Historia Ashley'a i Effie

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 11

[Ashley]
Effie ani razu nie zaszczyciła mnie wzrokiem. Nie wiedziałem co się dzieje, byłem zniepokojony. Czyżbym coś przeoczył? Dziewczyna od razu poszła do pokoju, kóry dzieliła ze mną i Andy’m.  Pnieważ opuściliśmy teren basenu musieliśmy najpierw ogrzać się przy barze. Około 20:00 ruszyłem do pokoju, sprawdzić co u szatynki. Zapukałem cicho, lecz nie dostałem odpowiedzi. Uznałem to za zgodę, wieć wkroczyłem do pomieszczenia. Effie leżała już w piżamie na łóżku, odwrócona w stronę ściany. Obok niej stała różowa, papierowa torba z jakimś logo. Podszedłem na palcach do łóża, po czym pochyliłem się nad nim.
- Eff, śpisz? – zapytałem szeptem. Cisza. Nakryłem ją troskliwe kocem, siadając na skrawku materaca. Wtedy rozległ się huk drzwi w których pojawił się roześmiany Andy.
- Ciszej, świrze! – syknąłem w jego stronę, przykładając odruchowo palec do ust – Bo ją obudzisz – dodałem, widząc, że nic nie rozumie. Wokalista zrobił „aha”, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
Westchnąłem, patrząc na to jak szuka po ciemku rzeczy w walizce. W końcu wyjmując jakąś koszulkę poczłapał do łazienki . Ja tym czasem położyłem się obok mojej dziewczyny tak, aby mieć widok na jej twarz. Usta wykrzywione w lekkim, prawie niewidocznym grymasie. Włosy opadające na buzię Wyciągnąłem rękę, aby odgranąć brązowe kosmyki. Przejechałem delikatnie palcami po jej policzkach. Była trochę rozpalona. Może to przez temperaturę w pokoju? Jest tu dosyć gorąco. Wkrótce Andy opuścił łazienkę, którą zająłem po wzięciu swoich rzeczy.
                                                                             *
Następnego dnia obudziłem się wypoczęty i gotowy podbijać hiszpańską plażę. Jednak z zaskoczeniem stwierdziłem, że nie ma koło mnie mojej dziewczyny. Andy też gdzieś się urwał. No tak, właśnie tak się mnie tutaj traktuje! Wziąłem szybki prysznic i wręcz zbiegłem na dół w podskokach.
- Hej, co tam? – spytałem siadając. Jinxx i Jake zaraz zaczęli się wydzierać, że zrobiło się ciasno, ale zignorowałem ich – Gdzie jest Eff?
- Poszła po coś do jedzenia, a … - Sammi nie skończyła po pognałem do szwedzkiego stołu. Widząc szatynkę przy tostownicy podkradłem się do niej od tyłu i objąłem rękoma w pasie, podnosząc do góry, co spowodowało, że o mało nie wywaliła tacki z talerzem.
- Co tam, piękna? – pocałowałem ją w policzek, gdy już stała na nogach – Wczoraj szybko zasnęłaś.
- Hej, tak wiem – zarumieniła się, a w tym momencie wystrzeliły tosty, które załapałem w powietrzu niczym super bohater – Dziękuje – uśmiechnęła się, kiedy odłożyłem jej śniadanie na tackę. Sam wziąłem jajecznicę z bekonem i sok pomarańczowy. Effie tym czasem robiła sobie gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Za chwilę szliśmy roześmiani w stronę stolika. Zjedliśmy w ogóle się nie śpiesząc.
- Idziemy na plaże? – obmyślaliśmy dzisiejszy plan kończąc napoje.
- Pewnie, za pół godziny na dole – zaproponował Jake.
                                                                              *
[Effie]
Razem z Sammi leżałyśmy pod jedną z palm wachlując się gazetkami. Mimo to w cieniu było ponad trzydzieści stopni.
- Idę się poopalać, dołączasz się? – spytała czerwono-włosa podnosząc się do góry i poprawiając okulary na nosie.
- To nie dla mnie, spiekę się – przyznałam się, wyprostowując ciało na leżaku i uśmiechając do przyjaciółki.
Niedaleko widziałam Ashley’a budującego zamki z pasku w towarzystwie dzieci. Sam widok sprawił, że miałam ochotę się rozpłynąć. Dalej chłopcy bawili się w wodzie, zwracając przy tym uwagę większości osób na plaży. Wstałam, aby do nich dołączyć, ale nie przewidziałam, że ktoś może mi to uniemożliwić.
- Effie! – usłyszałam swoje imię – Cóż za zbieg okoliczności! – zobaczyłam przed sobą Marco z rozłożonymi dłońmi. Uściskał mnie jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi, po czym zaczął nawijać o moim nowym bikini. Obejrzałam się nerwowo w stronę Ash’a, ale ten był na razie zajęty nakładaniem piasku do wiaderka i lataniem po wodę do „fosy” – Wiedziałem, że to będzie fantastyczny wybór, wyglądasz nieziemsko – zmierzył mnie wzrokiem jak wtedy w sklepie – Niebieski podkreśla twoją urodę, seniorita – w oddali dało się słyszeć ciche chichoty. To jakieś hiszpanki wskazywały na Marco z zachwytem w oczach – Masz ochotę iść gdzieś, gdzie jest mniej ludzi? – mruknął mi do ucha sprzedawca, całkowicie ignorując śliczne dziewczyny stojącego kilkanaście metrów za nami. Zrobiło mi się bardzo gorąco co na pewno nie było spowodowane złocistym słońcem na plaży. Odsunęłam się od hiszpana, robiąc przeczący gest.

- Marco nie mam teraz czasu i... - nie dane było mi dokończyć, bo poczułam silne dłonie oplatające mój brzuch.
- Masz z czymś problem, kolego? - spytał Ashley, przyciągając mnie w swoją stronę i posyłając morderczy wzrok do chłopaka.
- Skądże - Marco uniósł głowę do góry - Po prostu chciałem zaprosić koleżankę na mały spacer.
- Wiesz, ona jest ze mną - wycedził basista, wyraźnie przyciskając mnie do swojego ciała, przez co czułam się trochę dziwnie - Więc możesz się oddalić ty...
- Marco. Do zobaczenia laleczko - tu zwrócił się do mnie Hiszpan, odwracając się w drugą stronę.

- Kim był ten facet? - ironizował Ash, chodząc niespokojnie w kółko - Skąd zna twoje imię?!
- Poznaliśmy się wczoraj w butiku, pomagał mi wybierać - westchnęłam siadając na piasku.
- Może w czymś jeszcze ci pomagał, hę?! - opadł wściekły na leżak, rzucając jakieś przekleństwa pod nosem. Zabolało. Ashley chyba zobaczył, że przegiął, bo zaraz rzucił się na miejsce obok mnie i zaczął bujać w ramionach - Przepraszam cię Eff, ale jestem zazdrosny. Znasz mnie - z zatroskaniem ścisnął moją dłoń - Wybaczysz?
- Oczywiście, tylko wyluzuj trochę - rzuciłam, zmęczona tą całą sytuacją - Zazdrośnik - rzuciłam zadziornie, wydostając się z jego uścisku. Pobiegłam w stronę wody. Już po chwili wskoczyłam na plecy Christiana, który pod wpływem mojego ciężaru stracił równowagę i runął ze mną na dno. Wynurzyliśmy się na powierzchnie głośno nabierając powietrza.
- Dziewczyno, chcesz mnie zabić?! - CC odpłynął ode mnie na dwa metry, a chłopaki prawie topili się ze śmiechu. Nagle poczułam jak coś łapie mnie za nogę i ciągnie do dołu. Krzyknęłam przerażona, ponownie wskakując na perkusistę i siadając mu na ramionach.
- Nie wiedziałem, że obmacujesz CC'ego za moimi plecami - Ashley założył ręce z udawaną złością.
- Może dlatego, że jestem bardziej pociągający - stwierdził "mój obrońca", nie sprzeciwiając się temu, że nadal go trzymam. Basista zaśmiał się chaotycznie.
- Zagrajmy - na arenę wojenną wkroczył Andy, podrzucając kolorową, plażową piłkę - Przestańcie drzeć koty, bo nie wyjdzie wam to na dobre.
                                                                               *
Wieczorem wszyscy siedzieliśmy w kółku na podłodze, grając w butelkę. Wypiliśmy trochę wina, ale i tak myśleliśmy trzeźwo.
- Szafa czy przy wszystkich? - wymamrotał Jake, dopijając ostatni łyk Coca'Coli, aby użyć butli do gry.
- Szafa - odpowiedzieliśmy zgodnie.
Zaczął Jinxx, po czym wypadło na Sammi. Z tym nie było dużego problemu, z szafy dało się słyszeć ciche mlaskanie. Skrzywiliśmy się, a nasza parka skończyła swoją czynność.
- Grajmy w to częściej - stwierdził Jeremy, lecz jak dowiedział się, że teraz kolej jego żony mina mu zrzedła - Cofam to co powiedziałem... - jęknął, kiedy Sammi oraz Andy ruszyli wykonać "misję".
Oczywiście było jeszcze więcej śmiechu, gdy wokalista wylosował Jake'a. Praktycznie nasze życie wydłużało się o kolejne minuty z powodu tej sytuacji. Jednakże potem korek butelki wskazał na mnie i byłam zmuszona do pocałunku z gitarzystą, który kręcił jako ostatni. Już wstawałam, ale coś pociągnęło mnie w dół, zupełnie jak dzisiaj w wodzie.
- Nie zgadzam się - Ashley przygniótł mnie swoim cielskiem do podłogi - Ona jest tylko moja - wymruczał mi do ucha niczym kot.
- Stary, no przestań. Wtedy nie ma gry - wywrócił oczami CC, wkładając chips'a do buzi. Musiałam przyznać, że urządziliśmy sobie tutaj niezły barek.
Po chwili niepewności, basista mnie puścił.
- Można? - spytał Jake, ujmując moją dłoń.
- Oczywiście - zachichotałam i po chwili zniknęliśmy w drzwiach hotelowej szafy.
Oparliśmy się o przeciwne ściany i czekaliśmy.
- Co teraz? - zaczęłam nieśmiało temat, czując się głupio - Mamy 5 minut.
- Raz się żyję, no nie? - Pitts odnalazł w mroku moje usta i złożył ciepły, przyjacielski pocałunek. Znowu. Po skończonej czynności, oboje wybuchliśmy śmiechem, wypadając z wnętrza szafy.
- Co wam tak zabawnie? - Jinxx uniósł brwi do góry. Wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Kto może się tu dobijać o takiej godzinie? W końcu było już późno. Niepewnie otworzyłam i moim oczom ukazał się gigantyczny bukiet kwiatów.
- Panna Sky? - zapytał jakiś mężczyzna, kryjący się za olbrzymią ilością kwiecia.
- Tak - potwierdziłam swoje nazwisko.
- To dla panienki - facet podał mi wiązankę, składającą się z różnorodnych kwiatów, których nazw nie potrafiłam wymienić i na pewno nie rosły one w moim ojczystym kraju. Niespodziewany gość już miał się pożegnać, ale nie pozwoliłam mu na to. Reszta tymczasem pilnie obserwowała zdarzenie z pomieszczenia.
- Mogłabym wiedzieć od kogo taki prezent? - uśmiechnęłam się uprzejmie.
- Od tajemniczego wielbiciela. Może w środku jest jakaś karteczka, kto wie? - mrugnął mężczyzna - Do widzenia.
- Żegnam - mruknęłam cicho, zamykając drzwi. Odwróciłam się w stronę przyjaciół.
- Kto ci to przysłał? - Sammi skoczyła na nogi, zaczynając oglądać mój nowy nabytek.
- Właśnie, kto to może być? - CC zmarszczył czoło.
- Effie - zaczął Ashley powoli, wlepiając wzrok w moje oczy. Chyba wiedzieliśmy kto jest nadawcą.
- Przepraszam was na moment - wybiegłam z pokoju nie czekając na żadną reakcję.
Zatrzasnęłam drzwi pokoju i nie wiele myśląc, upuściłam kwiaty ze zdenerwowania. Nawet nie zauważyłam, gdy moje ramiona zaczęły się trząść.
- Eff, wszystko ok? - zapytał Ash, który znikąd pojawił się koło mnie. Zatrzymał wzrok na ślicznym bukiecie, po chwili podnosząc go i wciskając mi do rąk - Zaraz to wyrzucimy...
- Ten gość mnie wykańcza - powiedziałam - Znalazł ten hotel, mnie. To bardzo dziwne, nie sądzisz? - mój chłopak po prostu mnie przytulił.
- Jak go spotkamy, to sobie z nim porozmawiam, dobrze? - szepnął w moje włosy, wdychając ich zapach - A teraz, skoro nie ma reszty, możemy chwilę pobyć sami - czułam jak się uśmiecha.
We wnętrzu panował półmrok. Tylko przez okno wpadało jasne światło księżyca, tworząc romantyczny nastrój. Było bardzo cicho, słyszałam tylko oddech Ashley'a i jego ciche szepty. Przejechał nosem po moim policzku, jak to miał w zwyczaju. Badał ustami każdy centymetr mojej twarzy. Nasze biodra delikatnie stykały się pod wpływem ruchu. Kiedy nasze usta złączyły się w pocałunku, zrobiłam parę kroków do tyłu. Wiązanka kwiatów, którą dotychczas trzymałam w dłoniach, teraz upadła w cichym szelestem. Opadłam na łóżko, ciągnąc za sobą Ash'a. Widać było, że podobało mu się to co zaraz ma nastąpić. Jeździł lekko rozwartymi wargami po moim karku, zjeżdżając do dekoltu, co wywołało u mnie pomruk zadowolenia.Zaczęliśmy powoli pozbywać się części garderoby, kiedy ktoś wpadł do pomieszczenia - Andy. W końcu to on dzielił z nami pokój. Szybko przykryliśmy się kołdrą, udając gotowych do snu.
- Kiedyś go zabiję - syknął mi do ucha basista, kiedy Biersack zniknął w łazience. Mimowolnie zachichotałam.
- Jeszcze to dokończymy. Obiecuję - wtuliłam się w jego nagą klatkę piersiową. Ashley zaczął śpiewać mi piosenki, co spowodowało, że wkrótce zasnęłam
                                                                           ***

- Cholera! - wrzasnął rano Andy, budząc przy tym połowę ludzi w hotelu. Tylko mój skarb nawet się nie poruszył. Leżał na brzuchu z zamkniętymi powiekami. Pogłaskałam go po plecach, uśmiechając się. Gdybyśmy wczoraj zamknęli drzwi, mogłoby dojść do czegoś więcej.
- Dlaczego krzyczysz? - spytałam wokalistę, wybudzając się z nagłego transu.
- Muszę zaśpiewać w duecie - niemalże pisnął.
- Coś nowego - zaciekawiłam się - Skąd taki pomysł?
- Na następnym koncercie, w klubie... - tu spojrzał na papiery, które trzymał w ręce - ...w Niemczech chcą abym to zaśpiewał. Problem w tym, że nie mam partnerki, a Juliet jest bardzo daleko stąd - westchnął z utęsknieniem patrząc w okno.
- Ale dlaczego duet? - naciskałam na temat - Co to za piosenka?
- To Another Heart Calls, zespołu The All-American Rejects z The Pierces. Ten utwór będzie dedykowany jakiejś młodej parze - podał mi tekst piosenki.
- Nie gadaj?! - popatrzyłam na pliki kartek - To fantastycznie, już nie mogę się doczekać! W dodatku... - skończyłam czytać tekst - uwielbiam tą piosenkę. Niesamowite!
- Znasz to? - zaskoczony Andy, klapnął na miejsce obok mnie.
- Pewnie, trzy lata temu leciało na festynie. Zaraz przed moim wyjazdem - posmutniałam - Może Sammi z tobą zaśpiewa?
- Nie ta tonacja - skrzywił się lider BVB - To znaczy... Jest w porządku, ale potrzebuję odrobinę innej - A ty?
- Co ja? - zmieszałam się, choć widziałam do czego zmierza.
- Śpiewałaś kiedyś w barze kareoke! - zauważył sprytnie - W dodatku znasz tekst!
- Owszem - potwierdziłam - Ale to była moja praca. Miałam zabawiać klientów i zachęcać ich do śpiewania.
- Proszę, chociaż spróbuj - Andy klęknął przede mną, składając ręce do modlitwy.
- Nie dam rady zaśpiewać przed publicznością - wydukałam.
- Wiem, że ci się uda - powiedział dobitnie - Ja to wiem, Ashley to wie, wszyscy wiedzą! - zastanowiłam się przez chwilę.
- Kto by pomyślał, że Andrew Biersack będzie mnie kiedyś prosił o wspólne zaśpiewanie w duecie - zaśmiałam się - Niewiarygodne!
- To znaczy, że się zgadzasz? - upewnił się, skacząc z radości.
- Wcale tego nie powiedziałam - ostudziłam jego zapał - Powiedziałam, że się zastanowię...

                                                                       *
Dwie godziny później stałam na scenie, w sali konferencyjnej wynajętej przez Andy'ego. Mieliśmy wspólnie ćwiczyć. Ostatecznie to Ashley namówił mnie do tego. Wiedział, że sobie poradzę i dlatego postanowiłam bardziej w siebie uwierzyć. W końcu będzie to tylko mały klub, a nie zaraz wielki stadion...
Mój chłopak usiadł w pierwszym rzędzie, unosząc kciuki do góry. Liczył na mnie.
Zaczęłam. Moje serce mocno biło mimo tego, że obserwowała mnie tylko jedna osoba. Trudno było mi opanować przyśpieszony oddech, wiedząc, iż śpiewam z tak cudownym wokalistą.
Andy pojawił się za mną, o mało nie przyprawiając o zawał serca. Odskoczyłam od niego, pozwalając, aby moja głowa skupiła się na muzyce.
Kiedy skończyliśmy, Ashley podniósł się do góry i zaczął głośno klaskać. 
- Było całkiem nieźle mała - pochwalił mnie Biersack. Nie mogłam mu nic odpowiedzieć, bo starałam się uspokoić oddech. Moja przepona nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku - Jeszcze trochę poćwiczysz i  duet wyjdzie nam super.
- Tak - odgarnęłam mokre kosmyki włosów z karku, ociekającego potem - Super...


Niedługo potem buszowałyśmy z Sammi po sklepach. Chciałyśmy kupić jakąś sukienkę na występ. Szerokim krokiem omijałyśmy butik, w którym pracował Marco. Nie pragnęłam widzieć go na oczy. Był zbyt natarczywy, jakby w ogóle nie przejmował się faktem, że mam już swojego księcia z bajki.
Cały czas miałam wrażenie, iż ktoś nas obserwuje. Pełna złych przeczuć, pociągnęłam przyjaciółkę w jedną z  tak zwanych "ślepych uliczek".
- Ciii - upomniałam ją, wtapiając się w kąt. W końcu podejrzana osoba pojawiła się na celowniku. Razem z Sammi wręcz skoczyłyśmy na jakiegoś mężczyznę.
- Ashley?! - zszokowana odsunęłam się od basisty - Co ty tu robisz?
- Chciałem mieć pewność, że nie natkniecie się na tego gościa, jak mu tam... Marco? No i muszę sprawdzić co moja księżniczka kupi na swój występ!
- Na występ mój i ANDY'EG - podkreśliłam naburmuszona.
- Przestańcie - zdecydowała Sammi, przysłuchując się naszej rozmowie - Chodźmy załatwić te zakupy. Stawiam na coś odjazdowego - klasnęła w dłonie.
Parę minut później wylądowaliśmy w jakimś sklepie. Przeglądaliśmy ubrania, a Ashley cały czas gadał jak nakręcony.
- Może to - zaczął oglądać króciutką, żółtą sukienkę z głębokim dekoltem - Jest seksowna. Nie, jednak nie, bo wtedy większość kolesi będzie się gapić na twój tyłek, a wtedy wszystkim obije mordy - uciął, odkładając kawałek materiału na swoje miejsce. Czerwono-włosa, moje guru mody, również niczego nie znalazła. W sensie na tyle dobrego, jak ona to ujęła. W kiepskim nastroju opuściliśmy sklep.
Po drodze zauważyłam coś w rodzaju szmateksu. Uznałam, że może nie kupimy czegoś na występ, ale może znajdzie się coś fajnego do chodzenia na co dzień. Wszyscy zanurzyliśmy się w górach ubrań. Niespodziewanie wygrzebałam śliczną sukienkę, która od razu mi się spodobała.

Zawołałam towarzystwo i zaraz ruszyliśmy do kasy, aby dowiedzieć się co to cudo robi w zwykłym lumpeksie.
- No cóż proszę pani, sukienka dostała się tu w sumie przypadkowo. Podobno była używana tylko raz, w czasie przymiarki. Poprzednia właścicielka zawadziła o kant komody. Ma tu rozdarcie - kasjerka wskazała na fioletowy materiał pod czarnymi falbankami - Z tym jest o wiele mniej warta.
- Słuchajcie, to da się naprawić. Jedna wizyta u krawca i będzie jak nowa - Sammi dokładnie obejrzała każdy fragment, po czym poszłam do przymierzalni - Bierzemy.
I tak sukienka ze szmateksu stała się moją sukienką na występ. Musiałam przyznać, że mam oko.
W hotelu wypchnęłam Ashley'a za drzwi i założyłam na siebie kieckę. Przyjaciółka pomogła mi zapiąć suwak.
- O.b.ł.ę.d - skwitowała Sam, poprawiając kwiatek na mojej piersi - Wyglądasz fantastycznie.
- Tak myślisz? - popadłam w samo zachwyt - Dzięki.

Doll pożyczyła mi swoje fioletowe szpilki, mimo tego, że koncert w klubie miał być dopiero za parę dni. W tym czasie, kiedy reszta wylegiwała się na plaży, ja razem z Andy'm ćwiczyłam głos. Wiedziałam, że muszę dobrze wypaść. Tylko gdzie teraz z znaleźć czas na odpoczynek, a co najważniejsze - czas dla Ash'a?
__________________________
Dziękuje za ponad 2000 wyświetleń <3
Nie wiem co mnie wzięło na te zakupy XD
Przepraszam, że rzadko dodaję, ale wena w ogóle nie chce dotrzeć do mej duszy XD

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 10

- Matty? – odsunęłam się od Ashley’a, który przyglądał mi się podejrzliwie – Widziałam mojego brata – oznajmiłam po krótkiej chwili, nadal wpatrując się w to samo miejsce.
- Dobrze się czujesz? – zaniepokojony basista położył mi dłoń na czole i zmusił, abym na niego spojrzała. Nie odpowiedziałam co wywołało u niego westchnięcie – Jedźmy do domu – po czym pociągnął mnie za rękę. Przed wejściem stała taksówka. Wsiadając do auta, ostatni raz odwróciłam się w stronę parku, który teraz wyglądał tak tajemniczo. Dopiero po chwili dotarło do mnie co się stało, przed moim dziwnym zwidem.
- Ashley – zaczęłam powoli, analizując sytuację – Czy ty mnie pocałowałeś?
Zmieszał się lekko, ale kąciki jego ust uniosły się do góry.
- Wiem, że ci się podobało. W końcu jestem w tym najlepszy – wzruszył ramionami i wzniósł oczy ku górze, robiąc cwaniacki uśmiech. Chciałam uderzyć go w ramię, ale on zrobił błyskawiczny unik, ciągnąc mnie do siebie i wpijając się w moje usta. Oderwałam się po paru minutach, karając za tą uległość.

- Co jest między nami? – miałam milion pytań i zero odpowiedzi. Staliśmy pod hotelem, przy murze.
- Przecież wiesz – odpowiedział, oplatając ramionami moją talię. Klęknął na ziemi, nadal mnie trzymając – Spróbujemy jeszcze raz? – spytał nie odrywając ode mnie błagalnego wzroku. Przełknęłam ślinę. Bardzo tego chciałam, ale bałam się przyszłości.
- Przecież wiesz – powtórzyłam słowa Ash’a – Czasami trzeba ryzykować.
I takim to sposobem, znalazłam się w jego ramionach. Długo staliśmy w takiej pozycji, nawet nie zauważyłam, gdy zaczęłam przysypiać, mimo, że było tak przyjemnie.
Dźwięk windy delikatnie wybudził mnie ze snu, ale kiedy usłyszałam szept basisty ponownie zamknęłam oczy. Do mojej głowy dochodziły  tylko  czyjeś głosy i jak ktoś zdejmuje ze mnie obuwie, przykrywając kołdrą.
                                                                                              *
Powoli rozchyliłam powieki,  widząc nad sobą uśmiechniętego Jake’a. Odwróciłam się w inną stronę, pociągając za sobą kołdrę i ponownie zamykając oczy.
- Fajnie, że śpisz w samej bieliźnie – wymruczał do mojego ucha, ciągnąc za materiał, którym byłam przykryta. Został zrzucony z łóżka i uderzył głową o szafkę – Zaraz jedziemy – jęknął, masując obolałe miejsce. Uniosłam dumnie głowę, po czym biorąc czyste ubrania, wybrałam się do łazienki.
Piętnaście minut później wyszłam z pomieszczenia. Zobaczyłam Ash’a okładającego gitarzystę poduszką. Kiedy mnie zauważyli natychmiast zaprzestali walkę.
- Nareszcie – westchnął Jake – Idziemy na śniadanie, a potem w drogę – uniósł się do góry i opuścił pokój. Basista również wstał z podłogi, ale wyciągnął do mnie rękę, którą po chwili złapałam. Oboje zjechaliśmy windą na dół. Parę minut później byliśmy przy naszym stałym stoliku.
- Czy my o czymś nie wiemy? – spytał Jinxx unosząc charakterystycznie brew i biorąc łyka kawy. Reszta powtórzyła tą czynność. Miałam ochotę się roześmiać.
- My – zaczęłam oplatając ramię basisty dłońmi.
- …jesteśmy razem – Ashley pocałował mnie w czubek głowy.
- Nie mówcie!? – Sammi ocierała chusteczką twarz Jeremy’ego, który opluł się gorącym napojem  - Świetnie!
- Zaczyna się – westchnął Andy maczając herbatnika w herbacie i kładąc głowę na stole. Przysiedliśmy się do piątki z szerokimi uśmiechami na twarzach.
- To lepsze, niż kiedy się kłócą – mruknął Christian.
- Nie marudźcie – poklepałam przyjaciół po plecach – Lepiej jedzcie szybciej, bo bagaże czekają. Czas podbić… No właśnie, co?
- Jedziemy do Włoszech – Jake posmarował kromkę chleba dżemem i podał mi do ręki.
- Zawsze chciałam tam pojechać – rozmarzyłam się. Oczami wyobraźni już widziałam talerze z pizzą i spaghetti – Ale co z moją pracą? – zaniepokoiłam się.
- Skarbie, jesteś moją dziewczyną – wtrącił Ashley uśmiechając się w moją stronę – Nie musisz się o nic martwić.
                                                                                              *
- Słuchajcie, nie możemy sobie zrobić małej przerwy? – perkusista zrobił smutną minę. Pół godziny temu opuściliśmy piękny Paryż, cudownej Francji – Na przykład Hiszpania. Błagam, zagramy ten koncert, a potem zróbmy parę dni relaksu – wzniósł ręce ku niebu.
Wszyscy siedzieliśmy w głównym miejscu spotkań i omówień – czyli kanapa w salonie. Oczywiście ledwie się mieściliśmy, więc razem z basistą ułożyłam się na dywanie, przed telewizorem.
- Co wy na to, dziewczyny? – Jake znudzony przerzucał kanały w telewizorze – W sumie należy nam się chwila odpoczynku – oznajmił po krótkim namyśle i zatrzymał kanał. Trafiliśmy na Disney Channel.
- Dla mnie świetnie – Sammi wzruszyła ramionami wlepiając wzrok w ekran plazmy – Ale wiecie, że po tym będziecie musieli ruszyć tyłki.
- Bo na pewno nie dokonacie tego oglądając Violette – dodałam bawiąc się włosami Ash’a. Wylądowałam na brzuchu, podpierając się na łokciach, aby mieć na niego lepszy widok. W tym momencie wyglądał tak niewinnie.
- W sumie to jest dziwne. Na kogo stawiacie, Thomas czy Leon? 
W tym momencie usłyszałam dźwięk dzwonka.
- Proszę – wydarł się CC w kierunku drzwi. Po chwili pacnął się w czoło, a my wybuchliśmy gromkim śmiechem.
- Odbiorę – wstałam z podłogi, zanim Ashley zdążył się zatrzymać. Na jego twarzy widziałam przelotny strach. A może tylko mi się zdawało. Basista nie chciał odpuścić, trzymając mnie za nogi – Ktoś dzwoni. Daj mi odebrać – rzuciłam. Wtedy Andy złapał za komórkę i ulotnił się na piętro. Ash był za to przygaszony. Usiadłam po turecku i westchnęłam.

*3 dni później*

- Nareszcie! – CC poprawił okulary przeciwsłoneczne na nosie i wystawił twarz do słońca – Już nie mogłem się doczekać.
- Chyba to był dobry pomysł – stwierdziłam – Sammi, idziemy do sklepu? Muszę sobie załatwić jakiś kostium kąpielowy – zajrzałam do portmonetki, ale Ashley podstawił mi banknoty pod nos.
- Dziękuję – mruknęłam odbierając pieniądze. Kiedy rozłożyliśmy nasze rzeczy w pokojach hotelowych, zrobiliśmy zbiórkę przy windzie.
- OK, dziewczyny idą pobuszować, a my pochlapiemy się w basenie – podsumował Jake – Błagam, tyko się nie zgubcie!
- Nie mamy dziewięciu lat – oburzyła się Sammi, poprawiając torbę na ramieniu i dając Jinxx’owi buziaka w policzek – Niedługo wrócimy.
- Jasne – mruknął Andy, za co zaraz oberwał. Odwróciłam się w stronę Ashley’a, po czym przytuliłam mojego chłopaka na pożegnanie.
- Uważaj na siebie – szepnął mi do ucha – Obiecaj!
- Obiecuję – uśmiechnęłam się do niego, po czym razem z przyjaciółką ruszyłam do głównego wyjścia.

Po 15 minutach weszłyśmy do butiku, który wyglądał w miarę dobrze. Przesuwałam wieszaki, szukając kostiumu, który najbardziej przypadłby my do gustu. Nie byłam przekonana do bikini. Czułam się w nim nie pewnie. Może jednak warto spróbować? Sammi zaczęła mi podsuwać dwuczęściowe stroje, ale nie mogłam się na żaden zdecydować. W końcu czerwono-włosa poszła na drugi koniec sklepu, aby tam poszukać.
- Można w czymś pomóc? – usłyszałam czyjś aksamitny głos. Zaskoczona, odwróciłam się na pięcie, aby zobaczyć do kogo należy wypowiedziane po hiszpańsku zdanie.
- Oh, I’m english – speszyłam się, lekko rumieniąc.
- Wiem – zaśmiał się chłopak. Dopiero teraz zdołałam mu się dokładnie przyjrzeć. Był mniej więcej wzrostu Ash’a, posiadał lekko kręcone włosy, wzięte na żel i hebanowe oczy. Jego opalona skóra podkreślała umięśnioną sylwetkę. Na piersi miał przyczepioną plakietkę z imieniem. Miał na imię Marco Perea – To jak, masz problem z wyborem seniorita? – wyszczerzył się, mrużąc oczy i podnosząc głowę do góry.
- Em, chciałam kupić kostium kąpielowy – odgarnęłam włosy za ucho, odwieszając wieszak na swoje miejsce. Szukałam Sammi wzrokiem, ale ona była zajęta grzebaniem w wielkim koszu z rzeczami na przecenie. Tymczasem chłopak mierzył mnie wzrokiem, przez co poczułam się dosyć nieswojo.
- Masz jakieś konkretne wymagania, kolor, krój… skąpość? – puścił do mnie oczko, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
- Chciałam coś, aby nie rzucać się za bardzo w oczy – bąknęłam w jego stronę. Widziałam jak co chwilę kieruje na mnie swoje oczy. Nie wiedziałam czy to dlatego, że chce znaleźć pasującą rzecz czy tak po prostu.
- Dlaczego? Taka dziewczyna jak ty powinna się pokazywać – wyłowił coś z szafy, przymierzając do mojego ciała.
- Nie sądzę – powiedziałam sama do siebie, a w tym czasie zdążyła przyjść moja towarzyszka.

- I co tam Eff, masz coś? – spytała wesoło, ale gdy zobaczyła Marco zaraz zamilkła. Chłopak właśnie proponował mi kwiecisty wzór, jednak ja zaraz pokiwałam przecząco głową – A może ten? – Sammi wyciągnęła prosty, błękitne bikini. Od razu przypadło mi do gustu. Nie było ani super wyjątkowe, ani super drogie – Przymierz – zachęciła mnie.

Marco pokiwał głową, chwaląc Sam za dobry wybór, a ja zamknęłam się w przebieralni. Wzięłam głęboki oddech, po czym nałożyłam na siebie dwuczęściówkę. Spojrzałam po sobie z krytyką.
- Pokaż się – usłyszałam czerwono-włosą. Oczami wyobraźni mogłam zobaczyć jak wywraca oczami. Z pewnością wiedziała, że trochę się wstydzę. Może wyszłabym chętniej, gdybym miała pewność, iż obok Sammi nie będzie opalonego pracownika sklepu. Po krótkiej chwili odsłoniłam zasłonę i zaprezentowałam się.
- Nieźle – mruknął Marco, perfidnie oblizując usta. Wywołało to u mnie lekki grymas twarzy – Masz oko, koleżanko – zwrócił się do mojej przyjaciółki, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Jest cudnie – klasnęła Doll, zamykając oczy i uśmiechając się – Ashley będzie zachwycony! – palnęła po chwili. Twarz chłopaka wykrzywiła się. Przynajmniej przestanie robić to co robi, gdy dowie się, że mam już swojego księcia z bajki. Mam taką nadzieję. Przebrałam się z powrotem w moje ubrania, po czym kupiłyśmy bikini. Opalony sprzedawca uśmiechał się do nas, kiedy wychodziłyśmy, ale to było widoczne, że lekko przygasł.
- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy – oparł się o blat, obserwując każdy mój ruch – Tak w ogóle zdradzicie mi swoje imiona
- Effie – odparłam krótko, chcąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Nawet wiatrak nie był w stanie pokonać wysokiej temperatury – A to Sammi.
- Marco – przedstawił się z akcentem.
- Wiem – zaczęłam go przedrzeźniać, ciągnąc za sobą Doll – Widać po plakietce – na to zaśmiał się melodyjnie, machając nam entuzjastycznie.  

- Podobasz mu się – stwierdziła, gdy byłyśmy już daleko od sklepu.
- Daj spokój – uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło – Jezu, Ashley byłby wściekły gdyby się dowiedział.
- Nie przesadzaj. On był nawet sympatyczny – zamyśliła się – A zauważyłaś jak się na ciebie patrzył?
- Nie przypominaj mi – westchnęłam ciężko – Przynajmniej mam w co się ubrać na plażę – postanowiłam zmienić temat, a Sammi zaczęła mówić jak nakręcona. W końcu dotarłyśmy do naszego miejsca postoju. Było po 18:00.
- Hej! – Jinxx zaczął do nas machać, kiedy stanęłyśmy na śliskiej posadzce przy brzegu basenu.
- Hej skarbie, jak się bawicie? – spytała jego wybranka.
- Świetnie! – krzyknął Jeremy rozchlapując przy tym wodę – A jak tam zakupy? – dziewczyna uniosła kciuki do góry, aby pokazać, że było dobrze. Domyślałam się, że nie chciała za dużo ujawniać.
- A gdzie resz… - nie dokończyłam, bo chłopcy wyłonili się zza skarpy, ciągnąc za sobą wielką, dmuchaną orkę.
- Effie! – wrzasnął Ashley podpływając do brzegu i zarzucając mokrymi włosami. Zimne krople padły na moje łydki. Pisnęłam, odsuwając się parę kroków do tyłu – Jesteś – kiwnęłam głową, chowając twarz za włosami.
- Idziemy do pokoi – oznajmiła czerwono-włosa – Dołączcie potem, może pogramy w karty?
Po czym ruszyłyśmy ku wyjściu. Nie potrafiłam odwrócić się w stronę mojego chłopaka. A najgorsze było to, że sama nie wiedziałam dlaczego…
__________________________________________
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Ten rozdział jest praktycznie o niczym. Wszystko przez brak weny :/ Nie wiem, kiedy będzie następna notka, postaram się jak najszybciej, zwłaszcza, że oceny już wystawione.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 9

"Pocałunek to milion słów, które chciałbym Ci powiedzieć w jednej sekundzie"
- AnaMari

[Andy]
- Ty jesteś ślepy, do cholery? – warknąłem na Ash’a, odciągając go od blondi, która zbulwersowana wydęła usta.
- O co ci chodzi? – zapytał z niezrozumieniem wymalowanym na ustach. Walnąłem go w tył głowy, na co jęknął – Au!
- Ty frajerze, przecież Eff chce z tobą pogadać – zniżyłem głos do szeptu – Puk, puk! Francja, Paryż, Eiffla. Czy to tak dużo do zrozumienia? – teraz Ashley uderzył się prosto w czoło – Po za tym ona nie jest wcale taka fajna – skierowałem wzrok na blondynkę, która oparła się o barierkę i nerwowo uderzała swoimi paznokciami o poręcz.
- Ale ze mnie idiota – stwierdził basista, a ja bez skruchy się z nim zgodziłem, tym razem obserwując Effie, która rozmawiała z naszym gitarzystą. Była smutna.
- Zabierz ją gdzieś dzisiaj. Jutro jedziemy. Dziewczyny kochają romantyzm  – poradziłem tylko, po czym zabrałem się za robienie zdjęć dla własnej laski.
[Effie]
Było późne popołudnie, kiedy wróciliśmy do hotelu. Położyłam się na łóżku. Odmówiłam obiadu. Nie miałam ochoty na żadne towarzystwo. Nie miałam pojęcia czy to z powodu Ashley’a, czy czegoś innego. Wtedy do pomieszczenia wkroczył Jake i usiadł na łóżku, które cicho zatrzeszczało. Położył rękę na moich plecach.
- Przyniosłem ci trochę ciasta – usłyszałam jego głos. Odwróciłam się od ściany i podziękowałam cicho – Nie chcę ci przeszkadzać, więc pójdę się przejść – oznajmił po chwili.
Zjadłam trochę posiłku, po czym do pokoju wpadli Sammi i Jinxx. Chcieli mnie rozśmieszyć. Oczywiście im się udało. Graliśmy w berka i chowanego, po całym hotelu, aż w końcu obsługa wyrzuciła mnie i Sammi ze schowka na szczotki.
- Mam was – ryknął Jeremy wyskakując zza lady recepcji. O dziwo, kobiecie za biurkiem nie przeszkadzało to, że stoi on na jej biurku w tym papierach i dokumentach.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nagle poczułam jak ktoś puka mnie w ramię.
- Ashley? – lekko zaskoczona oraz zła odwróciłam się w jego stronę. Nasza para zdążyła w tym czasie gdzieś zniknąć - Co się dzieje? Nie jesteś teraz ze swoją dziewczyną? – zakpiłam.
- Co? Nie! Słuchaj, Effie masz 20 minut, aby się ładnie ubrać – powiedział krótko, dopiero teraz zauważyłam, że nieźle się wystroił. Miał na sobie czarną koszulę na guziki i ciemne jeansy – Czekam pod hotelem – rzucił przez ramię odchodząc.
Nadal byłam trochę zła, ale zaciekawiła mnie jego tajemniczość. Tak więc pobiegłam do windy, po drodze wpadając na czerwono-włosą.
- Sammi, musisz mi pomóc – pociągnęłam ją z rękę i po chwili byłyśmy w pokoju, skąd wypchnęłam za drzwi Andy’ego i Jake’a.
- Jezu, przecież ja nie mam tu nic szykownego – jęknęłam.

- Spokojnie. Zaraz będę – odparła Doll i po pięciu minutach wróciła z błękitną sukienką do połowy ud, która ciągnęła się z tyłu do okolic kostek. 
- Piękna – oniemiała dotknęłam delikatnego materiału – Bardzo szykowna.
- Nigdy jej nie nosiłam, chcę żeby była twoja – mrugnęła do mnie, podając mi materiał.
- Ale… - zaczęłam, ale Sammi przyłożyła mi palec do ust.
- Znajdźmy ci jakieś buty – zaproponowała, lecz ja wzięłam stare, przetarte trampki. Dziewczyna wzruszyła ramionami, śmiejąc się cicho. Po zrobieniu delikatnego makijażu , byłam gotowa do wyjścia. Gdy wyszłam, przed hotelem zauważyłam taksówkę, a na niej opartego Ashley’a.
- Gotowa? – spytał – Spóźniłaś się o minutę – prychnęłam cicho.
Taksówka ruszyła, a ja próbowałam rozgryźć gdzie wiezie mnie basista. Zaczęły mi się pocić ręce więc musiałam co chwila wycierać je o chusteczkę higieniczną. Mijaliśmy wiele miejsc, a ja pytałam tego uparciucha gdzie jedziemy. Niestety nie dał się.
W końcu taksówkarz zatrzymał się na ulicy Boulevard de Courcelles. Spojrzałam pytającym wzrokiem na mojego towarzysza, ale on tylko się uśmiechnął. Dopiero po chwili dotarło do mnie gdzie jesteśmy.
- Parc Monceau – szepnęłam.
Ten park był niesamowicie piękny, szczególnie wieczorami, kiedy nikogo tu nie było. Zielone drzewa, małe wysepki nad jeziorkami, mosty i kwiaty
- Można prosić? – Ashley wyciągnął do mnie rękę. Chwilę się zawahałam, ale chwyciłam jego dłoń. Po paru minutach doszliśmy do białego mostka. Weszliśmy powoli i dopiero teraz zauważyłam mały stolik stojący po środku na drewnianych belkach. Na nim stały dwa talerze oraz kieliszki. Usiedliśmy na krzesłach, po czym basista wyjął z pod swojego tacę z nakryciem. Poprawiłam serwetkę.
- Spaghetti? – uśmiechnęłam się, podczas gdy Ash nalewał wina do kieliszków.
- Mam nadzieje, że będzie ci smakować – odstawił butelkę na ziemię.
W parku było bardzo cicho, nie było praktycznie nikogo. Tylko ja i on. Kiedy skończyliśmy posiłek wstaliśmy i oparliśmy się o barierkę. Ciemne niebo ozdabiały lśniące gwiazdy, a księżyc wyglądał jakby został zaatakowany przez miasteczkowego potwora. Woda pod nami szumiała cicho, a wiatr bawił się moim włosami, które co chwila musiałam odgarniać za ucho.
- Ślicznie wyglądasz – stwierdził mierząc mnie wzrokiem, ale po chwili zatrzymał się na trampkach. Zaczynałam żałować swojej decyzji – Oszałamiająco.
- Zły wybór, prawda? – spojrzałam krytycznym wzrokiem na buty, próbując ukryć je pod sukienką.
- To cała ty.
- Zły wybór? – zaczynałam czuć się skrepowana w jego towarzystwie.
- Nie – zachichotał –Chodzi mi o to, że zawsze jesteś sobą.
- Dziękuje – skierowałam głowę w górę, lecz poczułam coś chłodnego na szyi. Spojrzałam w dół i zobaczyłam srebrny łańcuszek z ptakiem gotowym do lotu. Obok niego wisiało skrzydło anioła.
- Żebyś zawsze czuła się wolna – oznajmił , gładząc moją szyję. Niemal czułam na skórze jego oddech.
- A co z Susan? – dotknęłam łańcuszka opuszkami.
-Ona mnie nie obchodzi – nadal za mną stał, stykaliśmy się lekko – Dobrze o tym wiesz.
- Dlaczego to robisz?– usłyszałam swój głos, niosący się po wodzie – Dlaczego?
- Bo mi na tobie zależy – przyznał Ashley – Tęsknie.
- Nie wierzę – odwróciłam wzrok, splatając palce na przemian.
-Mam ci udowodnić? – zapytał przybliżając się do mnie jeszcze bliżej. Sunął rękami po moich biodrach, talii i nogach. Włożył dłonie w moje włosy, delikatnie ujmując twarz, jakby trzymał motyla. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Nasze czoła zetknęły się. Przejechał nosem po moim policzku. Staliśmy chwilę w tej pozycji, po czym basista zaczął powoli się do mnie przybliżać.
- Ash – zamknęłam oczy, wyszarpując się lekko.
- Zaufaj mi – pocałował mnie w szyję, idąc w górę. Mój oddech momentalnie się przyśpieszył. Muskał moją skórę. Uniosłam go góry podbródek, aby mógł zatopić twarz w moich włosach, leżących na ramieniu. Zaraz potem dotykał ustami każdego centymetra mojej twarzy, ja w tym czasie drasnęłam paznokciami jego przedramię, trzęsąc się pod wpływem emocji.
Nasze usta dzieliły milimetry. Czułam zapach jego perfum, który wprowadził mnie w stan błogości. Pragnęłam, aby jakakolwiek odległości przestały dzielić nasze sylwetki. On musiał pomyśleć o tym samym, bo szepnął coś niezrozumiałego, musnął kącik moich warg, aby potem nasze usta mogły złączyć się w namiętnym pocałunku. Zalała mnie fala wspomnień i ciepła. Przyciągnął mnie do siebie, a ja zatopiłam palce w jego czarnych włosach. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie, lecz nagle coś usłyszałam. Oderwałam się od basisty i spojrzałam w stronę ciemnych drzew.
- Eff, wszystko gra? – Ashley ostrożnie poluźnił uścisk w moim pasie, ale nie pozwoliłam mu na to. Szelest liści ponownie zabrzmiał w moich uszach.
- Matty?
_____________________________
Cholernie romantycznie...
Przepraszam za wszystkie błędy, które mogły być w tekście.

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 8

Ashley i Effie wkroczyli do restauracji, ociekając wodą, co spowodowało, że padły na nich wszystkie spojrzenia.
-  Co wam… - zaczął CC z szeroko otwartymi oczami.
- się… - Jinxx upuścił widelec.
- …stało? – Andy wstał już dzisiaj ponownie ze swojego miejsca i zdjął z siebie skórzaną kurtkę, zarzucając dziewczynie na mokre ramiona.
- A ja? – zrezygnowany basista trząsł się lekko, lecz Biersack ignorował jego słowa, pełne wyrzutu.
- Zażyliśmy małej kąpieli w basenie – mruknęła szatynka, kichając lekko.
- Odprowadzę cię do pokoju – zaproponował Jake podnosząc się z krzesła.
- Nie trzeba – Ashley zagrodził mu drogę – Ja też muszę iść na górę – gitarzysta wzruszył ramionami, uważnie obserwując dwójkę oddalającą się w stronę wyjścia
                                                                                              *
- Co to było? – spytał basista w windzie, opierając się o jedną z jej ścian i wspominając pocałunek w basenie. Dziewczyna udawała, że nie rozumie o co chodzi, więc oboje zostawili ten temat w spokoju. W końcu dotarli na swoje piętro i stanęli przed pokojem Effie.
- No, to dobranoc – rzuciła dziewczyna, otwierając drzwi do pomieszczenia.
- Eff, czekaj! – Ashley westchnął, a szatynka zacisnęła pięść na klamce  - Masz ochotę jutro…
Wtedy do korytarza wkroczyła reszta, robiąc przy tym niezły hałas. Dwójka zamilkła, patrząc w inne strony. Andy zaczął mówić o jutrzejszym zwiedzaniu Paryża. Po ustaleniu wszystkiego wkroczyli do swoich pokoi. Szatynka od razu zajęła łazienkę, zmywając z siebie cały basenowy chlor. Zamknęła oczy, pozwalając aby strumienie wody spływały po jej twarzy.
Przeczesała rękoma mokre włosy, wychodząc spod kabiny prysznicowej i owijając się miękkim, hotelowym ręcznikiem. Najchętniej zostałaby tam dłużej, ale zaspany Jake walił dłońmi o drzwi, aby opuściła łazienkę. W końcu, po wszystkich czynnościach położyła się na swoim łóżku. Poczuła lekkie wzdrygnięcie, kiedy zimne, przesiąknięte wodą kosmyki włosów dotknęły jej szyi i pleców. Szybko odgarnęła je z karku i pozwoliła, aby dalej moczyły poduszkę. Zamknęła powieki, rozmyślając o wszystkich wydarzeniach, które spotkały ją w ciągu tego całego czasu. Dręczyły ją tylko myśli o Ash’u i rodzicach. Zostanie pełnoletnia dopiero za rok. Niestety takie były prawa w tych krajach. Nawet nie zauważyła, gdy dopadł ją sen
                                                                                              *
Effie obudziła się z mokrymi plecami i ciurkami potu płynącymi po twarzy.
- Matty – szepnęła sama do siebie z oczami wpatrzonymi w ciemność.
Matt Sky był jej starszym bratem. Zaginął kilkanaście lat temu. Policja i detektywi szukali go wszędzie, jednak bez skutków. Dziewczyna bardzo za nim tęskniła. Po tym zdarzeniu w domu zaczęły się problemy. Teraz zrozumiała, że to on nawiedzał ją w snach, kiedy próbowała przestać o nim myśleć. Rozejrzała się niespokojnie po pokoju, analizując to co przed chwilą widziała. To co działo się w jej głowie stało się nie do wytrzymania. Wystarczyło, że miała Ashley’a na głowie. Odgarniając kołdrę, wstała z materaca. Łóżko jęknęło, robiąc przy tym ciche echo. Zrobiła parę kroków, a zakręciło jej się w głowie. Przytrzymała się o pierwszą wolną rzecz i skarciła w myślach. Po paru minutach i głębokich oddechach dotarła do łoża Andy’ego. Nachyliła się nad wokalistą i dotknęła jego ramienia.
- Juliet – jęknął niewyraźnie – Jeszcze pięć minut koteczku!
Effie cieszyła się w myślach, że nie może zobaczyć swojego wyrazu twarzy.
- Andy – szarpnęła go delikatnie. Biersack otworzył powoli oczy, badając sprawę.
- Eff – zdumiony uniósł się lekko na łokciach. W tym momencie usłyszeli chrapanie Jake’a, więc zwrócili głowy w jego kierunku  – Wszystko w porządku?
- Nie potrafię zasnąć. Mogę z tobą spać? – wokalista zrobił dziwną minę, po czym dostał w głowę – Nie w takim sensie idioto! –syknęła szatynka, uśmiechając się delikatnie.
- Wskakuj – odchylił kołdrę. Dziewczyna wskoczyła cicho, przytulając się do torsu Andy’ego. Leżeli chwilę w milczeniu, przytuleni do siebie – Juliet by mi tego nie wybaczyła – skomentował szeptem wokalista, na co Effie musiała wstrzymać wybuch śmiechu.
- Byłaby potulna jak baranek, jakbym powiedziała jej, że mówisz o niej przez sen – stwierdziła chichocząc cicho dwudziestolatka, na co tamten zrobił pytającą minę.
Wkrótce oboje zasnęli, ściskając się na małym, pojedynczym łóżku, tak jak drugiego dnia szatynki w Los Angeles.
                                                                                              *
[Effie]
Rano obudziły mnie odgłosy, dochodzące z bliska. Uchyliłam powieki i zobaczyłam gitarzystę, pochylającego się nade mną z zabawną miną. Andy poruszył się obok mnie, najwidoczniej się budząc.
- Czy coś mnie ominęło? – zapytał bez zastanowienia Jake, lustrując Andy’ego wzrokiem. Dopiero teraz zauważyłam, że lider zespołu spał bez koszulki – Nic nie słyszałem w nocy, ale teraz zrobiłem parę fotek – wyciągnął zza pleców telefon, podsuwając nam go pod nos.
- Nic nie zaszło – wstał gitarzysta, próbując wyrwać przyjacielowi komórkę – Eff przyszła do mnie w środku nocy, bo nie mogła spać.
- Jasne – skwitował Pitts wywracając oczami, a zrezygnowany Andy rzucił się z powrotem na łóżko, tym samym padając jak długi prosto na mnie.
Wtedy do pokoju wkroczył Ashley i widząc nas w takiej pozycji, jego oczy wyszły na wierzch, a szczęka opadła na podłogę. Kątem oka widziałam Jake’a wybuchającego śmiechem. W tym momencie miałam go ochotę udusić, a tym czasem leżałam pod wokalistą BVB.
- Nie łaska zapukać?  
Kiedy już się podnosiliśmy w drzwiach usłyszeliśmy głos.
- Wiecie, że dzisiaj gofry na śniadanie! – krzyknął uradowany CC. Padliśmy z Andy’m ponownie na łóżko, wznosząc oczy ku sufitowi  - Ou! – dopiero teraz zauważył co się dzieje. Oprócz tego w progu stały dwie osoby, wlepiające w nas wzrok – nasza ukochana parka. Jeszcze ich tu brakowało! Tymczasem Jake płakał ze śmiechu podpierając się o szafę.
- Czy ktoś może mi łaskawie wytłumaczyć co tu się dzieje? – zszokowany Jinxx przechylił głowę na bok, ruszając specyficznie brwiami.
Przez ten czas zdążyłam ruszyć się z miejsca. Z całej siły zatrzasnęła czwórce drzwi przed nosem, prychając „Dowidzenia”.
                                                                              *
Podczas śniadania Andy próbował złagodzić sytuacje, która zaszła, lecz wszyscy siedzieli cicho posyłając sobie tajemnicze spojrzenia. Ashley wyraźnie zgaszony, dłubał widelcem gofra z owocami i bitą śmietaną.

Kiedy wszyscy się rozluźnili wybraliśmy się miasto. Jake zaczął szantażować Andy’ego, że wyśle nasze zdjęcia Juliet, jeśli nie dostanie jakieś „łapówki”.
- Nie radzę! – warknął wokalista, biegnąc za gitarzystą, który wystawiał język w jego stronę.
- Ta wycieczka robi się coraz mniej przyjemna – westchnęła Sammi, wtulając się w ramię Jeremy’ego. Ja tymczasem mówiłam jej o dzisiejszym śnie, a raczej koszmarze. Słuchała uważnie, kiwając głową jakby rozmyślała nad tą całą sytuacją. Tylko ona znała wszystkie moje uczucia, które kłębiły się we mnie po stracie brata.
- To musi coś znaczyć – stwierdziła po chwili, ściskając rękę swojego męża.
- Tak myślisz? – zwróciłam głowę w kierunku Ash’a, który też niedawno mi się śnił. Rozmawiał z CC’m, mocno przy tym gestykulując.
- Pomyśl nad tym – odparła Doll, gdy byliśmy po wieżą Eiffla.
                                                                                              *
- Pięknie tu – oznajmiłam, opierając się o barierkę, gdy byliśmy już na szczycie. Ashley tymczasem stanął obok mnie.
- Racja – uśmiechnął się słabo, przejeżdżając palcami po swoich tatuażach. Nagle coś sobie przypomniałam.
- Wiesz, że mam nowy tatuaż – wypaliłam, odwracając się w jego stronę. Zaciekawiony skierował na mnie wzrok. Odgarnęłam włosy do góry i odchyliłam górną część ucha do przodu.
- Nutka – uśmiechnął się dotykając mojej skóry – Piękna.
- Dzięki – zarumieniłam się opuszczając włosy na ramiona.
Patrzyliśmy na siebie chwilę. Nigdy nie potrafiłam wysłowić się co do jego oczu. Były wyjątkowe, inne. Jedyne w swoim rodzaju. Miałam ochotę go dotknąć, ale w porę się opamiętałam.
Nagle na basistę wleciała jakaś blondynka. Co za ironia losu!
- Przepraszam – rzuciła, poprawiając torbę na ramieniu. Spod dekoltowanej bluzki widać było stanik push-up. Zakpiłam cicho, widząc, że Ashley posyła uśmiech w jej stronę.
- Nie ma sprawy – wystękał drapiąc się po głowie. Byłam pewna, że robiła ten cyrk specjalnie.
- Masz ochotę się przejść, wiesz w ramach przeprosin? – ukazała rządek białych zębów. Co jak co, ale szybka jest – Jestem Susan.
- Ashley. Wiesz, jestem tu z kimś i… - zaczął ,ale dziewczyna pociągnęła go za ramię, odsuwając ode mnie. Odeszli parę kroków, a dziewczyna gadała jak opętana.
Westchnęłam odprowadzając ich wzrokiem.
- To jest jakiś pierdolony żart – mruknęłam opierając  się o Andy’ego, który widział tą całą sytuacje Wziął moją głowę w ramiona, dając mi do zrozumienia, że jest mu przykro.
_______________________________________________
Dziękuje za ponad 1000 wyświetleń! Zastanawiam się nad wprowadzeniem porwania. Co o tym sądzicie?