Historia Ashley'a i Effie

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 11

[Ashley]
Effie ani razu nie zaszczyciła mnie wzrokiem. Nie wiedziałem co się dzieje, byłem zniepokojony. Czyżbym coś przeoczył? Dziewczyna od razu poszła do pokoju, kóry dzieliła ze mną i Andy’m.  Pnieważ opuściliśmy teren basenu musieliśmy najpierw ogrzać się przy barze. Około 20:00 ruszyłem do pokoju, sprawdzić co u szatynki. Zapukałem cicho, lecz nie dostałem odpowiedzi. Uznałem to za zgodę, wieć wkroczyłem do pomieszczenia. Effie leżała już w piżamie na łóżku, odwrócona w stronę ściany. Obok niej stała różowa, papierowa torba z jakimś logo. Podszedłem na palcach do łóża, po czym pochyliłem się nad nim.
- Eff, śpisz? – zapytałem szeptem. Cisza. Nakryłem ją troskliwe kocem, siadając na skrawku materaca. Wtedy rozległ się huk drzwi w których pojawił się roześmiany Andy.
- Ciszej, świrze! – syknąłem w jego stronę, przykładając odruchowo palec do ust – Bo ją obudzisz – dodałem, widząc, że nic nie rozumie. Wokalista zrobił „aha”, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
Westchnąłem, patrząc na to jak szuka po ciemku rzeczy w walizce. W końcu wyjmując jakąś koszulkę poczłapał do łazienki . Ja tym czasem położyłem się obok mojej dziewczyny tak, aby mieć widok na jej twarz. Usta wykrzywione w lekkim, prawie niewidocznym grymasie. Włosy opadające na buzię Wyciągnąłem rękę, aby odgranąć brązowe kosmyki. Przejechałem delikatnie palcami po jej policzkach. Była trochę rozpalona. Może to przez temperaturę w pokoju? Jest tu dosyć gorąco. Wkrótce Andy opuścił łazienkę, którą zająłem po wzięciu swoich rzeczy.
                                                                             *
Następnego dnia obudziłem się wypoczęty i gotowy podbijać hiszpańską plażę. Jednak z zaskoczeniem stwierdziłem, że nie ma koło mnie mojej dziewczyny. Andy też gdzieś się urwał. No tak, właśnie tak się mnie tutaj traktuje! Wziąłem szybki prysznic i wręcz zbiegłem na dół w podskokach.
- Hej, co tam? – spytałem siadając. Jinxx i Jake zaraz zaczęli się wydzierać, że zrobiło się ciasno, ale zignorowałem ich – Gdzie jest Eff?
- Poszła po coś do jedzenia, a … - Sammi nie skończyła po pognałem do szwedzkiego stołu. Widząc szatynkę przy tostownicy podkradłem się do niej od tyłu i objąłem rękoma w pasie, podnosząc do góry, co spowodowało, że o mało nie wywaliła tacki z talerzem.
- Co tam, piękna? – pocałowałem ją w policzek, gdy już stała na nogach – Wczoraj szybko zasnęłaś.
- Hej, tak wiem – zarumieniła się, a w tym momencie wystrzeliły tosty, które załapałem w powietrzu niczym super bohater – Dziękuje – uśmiechnęła się, kiedy odłożyłem jej śniadanie na tackę. Sam wziąłem jajecznicę z bekonem i sok pomarańczowy. Effie tym czasem robiła sobie gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Za chwilę szliśmy roześmiani w stronę stolika. Zjedliśmy w ogóle się nie śpiesząc.
- Idziemy na plaże? – obmyślaliśmy dzisiejszy plan kończąc napoje.
- Pewnie, za pół godziny na dole – zaproponował Jake.
                                                                              *
[Effie]
Razem z Sammi leżałyśmy pod jedną z palm wachlując się gazetkami. Mimo to w cieniu było ponad trzydzieści stopni.
- Idę się poopalać, dołączasz się? – spytała czerwono-włosa podnosząc się do góry i poprawiając okulary na nosie.
- To nie dla mnie, spiekę się – przyznałam się, wyprostowując ciało na leżaku i uśmiechając do przyjaciółki.
Niedaleko widziałam Ashley’a budującego zamki z pasku w towarzystwie dzieci. Sam widok sprawił, że miałam ochotę się rozpłynąć. Dalej chłopcy bawili się w wodzie, zwracając przy tym uwagę większości osób na plaży. Wstałam, aby do nich dołączyć, ale nie przewidziałam, że ktoś może mi to uniemożliwić.
- Effie! – usłyszałam swoje imię – Cóż za zbieg okoliczności! – zobaczyłam przed sobą Marco z rozłożonymi dłońmi. Uściskał mnie jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi, po czym zaczął nawijać o moim nowym bikini. Obejrzałam się nerwowo w stronę Ash’a, ale ten był na razie zajęty nakładaniem piasku do wiaderka i lataniem po wodę do „fosy” – Wiedziałem, że to będzie fantastyczny wybór, wyglądasz nieziemsko – zmierzył mnie wzrokiem jak wtedy w sklepie – Niebieski podkreśla twoją urodę, seniorita – w oddali dało się słyszeć ciche chichoty. To jakieś hiszpanki wskazywały na Marco z zachwytem w oczach – Masz ochotę iść gdzieś, gdzie jest mniej ludzi? – mruknął mi do ucha sprzedawca, całkowicie ignorując śliczne dziewczyny stojącego kilkanaście metrów za nami. Zrobiło mi się bardzo gorąco co na pewno nie było spowodowane złocistym słońcem na plaży. Odsunęłam się od hiszpana, robiąc przeczący gest.

- Marco nie mam teraz czasu i... - nie dane było mi dokończyć, bo poczułam silne dłonie oplatające mój brzuch.
- Masz z czymś problem, kolego? - spytał Ashley, przyciągając mnie w swoją stronę i posyłając morderczy wzrok do chłopaka.
- Skądże - Marco uniósł głowę do góry - Po prostu chciałem zaprosić koleżankę na mały spacer.
- Wiesz, ona jest ze mną - wycedził basista, wyraźnie przyciskając mnie do swojego ciała, przez co czułam się trochę dziwnie - Więc możesz się oddalić ty...
- Marco. Do zobaczenia laleczko - tu zwrócił się do mnie Hiszpan, odwracając się w drugą stronę.

- Kim był ten facet? - ironizował Ash, chodząc niespokojnie w kółko - Skąd zna twoje imię?!
- Poznaliśmy się wczoraj w butiku, pomagał mi wybierać - westchnęłam siadając na piasku.
- Może w czymś jeszcze ci pomagał, hę?! - opadł wściekły na leżak, rzucając jakieś przekleństwa pod nosem. Zabolało. Ashley chyba zobaczył, że przegiął, bo zaraz rzucił się na miejsce obok mnie i zaczął bujać w ramionach - Przepraszam cię Eff, ale jestem zazdrosny. Znasz mnie - z zatroskaniem ścisnął moją dłoń - Wybaczysz?
- Oczywiście, tylko wyluzuj trochę - rzuciłam, zmęczona tą całą sytuacją - Zazdrośnik - rzuciłam zadziornie, wydostając się z jego uścisku. Pobiegłam w stronę wody. Już po chwili wskoczyłam na plecy Christiana, który pod wpływem mojego ciężaru stracił równowagę i runął ze mną na dno. Wynurzyliśmy się na powierzchnie głośno nabierając powietrza.
- Dziewczyno, chcesz mnie zabić?! - CC odpłynął ode mnie na dwa metry, a chłopaki prawie topili się ze śmiechu. Nagle poczułam jak coś łapie mnie za nogę i ciągnie do dołu. Krzyknęłam przerażona, ponownie wskakując na perkusistę i siadając mu na ramionach.
- Nie wiedziałem, że obmacujesz CC'ego za moimi plecami - Ashley założył ręce z udawaną złością.
- Może dlatego, że jestem bardziej pociągający - stwierdził "mój obrońca", nie sprzeciwiając się temu, że nadal go trzymam. Basista zaśmiał się chaotycznie.
- Zagrajmy - na arenę wojenną wkroczył Andy, podrzucając kolorową, plażową piłkę - Przestańcie drzeć koty, bo nie wyjdzie wam to na dobre.
                                                                               *
Wieczorem wszyscy siedzieliśmy w kółku na podłodze, grając w butelkę. Wypiliśmy trochę wina, ale i tak myśleliśmy trzeźwo.
- Szafa czy przy wszystkich? - wymamrotał Jake, dopijając ostatni łyk Coca'Coli, aby użyć butli do gry.
- Szafa - odpowiedzieliśmy zgodnie.
Zaczął Jinxx, po czym wypadło na Sammi. Z tym nie było dużego problemu, z szafy dało się słyszeć ciche mlaskanie. Skrzywiliśmy się, a nasza parka skończyła swoją czynność.
- Grajmy w to częściej - stwierdził Jeremy, lecz jak dowiedział się, że teraz kolej jego żony mina mu zrzedła - Cofam to co powiedziałem... - jęknął, kiedy Sammi oraz Andy ruszyli wykonać "misję".
Oczywiście było jeszcze więcej śmiechu, gdy wokalista wylosował Jake'a. Praktycznie nasze życie wydłużało się o kolejne minuty z powodu tej sytuacji. Jednakże potem korek butelki wskazał na mnie i byłam zmuszona do pocałunku z gitarzystą, który kręcił jako ostatni. Już wstawałam, ale coś pociągnęło mnie w dół, zupełnie jak dzisiaj w wodzie.
- Nie zgadzam się - Ashley przygniótł mnie swoim cielskiem do podłogi - Ona jest tylko moja - wymruczał mi do ucha niczym kot.
- Stary, no przestań. Wtedy nie ma gry - wywrócił oczami CC, wkładając chips'a do buzi. Musiałam przyznać, że urządziliśmy sobie tutaj niezły barek.
Po chwili niepewności, basista mnie puścił.
- Można? - spytał Jake, ujmując moją dłoń.
- Oczywiście - zachichotałam i po chwili zniknęliśmy w drzwiach hotelowej szafy.
Oparliśmy się o przeciwne ściany i czekaliśmy.
- Co teraz? - zaczęłam nieśmiało temat, czując się głupio - Mamy 5 minut.
- Raz się żyję, no nie? - Pitts odnalazł w mroku moje usta i złożył ciepły, przyjacielski pocałunek. Znowu. Po skończonej czynności, oboje wybuchliśmy śmiechem, wypadając z wnętrza szafy.
- Co wam tak zabawnie? - Jinxx uniósł brwi do góry. Wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Kto może się tu dobijać o takiej godzinie? W końcu było już późno. Niepewnie otworzyłam i moim oczom ukazał się gigantyczny bukiet kwiatów.
- Panna Sky? - zapytał jakiś mężczyzna, kryjący się za olbrzymią ilością kwiecia.
- Tak - potwierdziłam swoje nazwisko.
- To dla panienki - facet podał mi wiązankę, składającą się z różnorodnych kwiatów, których nazw nie potrafiłam wymienić i na pewno nie rosły one w moim ojczystym kraju. Niespodziewany gość już miał się pożegnać, ale nie pozwoliłam mu na to. Reszta tymczasem pilnie obserwowała zdarzenie z pomieszczenia.
- Mogłabym wiedzieć od kogo taki prezent? - uśmiechnęłam się uprzejmie.
- Od tajemniczego wielbiciela. Może w środku jest jakaś karteczka, kto wie? - mrugnął mężczyzna - Do widzenia.
- Żegnam - mruknęłam cicho, zamykając drzwi. Odwróciłam się w stronę przyjaciół.
- Kto ci to przysłał? - Sammi skoczyła na nogi, zaczynając oglądać mój nowy nabytek.
- Właśnie, kto to może być? - CC zmarszczył czoło.
- Effie - zaczął Ashley powoli, wlepiając wzrok w moje oczy. Chyba wiedzieliśmy kto jest nadawcą.
- Przepraszam was na moment - wybiegłam z pokoju nie czekając na żadną reakcję.
Zatrzasnęłam drzwi pokoju i nie wiele myśląc, upuściłam kwiaty ze zdenerwowania. Nawet nie zauważyłam, gdy moje ramiona zaczęły się trząść.
- Eff, wszystko ok? - zapytał Ash, który znikąd pojawił się koło mnie. Zatrzymał wzrok na ślicznym bukiecie, po chwili podnosząc go i wciskając mi do rąk - Zaraz to wyrzucimy...
- Ten gość mnie wykańcza - powiedziałam - Znalazł ten hotel, mnie. To bardzo dziwne, nie sądzisz? - mój chłopak po prostu mnie przytulił.
- Jak go spotkamy, to sobie z nim porozmawiam, dobrze? - szepnął w moje włosy, wdychając ich zapach - A teraz, skoro nie ma reszty, możemy chwilę pobyć sami - czułam jak się uśmiecha.
We wnętrzu panował półmrok. Tylko przez okno wpadało jasne światło księżyca, tworząc romantyczny nastrój. Było bardzo cicho, słyszałam tylko oddech Ashley'a i jego ciche szepty. Przejechał nosem po moim policzku, jak to miał w zwyczaju. Badał ustami każdy centymetr mojej twarzy. Nasze biodra delikatnie stykały się pod wpływem ruchu. Kiedy nasze usta złączyły się w pocałunku, zrobiłam parę kroków do tyłu. Wiązanka kwiatów, którą dotychczas trzymałam w dłoniach, teraz upadła w cichym szelestem. Opadłam na łóżko, ciągnąc za sobą Ash'a. Widać było, że podobało mu się to co zaraz ma nastąpić. Jeździł lekko rozwartymi wargami po moim karku, zjeżdżając do dekoltu, co wywołało u mnie pomruk zadowolenia.Zaczęliśmy powoli pozbywać się części garderoby, kiedy ktoś wpadł do pomieszczenia - Andy. W końcu to on dzielił z nami pokój. Szybko przykryliśmy się kołdrą, udając gotowych do snu.
- Kiedyś go zabiję - syknął mi do ucha basista, kiedy Biersack zniknął w łazience. Mimowolnie zachichotałam.
- Jeszcze to dokończymy. Obiecuję - wtuliłam się w jego nagą klatkę piersiową. Ashley zaczął śpiewać mi piosenki, co spowodowało, że wkrótce zasnęłam
                                                                           ***

- Cholera! - wrzasnął rano Andy, budząc przy tym połowę ludzi w hotelu. Tylko mój skarb nawet się nie poruszył. Leżał na brzuchu z zamkniętymi powiekami. Pogłaskałam go po plecach, uśmiechając się. Gdybyśmy wczoraj zamknęli drzwi, mogłoby dojść do czegoś więcej.
- Dlaczego krzyczysz? - spytałam wokalistę, wybudzając się z nagłego transu.
- Muszę zaśpiewać w duecie - niemalże pisnął.
- Coś nowego - zaciekawiłam się - Skąd taki pomysł?
- Na następnym koncercie, w klubie... - tu spojrzał na papiery, które trzymał w ręce - ...w Niemczech chcą abym to zaśpiewał. Problem w tym, że nie mam partnerki, a Juliet jest bardzo daleko stąd - westchnął z utęsknieniem patrząc w okno.
- Ale dlaczego duet? - naciskałam na temat - Co to za piosenka?
- To Another Heart Calls, zespołu The All-American Rejects z The Pierces. Ten utwór będzie dedykowany jakiejś młodej parze - podał mi tekst piosenki.
- Nie gadaj?! - popatrzyłam na pliki kartek - To fantastycznie, już nie mogę się doczekać! W dodatku... - skończyłam czytać tekst - uwielbiam tą piosenkę. Niesamowite!
- Znasz to? - zaskoczony Andy, klapnął na miejsce obok mnie.
- Pewnie, trzy lata temu leciało na festynie. Zaraz przed moim wyjazdem - posmutniałam - Może Sammi z tobą zaśpiewa?
- Nie ta tonacja - skrzywił się lider BVB - To znaczy... Jest w porządku, ale potrzebuję odrobinę innej - A ty?
- Co ja? - zmieszałam się, choć widziałam do czego zmierza.
- Śpiewałaś kiedyś w barze kareoke! - zauważył sprytnie - W dodatku znasz tekst!
- Owszem - potwierdziłam - Ale to była moja praca. Miałam zabawiać klientów i zachęcać ich do śpiewania.
- Proszę, chociaż spróbuj - Andy klęknął przede mną, składając ręce do modlitwy.
- Nie dam rady zaśpiewać przed publicznością - wydukałam.
- Wiem, że ci się uda - powiedział dobitnie - Ja to wiem, Ashley to wie, wszyscy wiedzą! - zastanowiłam się przez chwilę.
- Kto by pomyślał, że Andrew Biersack będzie mnie kiedyś prosił o wspólne zaśpiewanie w duecie - zaśmiałam się - Niewiarygodne!
- To znaczy, że się zgadzasz? - upewnił się, skacząc z radości.
- Wcale tego nie powiedziałam - ostudziłam jego zapał - Powiedziałam, że się zastanowię...

                                                                       *
Dwie godziny później stałam na scenie, w sali konferencyjnej wynajętej przez Andy'ego. Mieliśmy wspólnie ćwiczyć. Ostatecznie to Ashley namówił mnie do tego. Wiedział, że sobie poradzę i dlatego postanowiłam bardziej w siebie uwierzyć. W końcu będzie to tylko mały klub, a nie zaraz wielki stadion...
Mój chłopak usiadł w pierwszym rzędzie, unosząc kciuki do góry. Liczył na mnie.
Zaczęłam. Moje serce mocno biło mimo tego, że obserwowała mnie tylko jedna osoba. Trudno było mi opanować przyśpieszony oddech, wiedząc, iż śpiewam z tak cudownym wokalistą.
Andy pojawił się za mną, o mało nie przyprawiając o zawał serca. Odskoczyłam od niego, pozwalając, aby moja głowa skupiła się na muzyce.
Kiedy skończyliśmy, Ashley podniósł się do góry i zaczął głośno klaskać. 
- Było całkiem nieźle mała - pochwalił mnie Biersack. Nie mogłam mu nic odpowiedzieć, bo starałam się uspokoić oddech. Moja przepona nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku - Jeszcze trochę poćwiczysz i  duet wyjdzie nam super.
- Tak - odgarnęłam mokre kosmyki włosów z karku, ociekającego potem - Super...


Niedługo potem buszowałyśmy z Sammi po sklepach. Chciałyśmy kupić jakąś sukienkę na występ. Szerokim krokiem omijałyśmy butik, w którym pracował Marco. Nie pragnęłam widzieć go na oczy. Był zbyt natarczywy, jakby w ogóle nie przejmował się faktem, że mam już swojego księcia z bajki.
Cały czas miałam wrażenie, iż ktoś nas obserwuje. Pełna złych przeczuć, pociągnęłam przyjaciółkę w jedną z  tak zwanych "ślepych uliczek".
- Ciii - upomniałam ją, wtapiając się w kąt. W końcu podejrzana osoba pojawiła się na celowniku. Razem z Sammi wręcz skoczyłyśmy na jakiegoś mężczyznę.
- Ashley?! - zszokowana odsunęłam się od basisty - Co ty tu robisz?
- Chciałem mieć pewność, że nie natkniecie się na tego gościa, jak mu tam... Marco? No i muszę sprawdzić co moja księżniczka kupi na swój występ!
- Na występ mój i ANDY'EG - podkreśliłam naburmuszona.
- Przestańcie - zdecydowała Sammi, przysłuchując się naszej rozmowie - Chodźmy załatwić te zakupy. Stawiam na coś odjazdowego - klasnęła w dłonie.
Parę minut później wylądowaliśmy w jakimś sklepie. Przeglądaliśmy ubrania, a Ashley cały czas gadał jak nakręcony.
- Może to - zaczął oglądać króciutką, żółtą sukienkę z głębokim dekoltem - Jest seksowna. Nie, jednak nie, bo wtedy większość kolesi będzie się gapić na twój tyłek, a wtedy wszystkim obije mordy - uciął, odkładając kawałek materiału na swoje miejsce. Czerwono-włosa, moje guru mody, również niczego nie znalazła. W sensie na tyle dobrego, jak ona to ujęła. W kiepskim nastroju opuściliśmy sklep.
Po drodze zauważyłam coś w rodzaju szmateksu. Uznałam, że może nie kupimy czegoś na występ, ale może znajdzie się coś fajnego do chodzenia na co dzień. Wszyscy zanurzyliśmy się w górach ubrań. Niespodziewanie wygrzebałam śliczną sukienkę, która od razu mi się spodobała.

Zawołałam towarzystwo i zaraz ruszyliśmy do kasy, aby dowiedzieć się co to cudo robi w zwykłym lumpeksie.
- No cóż proszę pani, sukienka dostała się tu w sumie przypadkowo. Podobno była używana tylko raz, w czasie przymiarki. Poprzednia właścicielka zawadziła o kant komody. Ma tu rozdarcie - kasjerka wskazała na fioletowy materiał pod czarnymi falbankami - Z tym jest o wiele mniej warta.
- Słuchajcie, to da się naprawić. Jedna wizyta u krawca i będzie jak nowa - Sammi dokładnie obejrzała każdy fragment, po czym poszłam do przymierzalni - Bierzemy.
I tak sukienka ze szmateksu stała się moją sukienką na występ. Musiałam przyznać, że mam oko.
W hotelu wypchnęłam Ashley'a za drzwi i założyłam na siebie kieckę. Przyjaciółka pomogła mi zapiąć suwak.
- O.b.ł.ę.d - skwitowała Sam, poprawiając kwiatek na mojej piersi - Wyglądasz fantastycznie.
- Tak myślisz? - popadłam w samo zachwyt - Dzięki.

Doll pożyczyła mi swoje fioletowe szpilki, mimo tego, że koncert w klubie miał być dopiero za parę dni. W tym czasie, kiedy reszta wylegiwała się na plaży, ja razem z Andy'm ćwiczyłam głos. Wiedziałam, że muszę dobrze wypaść. Tylko gdzie teraz z znaleźć czas na odpoczynek, a co najważniejsze - czas dla Ash'a?
__________________________
Dziękuje za ponad 2000 wyświetleń <3
Nie wiem co mnie wzięło na te zakupy XD
Przepraszam, że rzadko dodaję, ale wena w ogóle nie chce dotrzeć do mej duszy XD

5 komentarzy:

  1. Yay! Doczekałam się kolejnego rozdziału! Nareszcie! Po raz kolejny stwierdzam, że uwielbiam tego bloga. Zawsze tak właśnie wyobrażałam sobie Ashley'a. Idealny facet, który bezgranicznie kocha swoją dziewczynę... Ale się rozmarzyłam... No whatever. Mam nadzieję, ze na następne cudo nie trzeba będzie tyle czekać, bo czuję, że już mnie tutaj roznosi. Działaj mistrzyni moich zmysłów, działaj ^^
    Buziaki, słońce :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział, masz talent dziewczyno ;) Czekam na kolejny rozdział :3
    A przy okazji zapraszam do siebie : http://we-are-the-revelation.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział *o*

    Kiecke sobie fajną wybrała ;)

    Niech ten Marco się odpierdoli ! :/

    Czekam na next'a ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział <3
    Ten Marco jest jakiś nawiedzony oO
    Nie podoba mi się ten typu xd

    Pisz szybko następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. wszystkie rozdziały przeczytałam z zapartym tchem... świetnie piszesz i czekam na kolejne ;D pozdrawiam i życzę powodzenia ;***

    OdpowiedzUsuń