poznanie przy jakieś piosence wydawało mi się romantyczne.
To wszystko wydawało mi się takie nieprawdopodobne, że ledwo siedziałam na miejscu. Z drugiej strony było mi głupio zostawiać resztę na dolę bus’a, więc porzucając moje rozmyślania zbiegłam na dół, wskakując na plecy Ash’a.
- Woah – zaśmiał się – Już myślałem, że zostawiliśmy cię w Hiszpanii.
Wystawiłam język w jego stronę, przyjmując kubek czekolady od Jake’a.
- No Eff, musisz się stresować – odezwał się CC nie odrywając wzroku od kreskówki w telewizorze. Dałam mu lekkiego kuksańca. Takie słowa sprawiają, że dosłownie wariuję.
- Skoro już raczyłaś się pojawić… – wyszczerzył się Andy – Zapraszam z powrotem na górę.
- Czy ty proponujesz coś mojej dziewczynie? – basista uniósł brew do góry, podejrzliwie wpatrując się w oczy Biersacka.
- Wyluzuj Ashley – pocałowałam go w policzek – Idziemy poćwiczyć mój głos. Przecież nie jestem perfekcyjnym wokalistą jak Andy.
- Dzięki Effie – rozpromienił się lider zespołu – Widzicie, ona się zna! – dodał na schodach.
***
- Może mi ktoś łaskawie powiedzieć gdzie jest Ash? – zaniepokojona rozglądałam się na boki, chociaż Sammi wyraźnie mówiła, że mam się nie ruszać z miejsca, kiedy prostuje moje trudne do ujarzmienia włosy. Miałam nadzieję, że mój chłopak będzie mnie wspierać tego wieczoru, a on przepadł jak kamień w wodę. Wiedziałam, że do wejścia na scenę zostało jeszcze mnóstwo czasu, no ale czy on nie powinien właśnie mi mówić, że będzie dobrze? Licz tu na faceta…
- Spotkał znajomego, a ten zaproponował mu przejechanie się jakąś furą – raczył odpowiedzieć na moje pytanie Jinxx – Powiedział, że nie może tego przegapić i na 100% niedługo tu będzie.
Westchnęłam ciężko, przykładając szklankę z wodą do wysuszonych ust. Dlaczego nic mi nie powiedział?
Po pół godzinie zaczęłam się niepokoić. Kostki pobielały mi na ręce od nerwowego ściskania komórki. Chodziłam w kółko nie mogąc przestać odgarniać kosmyków włosów za ucho. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Nie patrząc na przychodzące połączenie przyłożyłam aparat do ucha.
- Ashley?!
- Dzień dobry. Czy rozmawiam z Elizabeth Sky? Dzwonię ze szpitala w sprawie pana Ashley’a Purdy’ego, który uległ wypadkowi… – urządzenie prawie wypadło mi z ręki, a głos po drugiej stronie odbijał się echem w mojej głowie. W tym momencie zrozumiałam co znaczy gdy świat rozpada ci się na kawałki.
- Tak to ja. Co się stało? – odpowiedziałam drżącym głosem. Kobieta przedstawiła w skrócie sytuacje i podała adres szpitala. Porzucając wszystko pobiegłam do pierwszej lepszej taksówki.
Przez całą drogę nie mogłam się uspokoić. Kierowca musiał włączyć radio na najgłośniejszy bieg, abym chwilę ochłonęła. Wiedziałam, że to będzie trudne. Musiałam się dowiedzieć co z Ashley’em. Musiałam wiedzieć, że przeżyję. Tylko o to dbałam. Po chwili przypomniałam sobie, że nikogo nie powiadomiłam o tym, że wychodzę i co się stało. Odblokowałam komórkę, którą cały czas ściskałam w ręce. Jak na złość, wyładowała się akurat w tym momencie. Krzyknęłam ze złości, a taksówkarz popatrzył się na mnie jak na szaloną. Byłam pewna, że rozważa wyrzucenie mnie z samochodu. Wzruszyłam ramionami, opierając głowę na zagłówku. W końcu dojechaliśmy do szpitala, gdzie po zapłaceniu za przejazd rzuciłam się na ladę recepcjonistki.
- Przepraszam, w której sali leży Ashley Purdy? – spytałam. Kobieta z platynowym kokiem na głowie zmierzyła mnie wzrokiem. Musiałam wyglądać co najmniej dziwnie w sukience na występ, rozczochranymi włosami  i pełnym makijażem. Czułam jak moją twarz oblewa czerwień – Mogłaby się pani pośpieszyć – nie wytrzymałam, zaciskając dłoń w pięść.
- Proszę się uspokoić. Sala 16 na drugim piętrze – odparła, widocznie nie mając ochoty na dłuższą konwersacje.
Ja strzała pognałam do windy i wcisnęłam guzik. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność.
- Walić to – mruknęłam pod nosem, kierując się na schody. Trzymając brzegi sukienki pokonywałam kolejne stopnie. Szybko odnalazłam salę numer szesnaście i wkroczyłam do pomieszczenia.
Ashley leżał na łóżku szpitalnym koło okna. Był nieprzytomny. Jego ciało było połączone z różnymi rurkami oraz kroplówką. Wyglądał tak bezbronnie, że przyłożyłam palce do ust. Skierowałam się w miejsce gdzie leżał i delikatnie ujęłam jego dłoń, jakbym bała się, że się zaraz rozpadnie. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. Dobrze, że miałam wodoodporny makijaż. Kucając przy łóżku, przeklinałam się w myślach za to, że nie upilnowałam tego idioty. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze dzisiaj rano radośnie przyrządzał mi śniadanie. Przyłożyłam jego zimne kostki do moich warg i ucałowałam.  
- Effie? – usłyszałam za sobą i prawie podskoczyłam ze strachu. To Jinxx i Jake ze zmartwieniem wpatrywali się w jeden punkt. Byli widocznie zaniepokojeni i smutni.
- Chłopaki… – powiedziałam cicho czując kolejny przypływ łez – Przyjechaliście…
- Jedź do klubu Eff – rzucił Jake – Zostaniemy z nim i od razu zadzwonimy do ciebie, jak się obudzi.
- Ale… - spróbowałam protestować. Z innej strony nie mogłam zostawić Andy’ego samego na scenie. Co by wtedy zrobił biedaczek?
- Obiecuję – dodał gitarzysta, kładąc dłoń na piersi. Pokiwałam głową, po czym ścisnęłam rękę Ash’a i przejechałam opuszkami palców po jego bladym policzku.

- Kocham cię Ashley – szepnęłam do basisty, stojąc w drzwiach. Spojrzałam ostatni raz w jego stronę, po czym opuściłam salę numer szesnaście.
_____________________________________________________
Długo mnie nie było i jeszcze przez mniej więcej tydzień mnie nie będzie. Przepraszam za błędy i długą nieobecność. Te wakacje były strasznie męczące. Ledwo wrócę do domu, a już następnego dnia jadę w kolejne miejsce. Rozdział krótki i smutny.

sobota, 13 lipca 2013

Informacja

Informuję, że nie będzie mnie przez jakiś czas, gdyż wyjeżdżam w miejsce gdzie nie ma internetu...
Przepraszam, rozdział miał się pojawić wczoraj (12.07) ale źle się czułam i nie mogłam niczego skleić w jedną, sensowną całość. Mam nadzieje, że przypłynie moja wena, której ostatnio brakuje i to wynik tak rzadkiego wchodzenia tutaj. Wszystkim życzę miłych, słonecznych wakacji spędzonych z muzyką BVB :)

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 11

[Ashley]
Effie ani razu nie zaszczyciła mnie wzrokiem. Nie wiedziałem co się dzieje, byłem zniepokojony. Czyżbym coś przeoczył? Dziewczyna od razu poszła do pokoju, kóry dzieliła ze mną i Andy’m.  Pnieważ opuściliśmy teren basenu musieliśmy najpierw ogrzać się przy barze. Około 20:00 ruszyłem do pokoju, sprawdzić co u szatynki. Zapukałem cicho, lecz nie dostałem odpowiedzi. Uznałem to za zgodę, wieć wkroczyłem do pomieszczenia. Effie leżała już w piżamie na łóżku, odwrócona w stronę ściany. Obok niej stała różowa, papierowa torba z jakimś logo. Podszedłem na palcach do łóża, po czym pochyliłem się nad nim.
- Eff, śpisz? – zapytałem szeptem. Cisza. Nakryłem ją troskliwe kocem, siadając na skrawku materaca. Wtedy rozległ się huk drzwi w których pojawił się roześmiany Andy.
- Ciszej, świrze! – syknąłem w jego stronę, przykładając odruchowo palec do ust – Bo ją obudzisz – dodałem, widząc, że nic nie rozumie. Wokalista zrobił „aha”, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
Westchnąłem, patrząc na to jak szuka po ciemku rzeczy w walizce. W końcu wyjmując jakąś koszulkę poczłapał do łazienki . Ja tym czasem położyłem się obok mojej dziewczyny tak, aby mieć widok na jej twarz. Usta wykrzywione w lekkim, prawie niewidocznym grymasie. Włosy opadające na buzię Wyciągnąłem rękę, aby odgranąć brązowe kosmyki. Przejechałem delikatnie palcami po jej policzkach. Była trochę rozpalona. Może to przez temperaturę w pokoju? Jest tu dosyć gorąco. Wkrótce Andy opuścił łazienkę, którą zająłem po wzięciu swoich rzeczy.
                                                                             *
Następnego dnia obudziłem się wypoczęty i gotowy podbijać hiszpańską plażę. Jednak z zaskoczeniem stwierdziłem, że nie ma koło mnie mojej dziewczyny. Andy też gdzieś się urwał. No tak, właśnie tak się mnie tutaj traktuje! Wziąłem szybki prysznic i wręcz zbiegłem na dół w podskokach.
- Hej, co tam? – spytałem siadając. Jinxx i Jake zaraz zaczęli się wydzierać, że zrobiło się ciasno, ale zignorowałem ich – Gdzie jest Eff?
- Poszła po coś do jedzenia, a … - Sammi nie skończyła po pognałem do szwedzkiego stołu. Widząc szatynkę przy tostownicy podkradłem się do niej od tyłu i objąłem rękoma w pasie, podnosząc do góry, co spowodowało, że o mało nie wywaliła tacki z talerzem.
- Co tam, piękna? – pocałowałem ją w policzek, gdy już stała na nogach – Wczoraj szybko zasnęłaś.
- Hej, tak wiem – zarumieniła się, a w tym momencie wystrzeliły tosty, które załapałem w powietrzu niczym super bohater – Dziękuje – uśmiechnęła się, kiedy odłożyłem jej śniadanie na tackę. Sam wziąłem jajecznicę z bekonem i sok pomarańczowy. Effie tym czasem robiła sobie gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Za chwilę szliśmy roześmiani w stronę stolika. Zjedliśmy w ogóle się nie śpiesząc.
- Idziemy na plaże? – obmyślaliśmy dzisiejszy plan kończąc napoje.
- Pewnie, za pół godziny na dole – zaproponował Jake.
                                                                              *
[Effie]
Razem z Sammi leżałyśmy pod jedną z palm wachlując się gazetkami. Mimo to w cieniu było ponad trzydzieści stopni.
- Idę się poopalać, dołączasz się? – spytała czerwono-włosa podnosząc się do góry i poprawiając okulary na nosie.
- To nie dla mnie, spiekę się – przyznałam się, wyprostowując ciało na leżaku i uśmiechając do przyjaciółki.
Niedaleko widziałam Ashley’a budującego zamki z pasku w towarzystwie dzieci. Sam widok sprawił, że miałam ochotę się rozpłynąć. Dalej chłopcy bawili się w wodzie, zwracając przy tym uwagę większości osób na plaży. Wstałam, aby do nich dołączyć, ale nie przewidziałam, że ktoś może mi to uniemożliwić.
- Effie! – usłyszałam swoje imię – Cóż za zbieg okoliczności! – zobaczyłam przed sobą Marco z rozłożonymi dłońmi. Uściskał mnie jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi, po czym zaczął nawijać o moim nowym bikini. Obejrzałam się nerwowo w stronę Ash’a, ale ten był na razie zajęty nakładaniem piasku do wiaderka i lataniem po wodę do „fosy” – Wiedziałem, że to będzie fantastyczny wybór, wyglądasz nieziemsko – zmierzył mnie wzrokiem jak wtedy w sklepie – Niebieski podkreśla twoją urodę, seniorita – w oddali dało się słyszeć ciche chichoty. To jakieś hiszpanki wskazywały na Marco z zachwytem w oczach – Masz ochotę iść gdzieś, gdzie jest mniej ludzi? – mruknął mi do ucha sprzedawca, całkowicie ignorując śliczne dziewczyny stojącego kilkanaście metrów za nami. Zrobiło mi się bardzo gorąco co na pewno nie było spowodowane złocistym słońcem na plaży. Odsunęłam się od hiszpana, robiąc przeczący gest.

- Marco nie mam teraz czasu i... - nie dane było mi dokończyć, bo poczułam silne dłonie oplatające mój brzuch.
- Masz z czymś problem, kolego? - spytał Ashley, przyciągając mnie w swoją stronę i posyłając morderczy wzrok do chłopaka.
- Skądże - Marco uniósł głowę do góry - Po prostu chciałem zaprosić koleżankę na mały spacer.
- Wiesz, ona jest ze mną - wycedził basista, wyraźnie przyciskając mnie do swojego ciała, przez co czułam się trochę dziwnie - Więc możesz się oddalić ty...
- Marco. Do zobaczenia laleczko - tu zwrócił się do mnie Hiszpan, odwracając się w drugą stronę.

- Kim był ten facet? - ironizował Ash, chodząc niespokojnie w kółko - Skąd zna twoje imię?!
- Poznaliśmy się wczoraj w butiku, pomagał mi wybierać - westchnęłam siadając na piasku.
- Może w czymś jeszcze ci pomagał, hę?! - opadł wściekły na leżak, rzucając jakieś przekleństwa pod nosem. Zabolało. Ashley chyba zobaczył, że przegiął, bo zaraz rzucił się na miejsce obok mnie i zaczął bujać w ramionach - Przepraszam cię Eff, ale jestem zazdrosny. Znasz mnie - z zatroskaniem ścisnął moją dłoń - Wybaczysz?
- Oczywiście, tylko wyluzuj trochę - rzuciłam, zmęczona tą całą sytuacją - Zazdrośnik - rzuciłam zadziornie, wydostając się z jego uścisku. Pobiegłam w stronę wody. Już po chwili wskoczyłam na plecy Christiana, który pod wpływem mojego ciężaru stracił równowagę i runął ze mną na dno. Wynurzyliśmy się na powierzchnie głośno nabierając powietrza.
- Dziewczyno, chcesz mnie zabić?! - CC odpłynął ode mnie na dwa metry, a chłopaki prawie topili się ze śmiechu. Nagle poczułam jak coś łapie mnie za nogę i ciągnie do dołu. Krzyknęłam przerażona, ponownie wskakując na perkusistę i siadając mu na ramionach.
- Nie wiedziałem, że obmacujesz CC'ego za moimi plecami - Ashley założył ręce z udawaną złością.
- Może dlatego, że jestem bardziej pociągający - stwierdził "mój obrońca", nie sprzeciwiając się temu, że nadal go trzymam. Basista zaśmiał się chaotycznie.
- Zagrajmy - na arenę wojenną wkroczył Andy, podrzucając kolorową, plażową piłkę - Przestańcie drzeć koty, bo nie wyjdzie wam to na dobre.
                                                                               *
Wieczorem wszyscy siedzieliśmy w kółku na podłodze, grając w butelkę. Wypiliśmy trochę wina, ale i tak myśleliśmy trzeźwo.
- Szafa czy przy wszystkich? - wymamrotał Jake, dopijając ostatni łyk Coca'Coli, aby użyć butli do gry.
- Szafa - odpowiedzieliśmy zgodnie.
Zaczął Jinxx, po czym wypadło na Sammi. Z tym nie było dużego problemu, z szafy dało się słyszeć ciche mlaskanie. Skrzywiliśmy się, a nasza parka skończyła swoją czynność.
- Grajmy w to częściej - stwierdził Jeremy, lecz jak dowiedział się, że teraz kolej jego żony mina mu zrzedła - Cofam to co powiedziałem... - jęknął, kiedy Sammi oraz Andy ruszyli wykonać "misję".
Oczywiście było jeszcze więcej śmiechu, gdy wokalista wylosował Jake'a. Praktycznie nasze życie wydłużało się o kolejne minuty z powodu tej sytuacji. Jednakże potem korek butelki wskazał na mnie i byłam zmuszona do pocałunku z gitarzystą, który kręcił jako ostatni. Już wstawałam, ale coś pociągnęło mnie w dół, zupełnie jak dzisiaj w wodzie.
- Nie zgadzam się - Ashley przygniótł mnie swoim cielskiem do podłogi - Ona jest tylko moja - wymruczał mi do ucha niczym kot.
- Stary, no przestań. Wtedy nie ma gry - wywrócił oczami CC, wkładając chips'a do buzi. Musiałam przyznać, że urządziliśmy sobie tutaj niezły barek.
Po chwili niepewności, basista mnie puścił.
- Można? - spytał Jake, ujmując moją dłoń.
- Oczywiście - zachichotałam i po chwili zniknęliśmy w drzwiach hotelowej szafy.
Oparliśmy się o przeciwne ściany i czekaliśmy.
- Co teraz? - zaczęłam nieśmiało temat, czując się głupio - Mamy 5 minut.
- Raz się żyję, no nie? - Pitts odnalazł w mroku moje usta i złożył ciepły, przyjacielski pocałunek. Znowu. Po skończonej czynności, oboje wybuchliśmy śmiechem, wypadając z wnętrza szafy.
- Co wam tak zabawnie? - Jinxx uniósł brwi do góry. Wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Kto może się tu dobijać o takiej godzinie? W końcu było już późno. Niepewnie otworzyłam i moim oczom ukazał się gigantyczny bukiet kwiatów.
- Panna Sky? - zapytał jakiś mężczyzna, kryjący się za olbrzymią ilością kwiecia.
- Tak - potwierdziłam swoje nazwisko.
- To dla panienki - facet podał mi wiązankę, składającą się z różnorodnych kwiatów, których nazw nie potrafiłam wymienić i na pewno nie rosły one w moim ojczystym kraju. Niespodziewany gość już miał się pożegnać, ale nie pozwoliłam mu na to. Reszta tymczasem pilnie obserwowała zdarzenie z pomieszczenia.
- Mogłabym wiedzieć od kogo taki prezent? - uśmiechnęłam się uprzejmie.
- Od tajemniczego wielbiciela. Może w środku jest jakaś karteczka, kto wie? - mrugnął mężczyzna - Do widzenia.
- Żegnam - mruknęłam cicho, zamykając drzwi. Odwróciłam się w stronę przyjaciół.
- Kto ci to przysłał? - Sammi skoczyła na nogi, zaczynając oglądać mój nowy nabytek.
- Właśnie, kto to może być? - CC zmarszczył czoło.
- Effie - zaczął Ashley powoli, wlepiając wzrok w moje oczy. Chyba wiedzieliśmy kto jest nadawcą.
- Przepraszam was na moment - wybiegłam z pokoju nie czekając na żadną reakcję.
Zatrzasnęłam drzwi pokoju i nie wiele myśląc, upuściłam kwiaty ze zdenerwowania. Nawet nie zauważyłam, gdy moje ramiona zaczęły się trząść.
- Eff, wszystko ok? - zapytał Ash, który znikąd pojawił się koło mnie. Zatrzymał wzrok na ślicznym bukiecie, po chwili podnosząc go i wciskając mi do rąk - Zaraz to wyrzucimy...
- Ten gość mnie wykańcza - powiedziałam - Znalazł ten hotel, mnie. To bardzo dziwne, nie sądzisz? - mój chłopak po prostu mnie przytulił.
- Jak go spotkamy, to sobie z nim porozmawiam, dobrze? - szepnął w moje włosy, wdychając ich zapach - A teraz, skoro nie ma reszty, możemy chwilę pobyć sami - czułam jak się uśmiecha.
We wnętrzu panował półmrok. Tylko przez okno wpadało jasne światło księżyca, tworząc romantyczny nastrój. Było bardzo cicho, słyszałam tylko oddech Ashley'a i jego ciche szepty. Przejechał nosem po moim policzku, jak to miał w zwyczaju. Badał ustami każdy centymetr mojej twarzy. Nasze biodra delikatnie stykały się pod wpływem ruchu. Kiedy nasze usta złączyły się w pocałunku, zrobiłam parę kroków do tyłu. Wiązanka kwiatów, którą dotychczas trzymałam w dłoniach, teraz upadła w cichym szelestem. Opadłam na łóżko, ciągnąc za sobą Ash'a. Widać było, że podobało mu się to co zaraz ma nastąpić. Jeździł lekko rozwartymi wargami po moim karku, zjeżdżając do dekoltu, co wywołało u mnie pomruk zadowolenia.Zaczęliśmy powoli pozbywać się części garderoby, kiedy ktoś wpadł do pomieszczenia - Andy. W końcu to on dzielił z nami pokój. Szybko przykryliśmy się kołdrą, udając gotowych do snu.
- Kiedyś go zabiję - syknął mi do ucha basista, kiedy Biersack zniknął w łazience. Mimowolnie zachichotałam.
- Jeszcze to dokończymy. Obiecuję - wtuliłam się w jego nagą klatkę piersiową. Ashley zaczął śpiewać mi piosenki, co spowodowało, że wkrótce zasnęłam
                                                                           ***

- Cholera! - wrzasnął rano Andy, budząc przy tym połowę ludzi w hotelu. Tylko mój skarb nawet się nie poruszył. Leżał na brzuchu z zamkniętymi powiekami. Pogłaskałam go po plecach, uśmiechając się. Gdybyśmy wczoraj zamknęli drzwi, mogłoby dojść do czegoś więcej.
- Dlaczego krzyczysz? - spytałam wokalistę, wybudzając się z nagłego transu.
- Muszę zaśpiewać w duecie - niemalże pisnął.
- Coś nowego - zaciekawiłam się - Skąd taki pomysł?
- Na następnym koncercie, w klubie... - tu spojrzał na papiery, które trzymał w ręce - ...w Niemczech chcą abym to zaśpiewał. Problem w tym, że nie mam partnerki, a Juliet jest bardzo daleko stąd - westchnął z utęsknieniem patrząc w okno.
- Ale dlaczego duet? - naciskałam na temat - Co to za piosenka?
- To Another Heart Calls, zespołu The All-American Rejects z The Pierces. Ten utwór będzie dedykowany jakiejś młodej parze - podał mi tekst piosenki.
- Nie gadaj?! - popatrzyłam na pliki kartek - To fantastycznie, już nie mogę się doczekać! W dodatku... - skończyłam czytać tekst - uwielbiam tą piosenkę. Niesamowite!
- Znasz to? - zaskoczony Andy, klapnął na miejsce obok mnie.
- Pewnie, trzy lata temu leciało na festynie. Zaraz przed moim wyjazdem - posmutniałam - Może Sammi z tobą zaśpiewa?
- Nie ta tonacja - skrzywił się lider BVB - To znaczy... Jest w porządku, ale potrzebuję odrobinę innej - A ty?
- Co ja? - zmieszałam się, choć widziałam do czego zmierza.
- Śpiewałaś kiedyś w barze kareoke! - zauważył sprytnie - W dodatku znasz tekst!
- Owszem - potwierdziłam - Ale to była moja praca. Miałam zabawiać klientów i zachęcać ich do śpiewania.
- Proszę, chociaż spróbuj - Andy klęknął przede mną, składając ręce do modlitwy.
- Nie dam rady zaśpiewać przed publicznością - wydukałam.
- Wiem, że ci się uda - powiedział dobitnie - Ja to wiem, Ashley to wie, wszyscy wiedzą! - zastanowiłam się przez chwilę.
- Kto by pomyślał, że Andrew Biersack będzie mnie kiedyś prosił o wspólne zaśpiewanie w duecie - zaśmiałam się - Niewiarygodne!
- To znaczy, że się zgadzasz? - upewnił się, skacząc z radości.
- Wcale tego nie powiedziałam - ostudziłam jego zapał - Powiedziałam, że się zastanowię...

                                                                       *
Dwie godziny później stałam na scenie, w sali konferencyjnej wynajętej przez Andy'ego. Mieliśmy wspólnie ćwiczyć. Ostatecznie to Ashley namówił mnie do tego. Wiedział, że sobie poradzę i dlatego postanowiłam bardziej w siebie uwierzyć. W końcu będzie to tylko mały klub, a nie zaraz wielki stadion...
Mój chłopak usiadł w pierwszym rzędzie, unosząc kciuki do góry. Liczył na mnie.
Zaczęłam. Moje serce mocno biło mimo tego, że obserwowała mnie tylko jedna osoba. Trudno było mi opanować przyśpieszony oddech, wiedząc, iż śpiewam z tak cudownym wokalistą.
Andy pojawił się za mną, o mało nie przyprawiając o zawał serca. Odskoczyłam od niego, pozwalając, aby moja głowa skupiła się na muzyce.
Kiedy skończyliśmy, Ashley podniósł się do góry i zaczął głośno klaskać. 
- Było całkiem nieźle mała - pochwalił mnie Biersack. Nie mogłam mu nic odpowiedzieć, bo starałam się uspokoić oddech. Moja przepona nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku - Jeszcze trochę poćwiczysz i  duet wyjdzie nam super.
- Tak - odgarnęłam mokre kosmyki włosów z karku, ociekającego potem - Super...


Niedługo potem buszowałyśmy z Sammi po sklepach. Chciałyśmy kupić jakąś sukienkę na występ. Szerokim krokiem omijałyśmy butik, w którym pracował Marco. Nie pragnęłam widzieć go na oczy. Był zbyt natarczywy, jakby w ogóle nie przejmował się faktem, że mam już swojego księcia z bajki.
Cały czas miałam wrażenie, iż ktoś nas obserwuje. Pełna złych przeczuć, pociągnęłam przyjaciółkę w jedną z  tak zwanych "ślepych uliczek".
- Ciii - upomniałam ją, wtapiając się w kąt. W końcu podejrzana osoba pojawiła się na celowniku. Razem z Sammi wręcz skoczyłyśmy na jakiegoś mężczyznę.
- Ashley?! - zszokowana odsunęłam się od basisty - Co ty tu robisz?
- Chciałem mieć pewność, że nie natkniecie się na tego gościa, jak mu tam... Marco? No i muszę sprawdzić co moja księżniczka kupi na swój występ!
- Na występ mój i ANDY'EG - podkreśliłam naburmuszona.
- Przestańcie - zdecydowała Sammi, przysłuchując się naszej rozmowie - Chodźmy załatwić te zakupy. Stawiam na coś odjazdowego - klasnęła w dłonie.
Parę minut później wylądowaliśmy w jakimś sklepie. Przeglądaliśmy ubrania, a Ashley cały czas gadał jak nakręcony.
- Może to - zaczął oglądać króciutką, żółtą sukienkę z głębokim dekoltem - Jest seksowna. Nie, jednak nie, bo wtedy większość kolesi będzie się gapić na twój tyłek, a wtedy wszystkim obije mordy - uciął, odkładając kawałek materiału na swoje miejsce. Czerwono-włosa, moje guru mody, również niczego nie znalazła. W sensie na tyle dobrego, jak ona to ujęła. W kiepskim nastroju opuściliśmy sklep.
Po drodze zauważyłam coś w rodzaju szmateksu. Uznałam, że może nie kupimy czegoś na występ, ale może znajdzie się coś fajnego do chodzenia na co dzień. Wszyscy zanurzyliśmy się w górach ubrań. Niespodziewanie wygrzebałam śliczną sukienkę, która od razu mi się spodobała.

Zawołałam towarzystwo i zaraz ruszyliśmy do kasy, aby dowiedzieć się co to cudo robi w zwykłym lumpeksie.
- No cóż proszę pani, sukienka dostała się tu w sumie przypadkowo. Podobno była używana tylko raz, w czasie przymiarki. Poprzednia właścicielka zawadziła o kant komody. Ma tu rozdarcie - kasjerka wskazała na fioletowy materiał pod czarnymi falbankami - Z tym jest o wiele mniej warta.
- Słuchajcie, to da się naprawić. Jedna wizyta u krawca i będzie jak nowa - Sammi dokładnie obejrzała każdy fragment, po czym poszłam do przymierzalni - Bierzemy.
I tak sukienka ze szmateksu stała się moją sukienką na występ. Musiałam przyznać, że mam oko.
W hotelu wypchnęłam Ashley'a za drzwi i założyłam na siebie kieckę. Przyjaciółka pomogła mi zapiąć suwak.
- O.b.ł.ę.d - skwitowała Sam, poprawiając kwiatek na mojej piersi - Wyglądasz fantastycznie.
- Tak myślisz? - popadłam w samo zachwyt - Dzięki.

Doll pożyczyła mi swoje fioletowe szpilki, mimo tego, że koncert w klubie miał być dopiero za parę dni. W tym czasie, kiedy reszta wylegiwała się na plaży, ja razem z Andy'm ćwiczyłam głos. Wiedziałam, że muszę dobrze wypaść. Tylko gdzie teraz z znaleźć czas na odpoczynek, a co najważniejsze - czas dla Ash'a?
__________________________
Dziękuje za ponad 2000 wyświetleń <3
Nie wiem co mnie wzięło na te zakupy XD
Przepraszam, że rzadko dodaję, ale wena w ogóle nie chce dotrzeć do mej duszy XD

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 10

- Matty? – odsunęłam się od Ashley’a, który przyglądał mi się podejrzliwie – Widziałam mojego brata – oznajmiłam po krótkiej chwili, nadal wpatrując się w to samo miejsce.
- Dobrze się czujesz? – zaniepokojony basista położył mi dłoń na czole i zmusił, abym na niego spojrzała. Nie odpowiedziałam co wywołało u niego westchnięcie – Jedźmy do domu – po czym pociągnął mnie za rękę. Przed wejściem stała taksówka. Wsiadając do auta, ostatni raz odwróciłam się w stronę parku, który teraz wyglądał tak tajemniczo. Dopiero po chwili dotarło do mnie co się stało, przed moim dziwnym zwidem.
- Ashley – zaczęłam powoli, analizując sytuację – Czy ty mnie pocałowałeś?
Zmieszał się lekko, ale kąciki jego ust uniosły się do góry.
- Wiem, że ci się podobało. W końcu jestem w tym najlepszy – wzruszył ramionami i wzniósł oczy ku górze, robiąc cwaniacki uśmiech. Chciałam uderzyć go w ramię, ale on zrobił błyskawiczny unik, ciągnąc mnie do siebie i wpijając się w moje usta. Oderwałam się po paru minutach, karając za tą uległość.

- Co jest między nami? – miałam milion pytań i zero odpowiedzi. Staliśmy pod hotelem, przy murze.
- Przecież wiesz – odpowiedział, oplatając ramionami moją talię. Klęknął na ziemi, nadal mnie trzymając – Spróbujemy jeszcze raz? – spytał nie odrywając ode mnie błagalnego wzroku. Przełknęłam ślinę. Bardzo tego chciałam, ale bałam się przyszłości.
- Przecież wiesz – powtórzyłam słowa Ash’a – Czasami trzeba ryzykować.
I takim to sposobem, znalazłam się w jego ramionach. Długo staliśmy w takiej pozycji, nawet nie zauważyłam, gdy zaczęłam przysypiać, mimo, że było tak przyjemnie.
Dźwięk windy delikatnie wybudził mnie ze snu, ale kiedy usłyszałam szept basisty ponownie zamknęłam oczy. Do mojej głowy dochodziły  tylko  czyjeś głosy i jak ktoś zdejmuje ze mnie obuwie, przykrywając kołdrą.
                                                                                              *
Powoli rozchyliłam powieki,  widząc nad sobą uśmiechniętego Jake’a. Odwróciłam się w inną stronę, pociągając za sobą kołdrę i ponownie zamykając oczy.
- Fajnie, że śpisz w samej bieliźnie – wymruczał do mojego ucha, ciągnąc za materiał, którym byłam przykryta. Został zrzucony z łóżka i uderzył głową o szafkę – Zaraz jedziemy – jęknął, masując obolałe miejsce. Uniosłam dumnie głowę, po czym biorąc czyste ubrania, wybrałam się do łazienki.
Piętnaście minut później wyszłam z pomieszczenia. Zobaczyłam Ash’a okładającego gitarzystę poduszką. Kiedy mnie zauważyli natychmiast zaprzestali walkę.
- Nareszcie – westchnął Jake – Idziemy na śniadanie, a potem w drogę – uniósł się do góry i opuścił pokój. Basista również wstał z podłogi, ale wyciągnął do mnie rękę, którą po chwili złapałam. Oboje zjechaliśmy windą na dół. Parę minut później byliśmy przy naszym stałym stoliku.
- Czy my o czymś nie wiemy? – spytał Jinxx unosząc charakterystycznie brew i biorąc łyka kawy. Reszta powtórzyła tą czynność. Miałam ochotę się roześmiać.
- My – zaczęłam oplatając ramię basisty dłońmi.
- …jesteśmy razem – Ashley pocałował mnie w czubek głowy.
- Nie mówcie!? – Sammi ocierała chusteczką twarz Jeremy’ego, który opluł się gorącym napojem  - Świetnie!
- Zaczyna się – westchnął Andy maczając herbatnika w herbacie i kładąc głowę na stole. Przysiedliśmy się do piątki z szerokimi uśmiechami na twarzach.
- To lepsze, niż kiedy się kłócą – mruknął Christian.
- Nie marudźcie – poklepałam przyjaciół po plecach – Lepiej jedzcie szybciej, bo bagaże czekają. Czas podbić… No właśnie, co?
- Jedziemy do Włoszech – Jake posmarował kromkę chleba dżemem i podał mi do ręki.
- Zawsze chciałam tam pojechać – rozmarzyłam się. Oczami wyobraźni już widziałam talerze z pizzą i spaghetti – Ale co z moją pracą? – zaniepokoiłam się.
- Skarbie, jesteś moją dziewczyną – wtrącił Ashley uśmiechając się w moją stronę – Nie musisz się o nic martwić.
                                                                                              *
- Słuchajcie, nie możemy sobie zrobić małej przerwy? – perkusista zrobił smutną minę. Pół godziny temu opuściliśmy piękny Paryż, cudownej Francji – Na przykład Hiszpania. Błagam, zagramy ten koncert, a potem zróbmy parę dni relaksu – wzniósł ręce ku niebu.
Wszyscy siedzieliśmy w głównym miejscu spotkań i omówień – czyli kanapa w salonie. Oczywiście ledwie się mieściliśmy, więc razem z basistą ułożyłam się na dywanie, przed telewizorem.
- Co wy na to, dziewczyny? – Jake znudzony przerzucał kanały w telewizorze – W sumie należy nam się chwila odpoczynku – oznajmił po krótkim namyśle i zatrzymał kanał. Trafiliśmy na Disney Channel.
- Dla mnie świetnie – Sammi wzruszyła ramionami wlepiając wzrok w ekran plazmy – Ale wiecie, że po tym będziecie musieli ruszyć tyłki.
- Bo na pewno nie dokonacie tego oglądając Violette – dodałam bawiąc się włosami Ash’a. Wylądowałam na brzuchu, podpierając się na łokciach, aby mieć na niego lepszy widok. W tym momencie wyglądał tak niewinnie.
- W sumie to jest dziwne. Na kogo stawiacie, Thomas czy Leon? 
W tym momencie usłyszałam dźwięk dzwonka.
- Proszę – wydarł się CC w kierunku drzwi. Po chwili pacnął się w czoło, a my wybuchliśmy gromkim śmiechem.
- Odbiorę – wstałam z podłogi, zanim Ashley zdążył się zatrzymać. Na jego twarzy widziałam przelotny strach. A może tylko mi się zdawało. Basista nie chciał odpuścić, trzymając mnie za nogi – Ktoś dzwoni. Daj mi odebrać – rzuciłam. Wtedy Andy złapał za komórkę i ulotnił się na piętro. Ash był za to przygaszony. Usiadłam po turecku i westchnęłam.

*3 dni później*

- Nareszcie! – CC poprawił okulary przeciwsłoneczne na nosie i wystawił twarz do słońca – Już nie mogłem się doczekać.
- Chyba to był dobry pomysł – stwierdziłam – Sammi, idziemy do sklepu? Muszę sobie załatwić jakiś kostium kąpielowy – zajrzałam do portmonetki, ale Ashley podstawił mi banknoty pod nos.
- Dziękuję – mruknęłam odbierając pieniądze. Kiedy rozłożyliśmy nasze rzeczy w pokojach hotelowych, zrobiliśmy zbiórkę przy windzie.
- OK, dziewczyny idą pobuszować, a my pochlapiemy się w basenie – podsumował Jake – Błagam, tyko się nie zgubcie!
- Nie mamy dziewięciu lat – oburzyła się Sammi, poprawiając torbę na ramieniu i dając Jinxx’owi buziaka w policzek – Niedługo wrócimy.
- Jasne – mruknął Andy, za co zaraz oberwał. Odwróciłam się w stronę Ashley’a, po czym przytuliłam mojego chłopaka na pożegnanie.
- Uważaj na siebie – szepnął mi do ucha – Obiecaj!
- Obiecuję – uśmiechnęłam się do niego, po czym razem z przyjaciółką ruszyłam do głównego wyjścia.

Po 15 minutach weszłyśmy do butiku, który wyglądał w miarę dobrze. Przesuwałam wieszaki, szukając kostiumu, który najbardziej przypadłby my do gustu. Nie byłam przekonana do bikini. Czułam się w nim nie pewnie. Może jednak warto spróbować? Sammi zaczęła mi podsuwać dwuczęściowe stroje, ale nie mogłam się na żaden zdecydować. W końcu czerwono-włosa poszła na drugi koniec sklepu, aby tam poszukać.
- Można w czymś pomóc? – usłyszałam czyjś aksamitny głos. Zaskoczona, odwróciłam się na pięcie, aby zobaczyć do kogo należy wypowiedziane po hiszpańsku zdanie.
- Oh, I’m english – speszyłam się, lekko rumieniąc.
- Wiem – zaśmiał się chłopak. Dopiero teraz zdołałam mu się dokładnie przyjrzeć. Był mniej więcej wzrostu Ash’a, posiadał lekko kręcone włosy, wzięte na żel i hebanowe oczy. Jego opalona skóra podkreślała umięśnioną sylwetkę. Na piersi miał przyczepioną plakietkę z imieniem. Miał na imię Marco Perea – To jak, masz problem z wyborem seniorita? – wyszczerzył się, mrużąc oczy i podnosząc głowę do góry.
- Em, chciałam kupić kostium kąpielowy – odgarnęłam włosy za ucho, odwieszając wieszak na swoje miejsce. Szukałam Sammi wzrokiem, ale ona była zajęta grzebaniem w wielkim koszu z rzeczami na przecenie. Tymczasem chłopak mierzył mnie wzrokiem, przez co poczułam się dosyć nieswojo.
- Masz jakieś konkretne wymagania, kolor, krój… skąpość? – puścił do mnie oczko, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
- Chciałam coś, aby nie rzucać się za bardzo w oczy – bąknęłam w jego stronę. Widziałam jak co chwilę kieruje na mnie swoje oczy. Nie wiedziałam czy to dlatego, że chce znaleźć pasującą rzecz czy tak po prostu.
- Dlaczego? Taka dziewczyna jak ty powinna się pokazywać – wyłowił coś z szafy, przymierzając do mojego ciała.
- Nie sądzę – powiedziałam sama do siebie, a w tym czasie zdążyła przyjść moja towarzyszka.

- I co tam Eff, masz coś? – spytała wesoło, ale gdy zobaczyła Marco zaraz zamilkła. Chłopak właśnie proponował mi kwiecisty wzór, jednak ja zaraz pokiwałam przecząco głową – A może ten? – Sammi wyciągnęła prosty, błękitne bikini. Od razu przypadło mi do gustu. Nie było ani super wyjątkowe, ani super drogie – Przymierz – zachęciła mnie.

Marco pokiwał głową, chwaląc Sam za dobry wybór, a ja zamknęłam się w przebieralni. Wzięłam głęboki oddech, po czym nałożyłam na siebie dwuczęściówkę. Spojrzałam po sobie z krytyką.
- Pokaż się – usłyszałam czerwono-włosą. Oczami wyobraźni mogłam zobaczyć jak wywraca oczami. Z pewnością wiedziała, że trochę się wstydzę. Może wyszłabym chętniej, gdybym miała pewność, iż obok Sammi nie będzie opalonego pracownika sklepu. Po krótkiej chwili odsłoniłam zasłonę i zaprezentowałam się.
- Nieźle – mruknął Marco, perfidnie oblizując usta. Wywołało to u mnie lekki grymas twarzy – Masz oko, koleżanko – zwrócił się do mojej przyjaciółki, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Jest cudnie – klasnęła Doll, zamykając oczy i uśmiechając się – Ashley będzie zachwycony! – palnęła po chwili. Twarz chłopaka wykrzywiła się. Przynajmniej przestanie robić to co robi, gdy dowie się, że mam już swojego księcia z bajki. Mam taką nadzieję. Przebrałam się z powrotem w moje ubrania, po czym kupiłyśmy bikini. Opalony sprzedawca uśmiechał się do nas, kiedy wychodziłyśmy, ale to było widoczne, że lekko przygasł.
- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy – oparł się o blat, obserwując każdy mój ruch – Tak w ogóle zdradzicie mi swoje imiona
- Effie – odparłam krótko, chcąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Nawet wiatrak nie był w stanie pokonać wysokiej temperatury – A to Sammi.
- Marco – przedstawił się z akcentem.
- Wiem – zaczęłam go przedrzeźniać, ciągnąc za sobą Doll – Widać po plakietce – na to zaśmiał się melodyjnie, machając nam entuzjastycznie.  

- Podobasz mu się – stwierdziła, gdy byłyśmy już daleko od sklepu.
- Daj spokój – uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło – Jezu, Ashley byłby wściekły gdyby się dowiedział.
- Nie przesadzaj. On był nawet sympatyczny – zamyśliła się – A zauważyłaś jak się na ciebie patrzył?
- Nie przypominaj mi – westchnęłam ciężko – Przynajmniej mam w co się ubrać na plażę – postanowiłam zmienić temat, a Sammi zaczęła mówić jak nakręcona. W końcu dotarłyśmy do naszego miejsca postoju. Było po 18:00.
- Hej! – Jinxx zaczął do nas machać, kiedy stanęłyśmy na śliskiej posadzce przy brzegu basenu.
- Hej skarbie, jak się bawicie? – spytała jego wybranka.
- Świetnie! – krzyknął Jeremy rozchlapując przy tym wodę – A jak tam zakupy? – dziewczyna uniosła kciuki do góry, aby pokazać, że było dobrze. Domyślałam się, że nie chciała za dużo ujawniać.
- A gdzie resz… - nie dokończyłam, bo chłopcy wyłonili się zza skarpy, ciągnąc za sobą wielką, dmuchaną orkę.
- Effie! – wrzasnął Ashley podpływając do brzegu i zarzucając mokrymi włosami. Zimne krople padły na moje łydki. Pisnęłam, odsuwając się parę kroków do tyłu – Jesteś – kiwnęłam głową, chowając twarz za włosami.
- Idziemy do pokoi – oznajmiła czerwono-włosa – Dołączcie potem, może pogramy w karty?
Po czym ruszyłyśmy ku wyjściu. Nie potrafiłam odwrócić się w stronę mojego chłopaka. A najgorsze było to, że sama nie wiedziałam dlaczego…
__________________________________________
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Ten rozdział jest praktycznie o niczym. Wszystko przez brak weny :/ Nie wiem, kiedy będzie następna notka, postaram się jak najszybciej, zwłaszcza, że oceny już wystawione.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 9

"Pocałunek to milion słów, które chciałbym Ci powiedzieć w jednej sekundzie"
- AnaMari

[Andy]
- Ty jesteś ślepy, do cholery? – warknąłem na Ash’a, odciągając go od blondi, która zbulwersowana wydęła usta.
- O co ci chodzi? – zapytał z niezrozumieniem wymalowanym na ustach. Walnąłem go w tył głowy, na co jęknął – Au!
- Ty frajerze, przecież Eff chce z tobą pogadać – zniżyłem głos do szeptu – Puk, puk! Francja, Paryż, Eiffla. Czy to tak dużo do zrozumienia? – teraz Ashley uderzył się prosto w czoło – Po za tym ona nie jest wcale taka fajna – skierowałem wzrok na blondynkę, która oparła się o barierkę i nerwowo uderzała swoimi paznokciami o poręcz.
- Ale ze mnie idiota – stwierdził basista, a ja bez skruchy się z nim zgodziłem, tym razem obserwując Effie, która rozmawiała z naszym gitarzystą. Była smutna.
- Zabierz ją gdzieś dzisiaj. Jutro jedziemy. Dziewczyny kochają romantyzm  – poradziłem tylko, po czym zabrałem się za robienie zdjęć dla własnej laski.
[Effie]
Było późne popołudnie, kiedy wróciliśmy do hotelu. Położyłam się na łóżku. Odmówiłam obiadu. Nie miałam ochoty na żadne towarzystwo. Nie miałam pojęcia czy to z powodu Ashley’a, czy czegoś innego. Wtedy do pomieszczenia wkroczył Jake i usiadł na łóżku, które cicho zatrzeszczało. Położył rękę na moich plecach.
- Przyniosłem ci trochę ciasta – usłyszałam jego głos. Odwróciłam się od ściany i podziękowałam cicho – Nie chcę ci przeszkadzać, więc pójdę się przejść – oznajmił po chwili.
Zjadłam trochę posiłku, po czym do pokoju wpadli Sammi i Jinxx. Chcieli mnie rozśmieszyć. Oczywiście im się udało. Graliśmy w berka i chowanego, po całym hotelu, aż w końcu obsługa wyrzuciła mnie i Sammi ze schowka na szczotki.
- Mam was – ryknął Jeremy wyskakując zza lady recepcji. O dziwo, kobiecie za biurkiem nie przeszkadzało to, że stoi on na jej biurku w tym papierach i dokumentach.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nagle poczułam jak ktoś puka mnie w ramię.
- Ashley? – lekko zaskoczona oraz zła odwróciłam się w jego stronę. Nasza para zdążyła w tym czasie gdzieś zniknąć - Co się dzieje? Nie jesteś teraz ze swoją dziewczyną? – zakpiłam.
- Co? Nie! Słuchaj, Effie masz 20 minut, aby się ładnie ubrać – powiedział krótko, dopiero teraz zauważyłam, że nieźle się wystroił. Miał na sobie czarną koszulę na guziki i ciemne jeansy – Czekam pod hotelem – rzucił przez ramię odchodząc.
Nadal byłam trochę zła, ale zaciekawiła mnie jego tajemniczość. Tak więc pobiegłam do windy, po drodze wpadając na czerwono-włosą.
- Sammi, musisz mi pomóc – pociągnęłam ją z rękę i po chwili byłyśmy w pokoju, skąd wypchnęłam za drzwi Andy’ego i Jake’a.
- Jezu, przecież ja nie mam tu nic szykownego – jęknęłam.

- Spokojnie. Zaraz będę – odparła Doll i po pięciu minutach wróciła z błękitną sukienką do połowy ud, która ciągnęła się z tyłu do okolic kostek. 
- Piękna – oniemiała dotknęłam delikatnego materiału – Bardzo szykowna.
- Nigdy jej nie nosiłam, chcę żeby była twoja – mrugnęła do mnie, podając mi materiał.
- Ale… - zaczęłam, ale Sammi przyłożyła mi palec do ust.
- Znajdźmy ci jakieś buty – zaproponowała, lecz ja wzięłam stare, przetarte trampki. Dziewczyna wzruszyła ramionami, śmiejąc się cicho. Po zrobieniu delikatnego makijażu , byłam gotowa do wyjścia. Gdy wyszłam, przed hotelem zauważyłam taksówkę, a na niej opartego Ashley’a.
- Gotowa? – spytał – Spóźniłaś się o minutę – prychnęłam cicho.
Taksówka ruszyła, a ja próbowałam rozgryźć gdzie wiezie mnie basista. Zaczęły mi się pocić ręce więc musiałam co chwila wycierać je o chusteczkę higieniczną. Mijaliśmy wiele miejsc, a ja pytałam tego uparciucha gdzie jedziemy. Niestety nie dał się.
W końcu taksówkarz zatrzymał się na ulicy Boulevard de Courcelles. Spojrzałam pytającym wzrokiem na mojego towarzysza, ale on tylko się uśmiechnął. Dopiero po chwili dotarło do mnie gdzie jesteśmy.
- Parc Monceau – szepnęłam.
Ten park był niesamowicie piękny, szczególnie wieczorami, kiedy nikogo tu nie było. Zielone drzewa, małe wysepki nad jeziorkami, mosty i kwiaty
- Można prosić? – Ashley wyciągnął do mnie rękę. Chwilę się zawahałam, ale chwyciłam jego dłoń. Po paru minutach doszliśmy do białego mostka. Weszliśmy powoli i dopiero teraz zauważyłam mały stolik stojący po środku na drewnianych belkach. Na nim stały dwa talerze oraz kieliszki. Usiedliśmy na krzesłach, po czym basista wyjął z pod swojego tacę z nakryciem. Poprawiłam serwetkę.
- Spaghetti? – uśmiechnęłam się, podczas gdy Ash nalewał wina do kieliszków.
- Mam nadzieje, że będzie ci smakować – odstawił butelkę na ziemię.
W parku było bardzo cicho, nie było praktycznie nikogo. Tylko ja i on. Kiedy skończyliśmy posiłek wstaliśmy i oparliśmy się o barierkę. Ciemne niebo ozdabiały lśniące gwiazdy, a księżyc wyglądał jakby został zaatakowany przez miasteczkowego potwora. Woda pod nami szumiała cicho, a wiatr bawił się moim włosami, które co chwila musiałam odgarniać za ucho.
- Ślicznie wyglądasz – stwierdził mierząc mnie wzrokiem, ale po chwili zatrzymał się na trampkach. Zaczynałam żałować swojej decyzji – Oszałamiająco.
- Zły wybór, prawda? – spojrzałam krytycznym wzrokiem na buty, próbując ukryć je pod sukienką.
- To cała ty.
- Zły wybór? – zaczynałam czuć się skrepowana w jego towarzystwie.
- Nie – zachichotał –Chodzi mi o to, że zawsze jesteś sobą.
- Dziękuje – skierowałam głowę w górę, lecz poczułam coś chłodnego na szyi. Spojrzałam w dół i zobaczyłam srebrny łańcuszek z ptakiem gotowym do lotu. Obok niego wisiało skrzydło anioła.
- Żebyś zawsze czuła się wolna – oznajmił , gładząc moją szyję. Niemal czułam na skórze jego oddech.
- A co z Susan? – dotknęłam łańcuszka opuszkami.
-Ona mnie nie obchodzi – nadal za mną stał, stykaliśmy się lekko – Dobrze o tym wiesz.
- Dlaczego to robisz?– usłyszałam swój głos, niosący się po wodzie – Dlaczego?
- Bo mi na tobie zależy – przyznał Ashley – Tęsknie.
- Nie wierzę – odwróciłam wzrok, splatając palce na przemian.
-Mam ci udowodnić? – zapytał przybliżając się do mnie jeszcze bliżej. Sunął rękami po moich biodrach, talii i nogach. Włożył dłonie w moje włosy, delikatnie ujmując twarz, jakby trzymał motyla. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Nasze czoła zetknęły się. Przejechał nosem po moim policzku. Staliśmy chwilę w tej pozycji, po czym basista zaczął powoli się do mnie przybliżać.
- Ash – zamknęłam oczy, wyszarpując się lekko.
- Zaufaj mi – pocałował mnie w szyję, idąc w górę. Mój oddech momentalnie się przyśpieszył. Muskał moją skórę. Uniosłam go góry podbródek, aby mógł zatopić twarz w moich włosach, leżących na ramieniu. Zaraz potem dotykał ustami każdego centymetra mojej twarzy, ja w tym czasie drasnęłam paznokciami jego przedramię, trzęsąc się pod wpływem emocji.
Nasze usta dzieliły milimetry. Czułam zapach jego perfum, który wprowadził mnie w stan błogości. Pragnęłam, aby jakakolwiek odległości przestały dzielić nasze sylwetki. On musiał pomyśleć o tym samym, bo szepnął coś niezrozumiałego, musnął kącik moich warg, aby potem nasze usta mogły złączyć się w namiętnym pocałunku. Zalała mnie fala wspomnień i ciepła. Przyciągnął mnie do siebie, a ja zatopiłam palce w jego czarnych włosach. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie, lecz nagle coś usłyszałam. Oderwałam się od basisty i spojrzałam w stronę ciemnych drzew.
- Eff, wszystko gra? – Ashley ostrożnie poluźnił uścisk w moim pasie, ale nie pozwoliłam mu na to. Szelest liści ponownie zabrzmiał w moich uszach.
- Matty?
_____________________________
Cholernie romantycznie...
Przepraszam za wszystkie błędy, które mogły być w tekście.

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 8

Ashley i Effie wkroczyli do restauracji, ociekając wodą, co spowodowało, że padły na nich wszystkie spojrzenia.
-  Co wam… - zaczął CC z szeroko otwartymi oczami.
- się… - Jinxx upuścił widelec.
- …stało? – Andy wstał już dzisiaj ponownie ze swojego miejsca i zdjął z siebie skórzaną kurtkę, zarzucając dziewczynie na mokre ramiona.
- A ja? – zrezygnowany basista trząsł się lekko, lecz Biersack ignorował jego słowa, pełne wyrzutu.
- Zażyliśmy małej kąpieli w basenie – mruknęła szatynka, kichając lekko.
- Odprowadzę cię do pokoju – zaproponował Jake podnosząc się z krzesła.
- Nie trzeba – Ashley zagrodził mu drogę – Ja też muszę iść na górę – gitarzysta wzruszył ramionami, uważnie obserwując dwójkę oddalającą się w stronę wyjścia
                                                                                              *
- Co to było? – spytał basista w windzie, opierając się o jedną z jej ścian i wspominając pocałunek w basenie. Dziewczyna udawała, że nie rozumie o co chodzi, więc oboje zostawili ten temat w spokoju. W końcu dotarli na swoje piętro i stanęli przed pokojem Effie.
- No, to dobranoc – rzuciła dziewczyna, otwierając drzwi do pomieszczenia.
- Eff, czekaj! – Ashley westchnął, a szatynka zacisnęła pięść na klamce  - Masz ochotę jutro…
Wtedy do korytarza wkroczyła reszta, robiąc przy tym niezły hałas. Dwójka zamilkła, patrząc w inne strony. Andy zaczął mówić o jutrzejszym zwiedzaniu Paryża. Po ustaleniu wszystkiego wkroczyli do swoich pokoi. Szatynka od razu zajęła łazienkę, zmywając z siebie cały basenowy chlor. Zamknęła oczy, pozwalając aby strumienie wody spływały po jej twarzy.
Przeczesała rękoma mokre włosy, wychodząc spod kabiny prysznicowej i owijając się miękkim, hotelowym ręcznikiem. Najchętniej zostałaby tam dłużej, ale zaspany Jake walił dłońmi o drzwi, aby opuściła łazienkę. W końcu, po wszystkich czynnościach położyła się na swoim łóżku. Poczuła lekkie wzdrygnięcie, kiedy zimne, przesiąknięte wodą kosmyki włosów dotknęły jej szyi i pleców. Szybko odgarnęła je z karku i pozwoliła, aby dalej moczyły poduszkę. Zamknęła powieki, rozmyślając o wszystkich wydarzeniach, które spotkały ją w ciągu tego całego czasu. Dręczyły ją tylko myśli o Ash’u i rodzicach. Zostanie pełnoletnia dopiero za rok. Niestety takie były prawa w tych krajach. Nawet nie zauważyła, gdy dopadł ją sen
                                                                                              *
Effie obudziła się z mokrymi plecami i ciurkami potu płynącymi po twarzy.
- Matty – szepnęła sama do siebie z oczami wpatrzonymi w ciemność.
Matt Sky był jej starszym bratem. Zaginął kilkanaście lat temu. Policja i detektywi szukali go wszędzie, jednak bez skutków. Dziewczyna bardzo za nim tęskniła. Po tym zdarzeniu w domu zaczęły się problemy. Teraz zrozumiała, że to on nawiedzał ją w snach, kiedy próbowała przestać o nim myśleć. Rozejrzała się niespokojnie po pokoju, analizując to co przed chwilą widziała. To co działo się w jej głowie stało się nie do wytrzymania. Wystarczyło, że miała Ashley’a na głowie. Odgarniając kołdrę, wstała z materaca. Łóżko jęknęło, robiąc przy tym ciche echo. Zrobiła parę kroków, a zakręciło jej się w głowie. Przytrzymała się o pierwszą wolną rzecz i skarciła w myślach. Po paru minutach i głębokich oddechach dotarła do łoża Andy’ego. Nachyliła się nad wokalistą i dotknęła jego ramienia.
- Juliet – jęknął niewyraźnie – Jeszcze pięć minut koteczku!
Effie cieszyła się w myślach, że nie może zobaczyć swojego wyrazu twarzy.
- Andy – szarpnęła go delikatnie. Biersack otworzył powoli oczy, badając sprawę.
- Eff – zdumiony uniósł się lekko na łokciach. W tym momencie usłyszeli chrapanie Jake’a, więc zwrócili głowy w jego kierunku  – Wszystko w porządku?
- Nie potrafię zasnąć. Mogę z tobą spać? – wokalista zrobił dziwną minę, po czym dostał w głowę – Nie w takim sensie idioto! –syknęła szatynka, uśmiechając się delikatnie.
- Wskakuj – odchylił kołdrę. Dziewczyna wskoczyła cicho, przytulając się do torsu Andy’ego. Leżeli chwilę w milczeniu, przytuleni do siebie – Juliet by mi tego nie wybaczyła – skomentował szeptem wokalista, na co Effie musiała wstrzymać wybuch śmiechu.
- Byłaby potulna jak baranek, jakbym powiedziała jej, że mówisz o niej przez sen – stwierdziła chichocząc cicho dwudziestolatka, na co tamten zrobił pytającą minę.
Wkrótce oboje zasnęli, ściskając się na małym, pojedynczym łóżku, tak jak drugiego dnia szatynki w Los Angeles.
                                                                                              *
[Effie]
Rano obudziły mnie odgłosy, dochodzące z bliska. Uchyliłam powieki i zobaczyłam gitarzystę, pochylającego się nade mną z zabawną miną. Andy poruszył się obok mnie, najwidoczniej się budząc.
- Czy coś mnie ominęło? – zapytał bez zastanowienia Jake, lustrując Andy’ego wzrokiem. Dopiero teraz zauważyłam, że lider zespołu spał bez koszulki – Nic nie słyszałem w nocy, ale teraz zrobiłem parę fotek – wyciągnął zza pleców telefon, podsuwając nam go pod nos.
- Nic nie zaszło – wstał gitarzysta, próbując wyrwać przyjacielowi komórkę – Eff przyszła do mnie w środku nocy, bo nie mogła spać.
- Jasne – skwitował Pitts wywracając oczami, a zrezygnowany Andy rzucił się z powrotem na łóżko, tym samym padając jak długi prosto na mnie.
Wtedy do pokoju wkroczył Ashley i widząc nas w takiej pozycji, jego oczy wyszły na wierzch, a szczęka opadła na podłogę. Kątem oka widziałam Jake’a wybuchającego śmiechem. W tym momencie miałam go ochotę udusić, a tym czasem leżałam pod wokalistą BVB.
- Nie łaska zapukać?  
Kiedy już się podnosiliśmy w drzwiach usłyszeliśmy głos.
- Wiecie, że dzisiaj gofry na śniadanie! – krzyknął uradowany CC. Padliśmy z Andy’m ponownie na łóżko, wznosząc oczy ku sufitowi  - Ou! – dopiero teraz zauważył co się dzieje. Oprócz tego w progu stały dwie osoby, wlepiające w nas wzrok – nasza ukochana parka. Jeszcze ich tu brakowało! Tymczasem Jake płakał ze śmiechu podpierając się o szafę.
- Czy ktoś może mi łaskawie wytłumaczyć co tu się dzieje? – zszokowany Jinxx przechylił głowę na bok, ruszając specyficznie brwiami.
Przez ten czas zdążyłam ruszyć się z miejsca. Z całej siły zatrzasnęła czwórce drzwi przed nosem, prychając „Dowidzenia”.
                                                                              *
Podczas śniadania Andy próbował złagodzić sytuacje, która zaszła, lecz wszyscy siedzieli cicho posyłając sobie tajemnicze spojrzenia. Ashley wyraźnie zgaszony, dłubał widelcem gofra z owocami i bitą śmietaną.

Kiedy wszyscy się rozluźnili wybraliśmy się miasto. Jake zaczął szantażować Andy’ego, że wyśle nasze zdjęcia Juliet, jeśli nie dostanie jakieś „łapówki”.
- Nie radzę! – warknął wokalista, biegnąc za gitarzystą, który wystawiał język w jego stronę.
- Ta wycieczka robi się coraz mniej przyjemna – westchnęła Sammi, wtulając się w ramię Jeremy’ego. Ja tymczasem mówiłam jej o dzisiejszym śnie, a raczej koszmarze. Słuchała uważnie, kiwając głową jakby rozmyślała nad tą całą sytuacją. Tylko ona znała wszystkie moje uczucia, które kłębiły się we mnie po stracie brata.
- To musi coś znaczyć – stwierdziła po chwili, ściskając rękę swojego męża.
- Tak myślisz? – zwróciłam głowę w kierunku Ash’a, który też niedawno mi się śnił. Rozmawiał z CC’m, mocno przy tym gestykulując.
- Pomyśl nad tym – odparła Doll, gdy byliśmy po wieżą Eiffla.
                                                                                              *
- Pięknie tu – oznajmiłam, opierając się o barierkę, gdy byliśmy już na szczycie. Ashley tymczasem stanął obok mnie.
- Racja – uśmiechnął się słabo, przejeżdżając palcami po swoich tatuażach. Nagle coś sobie przypomniałam.
- Wiesz, że mam nowy tatuaż – wypaliłam, odwracając się w jego stronę. Zaciekawiony skierował na mnie wzrok. Odgarnęłam włosy do góry i odchyliłam górną część ucha do przodu.
- Nutka – uśmiechnął się dotykając mojej skóry – Piękna.
- Dzięki – zarumieniłam się opuszczając włosy na ramiona.
Patrzyliśmy na siebie chwilę. Nigdy nie potrafiłam wysłowić się co do jego oczu. Były wyjątkowe, inne. Jedyne w swoim rodzaju. Miałam ochotę go dotknąć, ale w porę się opamiętałam.
Nagle na basistę wleciała jakaś blondynka. Co za ironia losu!
- Przepraszam – rzuciła, poprawiając torbę na ramieniu. Spod dekoltowanej bluzki widać było stanik push-up. Zakpiłam cicho, widząc, że Ashley posyła uśmiech w jej stronę.
- Nie ma sprawy – wystękał drapiąc się po głowie. Byłam pewna, że robiła ten cyrk specjalnie.
- Masz ochotę się przejść, wiesz w ramach przeprosin? – ukazała rządek białych zębów. Co jak co, ale szybka jest – Jestem Susan.
- Ashley. Wiesz, jestem tu z kimś i… - zaczął ,ale dziewczyna pociągnęła go za ramię, odsuwając ode mnie. Odeszli parę kroków, a dziewczyna gadała jak opętana.
Westchnęłam odprowadzając ich wzrokiem.
- To jest jakiś pierdolony żart – mruknęłam opierając  się o Andy’ego, który widział tą całą sytuacje Wziął moją głowę w ramiona, dając mi do zrozumienia, że jest mu przykro.
_______________________________________________
Dziękuje za ponad 1000 wyświetleń! Zastanawiam się nad wprowadzeniem porwania. Co o tym sądzicie?

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 7

[Effie]
Koncert zapowiadał się wspaniale. Przed wejściem kłębiły się tłumy fanów z zapartym tchem czekających na występ idoli. Ja stałam w tym tłumie przyciskając do siebie pluszaka - wieloryba. Nie chciałam przeszkadzać chłopakom w przygotowaniach. Dziwiłam się, że mają siłę występować, po tej szalonej wyprawie do Wesołego Miasteczka. Obserwowałam ludzi, którzy z podekscytowaniem rozmawiali o dzisiejszym wieczorze. Nagle naszła mnie dziwna myśl. Od tych paru dni nie wyjmowałam z walizki telefonu. Przemknęłam na tyły hali, gdzie stał bus BVB. Oczywiście Christian musiał wymyślić hasło, którego używaliśmy, gdy chcieliśmy się dostać do jakiegoś pomieszczenia bądź miejsca.
- Hasło - powiedział ochroniarz stojący przy drzwiczkach autokaru.
- Daj spokój, Billy -wywróciłam oczami – Wiesz kim jestem - Billa poznałam wczoraj. Był to krępy mężczyzna w średnim wieku z brązowymi włosami i zielonymi, spokojnymi oczami.
Musiałam przyznać, że męczyło mnie ciągłe przychodzenie do niego i powtarzanie tego samego słowa.
- Nie mam innego wyjścia. To moja praca - odparł ponuro - Hasło.
- Jagodowo cukierkowy raj z watą cukrową i odrobiną żelków - wyrecytowałam, kładąc rękę na biodrze.
Ochroniarz wpuścił mnie do środka. Nie mogłam zapalić włącznika światła, więc po omacku szukałam swoich rzeczy. Poczłapałam do walizki i wyciągnęłam moją Nokie. Telefon lekko zadrżał, aby następnie znowu zgasnąć i pokazać mi czarny ekran. Podłączyłam go do ładowarki. Kiedy już udało mi się go uruchomić, zobaczyłam dziesiątki nieodebranych połączeń i trochę wiadomości. Wszystkie były od rodziców. Kliknęłam niepewnie w jedną wiadomość

" Elizabeth, wiedz, że cię znajdziemy. Jesteś za młoda na takie wyjazdy..." - dalej nie dałam rady czytać, upadłam na kolana. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, a ciało ogarnęła panika.
Wtem do pokoju wkroczył Ashley, podśpiewując pogodnie i (jakimś cudem) zapalając światło. Odwróciłam się niespokojnie w jego stronę, a komórka wypadła mi z rąk.
- Na litość boską, Eff - basista niemal krzyknął łapiąc się za klatkę piersiową - Dlaczego siedzisz tu po ciemku i... - dopiero teraz zobaczył, że zbiera mi się na płacz - Co się stało?
Kucnął obok i objął mnie ramieniem. Podniósł z ziemi Nokie i odczytał wiadomość.
- Oni mnie niszczą, Ash - jęknęłam. W tym momencie zapomniałam o wszystkim złym, co się między nami wydarzyło. Po prostu przytuliłam się do jego ciała. Zadrżał lekko, pod wpływem mojego ciężaru. Pogłaskał mnie po głowie.
- Nie pozwolę, aby cię zabrali – szepnął w moje włosy.
- Ashley, zaraz wchodzimy! – usłyszałam przelotny krzyk Jake’a, dochodzący zza drzwi.
- Zaraz – odparł głośno basista, aby następnie odwrócić się w moją stronę i posłać przepraszający uśmiech.
- Idź – stwierdziłam niechętnie, patrząc na jego twarz – Fani czekają.
- Wszystko będzie dobrze, Eff – wstał – Znaczy Effie – poprawił się szybko, z zakłopotaniem drapiąc się w tył głowy.
- W porządku. Eff mi pasuje – rzuciłam komórkę, którą mi podał do walizki – Będę niedaleko – Ashley poparzył na mnie dziwnie i pognał w stronę sceny.
                                               ***

*tydzień później* *narracja 3os.*

Black Veil Brides oraz dziewczyny byli właśnie w Europie. Francja. W ciągu tych paru dni sporo się zmieniło. Effie kompletnie zmieniła swoje nastawienie, co bardzo podobało się Ashley’owi. Razem imprezowali i dobrze się bawili.
Tego dnia, kiedy ich bus postawił koła w Paryżu, wszyscy byli podekscytowani.
- Ten Hotel jest niesamowity – pisnęła szatynka*, ciągnąc swoją walizkę.
- Wiesz, to był pomysł Ash’a, abyśmy cały czas nie spali w autokarze – zaśmiał się Andy.
- Kocham to miasto – westchnęła Sammi, łapiąc za rękę Jinxx’a – Miłość, dobre jedzenie, sklepy.
- Tak sobie myślałam – zaczęła dziewczyna – Muszę sobie załatwić jakąś pracę.
- Jesteśmy w trasie – zdziwił się CC, odbierając kluczę z recepcji.
- Wiem, ale nie mogę siedzieć na waszym utrzymaniu. Może zostanę jakimś internetowym bankowcem – zamyśliła się, na co reszta wywróciła oczami.

- W porządku. Jak są rozdzielone pokoje? – spytał Ashley, pewien nadziei, że dostanie łóżko, które będzie musiał dzielić z Effie.
- Jinxx, Sammi, Jake – Andy rzucił kluczyk w ich stronę – Wy macie pomieszczenie 177.
- Że jak? – załamał się Jake – Czyli mam patrzeć jak oni się migdalą, całują i… - zrobił skrzywioną minę.
- My we czwórkę – zignorował gitarzystę Biersack, odwracając się stronę dwóch, pozostałych muzyków oraz dziewczyny.
-  Nie możecie mnie zostawić z Jake’iem? – spytała masując kark. Mając trzech facetów na głowie, w tym singla – przerwała na krótko – Będę bezpieczna tylko z jednym.
- Pasuje mi taki plan – wyszczerzył się Pitts, a Ashley czuł, że zaraz tego nie wytrzyma.
- W sumie – wokalista pokiwał głową – OK, czyli Ash i CC idą do nich – machnął głową na parkę, zamieniając kluczyki – A ja zostaje z wami – posłał w ich stronę powalający uśmiech, a Jake i Effie wywrócili oczami  – No co? Muszę go pilnować. Nie widział Elli od miesiąca. Uwierz, chłopak już wariuje.
- Przynajmniej moje hormony są już uspokojone – odgryzł się gitarzysta.
- Idziemy – zakomunikowała Doll, szarpiąc Jeremy’ego za dłoń.

- Stary, dlaczego mi to robisz? – basista z rozpaczą szeptał do wokalisty.
- O co ci chodzi?- Andy odpowiedział pytaniem, dusząc w sobie wybuch śmiechu.
- Już ty dobrze wiesz o co mi chodzi! – warknął – Ja chce Eff!
- Dlaczego? – zapytał Biersack ziewając.
- Bo, bo…- zmieszał się tamten, przystając.
- Człowieku – westchnął głośno – Liczyłeś na coś więcej, prawda? – dodał już ciszej. Ashley nie odpowiedział, ciągnąc swój bagaż do przodu – Chodźmy się przejść.


- Tu jest cudownie – Effie kręciła się wokół własnej osi na środku pokoju.
Pomieszczenie było ogromne. Stały tu trzy jednoosobowe łóżka. Ściany były brązowo – białe, a podłoga w kolorze ciepłego miodu. Całość dopełniało wielkie okno, z widokiem na wieże Eiffla – Boże, nie wierzę!
Podekscytowana brunetka wczepiła wzrok na widok za grubym szkłem.
- Fajnie, że ci się podoba – uśmiechnął się w jej stronę Jake, lecz kiedy jej oczy spotkały się z jego zobaczyła w nich smutek – Widziałaś już kiedyś Paryż?
- Owszem, gdy byłam mała – oznajmiła poprawiając sweter spadający z ramion. Podeszła do gitarzysty, który siedział na łóżku. Zajęła miejsce obok niego i ujęła jego podbródek, zmuszając go tym samym, aby na nią spojrzał. Pierwszy raz widziała go takiego przygnębionego.
- Chodzi o Elle?
- Nie wiem. Gubię się w tym – schował twarz w dłonie – Ona jest atrakcyjna. Przyciąga spojrzenia wielu mężczyzn. Boję się, że ją stracę. Długo nie rozmawialiśmy.
- Jake – przerwała mu dziewczyna, próbując mu coś powiedzieć
- To takie trudne – jego brązowe tęczówki wpatrywały się tępo w ścianę, a ona sam wyglądał jakby był kompletnie zagubiony.
- Jake.
- Nie mogę tak siedzieć i… - ciągnął, gestykulując.
- Jake! – powiedziała ostro Effie, ale po chwili złagodniała, chwytając za ramiona muzyka – Powinieneś z nią porozmawiać – przypomniała sobie w myślach słowa Sammi – Ona wie, że ją kochasz i ty wiesz, że ona ciebie. Masz do niej zaraz zadzwonić i powiedzieć wszystko co ci leży na sercu. Nie trać kontroli – uśmiechnęła się do niego. Gitarzysta odwzajemnił słabo gest, a brązowooka puściła jego ręce, które zdążyła złapać, aby go wesprzeć.
Wtedy niespodziewanie Jake chwycił jedną dłonią jej policzek i złożył na ustach ciepły, szybki pocałunek. Oszołomiona dwudziestolatka spojrzała na niego zdumionym wzrokiem z lekko rozchylonymi ustami.
- Dziękuje – rzekł wstając – Dziękuje, że jesteś.
Posłał w jej stronę uśmiech i pokazał telefon w ręku, aby szatynka zobaczyła, że na pewno posłucha jej rad. I ruszył w stronę łazienki.

Tymczasem nikt nie wiedział, że zza uchylonych drzwi, całą to sytuacje widział Ashley, który; zaraz gdy usta tych dwojga się zetknęły, odszedł szybkim krokiem w stronę schodów.

                                                        *
Wieczór
Effie nerwowo biegała po całym budynku. W końcu wpadła na grupkę swoich przyjaciół w restauracji hotelowej.
- Wiecie, gdzie jest Ash? – spytała zaniepokojona, rozglądając się.
- Właśnie mieliśmy cię o to spytać – stwierdził Andy, wstając z krzesła.
- Przeszukałam cały budynek – jęknęła.
- Może jest na mieście – zasugerował Jinxx bawiąc się z Sammi w tak zwanego „samolocika” – Sałatka leci – udawał samolot.
- Przecież powiedziałby któremuś z nas – zlustrowała wzrokiem parę, zresztą jak większość osób w tym pomieszczeniu – Prawda? – niepewnie przestąpiła z nogi na nogę. Andy wzruszył ramionami, proponując, żeby coś zjadła, ale szatynka nie słuchała tylko pognała w stronę wyjścia.
Wtedy dotarła na basen, który oświetlały tylko lampki w wodzie. Na leżaku zobaczyła czyjąś sylwetkę. Podeszła bliżej i po czarnych jak noc włosach spostrzegła, że to osoba, której szuka. Zrobiła parę kroków w jego stronę, ale on nawet nie drgnął.
- Ashley? – wypowiedziała jego imię, dotykając jego ramienia – Wszystko OK? – basista zaśmiał się histerycznie, co trochę speszyło dziewczynę.
- OK? Jasne, wszystko jest w jak najlepszym porządku! – niemalże warknął.
- Ash, proszę bądź ciszej… - zaczęła.
- Nie! – przerwał wstając – Nie mów mi co ma robić. Nic nie wiesz! -  nerwowo przejechał dłońmi po włosach.
- Nie rozumiem – zdziwiona Eff wycofała się powoli.
- To może zapytaj Jake’a?! – wrzasnął, przez przypadek wywracając jeden z leżaków. Brązowooka zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie. Dopiero po chwili zrozumiała o co chodzi i wybuchła głośnym śmiechem.
- No co? – wściekłość basisty zamieniła się w szok.
- Ty myślisz, że ja i Jake – zaczęła dławić się śmiechem – Że my razem…
- Widziałem jak się całowaliście – wyrzucił.
- Pocieszałam go. Tęskni za swoją dziewczyną. My jesteśmy tylko przyjaciółmi – upewniła.
- Ładne mi pocieszenie – zakpił Ashley – A kiedy ja coś zrobię, to ty już się nie postarasz?
- Nie przewidziałam tego – orzekła szatynka – Wiesz, że ja go kocham, ale jako przyjaciela. Jasne?
Pokiwał głową ciągle naburmuszony, po chwili złapał Effie w pasie i wrzucił prosto do lodowatej wody.
- Ty idioto! – krzyknęła, kiedy wypłynęła na powierzchnię.
- To za Jake’a – nachylił się nad jej twarzą, ale wtedy dziewczyna pociągnęła go za koszulkę, powodując tym samym, wpadnięcie do wody.
Zanurkowała, nie chcąc przegapić miny Ash’a. Zbliżyła się do niego, ale on po prostu ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Po chwili wypłynęli na powierzchnię, głęboko nabierając powietrza do płuc. Eff wystawiła język w jego stronę, wywołując u basisty cichy chichot. Nie potrzebowali żadnych słów. Oboje oparli się o płytki i spojrzeli na niebo, podziwiając piękne, świecące gwiazdy i okrągły księżyc. Brakowało im siebie wzajemnie, to musieli przyznać.
____________________