Gdy wróciłam, reszta towarzystwa już na mnie czekała. Sammi nerwowo poprawiała włosy, CC miał smutną minę, a Andy nerwowo chodził od automatu z napojami do jakiś drzwi.
- I co z nim? - zapytał zmęczony wokalista, podając mi mikrofon.
- Jest nieprzytomny - westchnęłam - Porozmawiamy później, mamy 20 minut spóźnienia.
Sammi położyła mi dłoń na ramieniu.
- Skarbie, podziwiam cię. Gdyby coś takiego stało się Jeremy'emu nie wiem czy dałabym radę cokolwiek zrobić - oznajmiła cicho, sprawiając tym samym, że poczułam ukłucie w sercu.
- Chodźmy - zawołał Andy, pewnie chcąc jak najszybciej zakończyć to wszystko i jechać do szpitala. Przytaknęłam, w ogóle nie czując stresu.
Miałam wrażenie, że mój głos drży. Widziałam przed sobą Ashley'a. Tak jakbym z nim śpiewała tą piosenkę. Pod sceną stała szczęśliwa para młoda. Zapewne przypomniały im się chwilę, gdy się poznali. Wspomnienia przychodziły z każdym słowem, wywołując u mnie niekontrolowany uśmiech.
Nawet nie zauważyłam, gdy muzyka przestała grać, a widownia głośno klaskała. Andy i ja dostaliśmy podziękowania oraz gigantyczny bukiet kwiatów.
Po zakończonym występie natychmiast udałam się do garderoby, aby nałożyć na siebie wygodniejsze ubrania, ale nagle ktoś zaczął mnie wołać. Zatrzymałam się odruchowo. Parę metrów za mną stała panna młoda. Podeszłam do niej, aby dowiedzieć się o co chodzi. Może nie podobał jej się występ?
- Effie, prawda? - zapytała z szerokim uśmiechem - Pięknie zaśpiewaliście 'Another Heart Calls", bardzo wam dziękuje, to było niesamowite. Jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu - oznajmiła wesoło.
- Ja również dziękuje. Występ był cudownym doświadczeniem - odwzajemniłam jej uśmiech. Kobieta wzięła mój numer, aby jakby co zadzwonić. Dumna z siebie z powrotem skierowałam się do garderoby. Szybko ubrałam się w szary sweter i ciemne jeansy. Nakładając buty, zdołałam usłyszeć telefon, który włączyłam do ładowania po przyjeździe.
- Halo? - spytałam siłując się ze sznurówką.
- Ashley się obudził. Jest trochę zdezorientowany i chce cię jak najszybciej zobaczyć - poinformował mnie rzeczowo Jake.
- Zaraz będę - rozłączyłam się. Prędko skierowałam się do wyjścia klubu, zbierając po drodze resztę ekipy.
Gdy we czwórkę wcisnęliśmy się do taksówki, Andy przejął inicjatywę.
- Ok. Plan jest następujący: jedziemy taksówką, bo reszta pakuje sprzęt i inne pierdoły. Zobaczymy co z Ash'em, a w tym czasie autokar podjedzie pod szpital. Zrozumiano? - wszyscy kiwnęliśmy zgodnie głowami.
- Ej Eff, już wszystko dobrze - pocieszał mnie CC siedzący pośrodku mnie i Sammi. Zapewne widział jak zdenerwowana zaciskałam ręce w pięści, dlatego ujął moją rękę i splótł nasze palce w przyjacielskim uścisku - Wszystko z nim w porządku, jest przytomny. Na pewno szybko z tego wyjdzie.
- Dziękuje Christian - oparłam głowę na jego ramieniu. Byłam totalnie zmęczona wszystkimi wydarzeniami, nie mówiąc już o wypadku Ashley'a. Mimo uspokojeń perkusisty nadal czułam się bardzo zaniepokojona i trudno było mi zebrać myśli.
W końcu samochód stanął pod szpitalem, już drugi raz dzisiaj. Nie zatrzymywaliśmy się w recepcji, tylko od razu poszliśmy do sali w której leżał Ash.
- Kochanie - wpadłam zniecierpliwiona do pomieszczenia. Zaraz za mną pojawili się kolejno Andy, CC i Sammi.
- Zasnął - powiedział Jeremy. Razem z Pitts'em siedzieli na dwóch plastykowych krzesłach, które musieli wynieść z korytarza - Cały czas na ciebie czekał, ale był strasznie zmęczony i jak widzisz...
- Biedactwo - szepnęłam zakładając mu kosmyk włosów za ucho, siadając tym samym na brzegu szpitalnego łóżka.
- Wiecie w ogóle jak to się wszystko stało? - wtrącił Andy, patrząc na plaster przyklejony do czoła basisty. Jego smutna twarz wyglądała na zmartwioną i zmęczoną, dlatego pokazałam mu miejsce obok mnie. Usiadł niechętnie, chociaż widziałam, że poczuł natychmiastową ulgę.
- Rozmawialiśmy z lekarzem i przepytano już świadków. Dowiedzieliśmy się, że Ashley przekroczył dozwoloną prędkość i nie zdołał zahamować na zakręcie, dlatego auto trafiło w drzewo, zjeżdżając przy tym do niewielkiego rowu - oznajmił Jake, głęboko wzdychając - Szkody będą trochę kosztować, ale teraz to nieważne.
- A jakieś obrażenia? - dodała cicho Sammi, siadając na kolanach Jinxxa i zanurzając usta w jego szyi, co wyglądało niesamowicie uroczo.
- Na szczęście nie stało się nic poważniejszego niż skręcony nadgarstek. Oprócz tego trochę siniaków, stłuczeń i zadrapań. Ten głupek miał wielkie szczęście - gitarzysta wyciągnął się na krześle i ziewnął - Większy problem jest z tym, że musimy przerwać trasę, aby Ashley mógł spokojnie powrócić do zdrowia i odpocząć. To w sumie zabawne, bo dopiero co wróciliśmy z małych wakacji.
- Myślę, że to przyda się nam wszystkim - odezwałam się w końcu - Tylko wiecie, że zawiedziecie fanów?
- Już prawie skończyłem z Ash'em nowy tekst. Jeszcze tylko muzyka i zaskoczymy wszystkich nowym utworem - Biersack uśmiechnął się słodko - A teraz proponuję zostawić naszą parę samą. Effie na pewno chce sobie spokojnie pomyśleć.
Reszta przytaknęła i lekko się ociągając opuściła salę, patrząc ostatni raz na poszkodowanego. Kiedy zostaliśmy tylko ja i Ashley, ze smutkiem położyłam się obok mojego faceta i objęłam go rękami w pasie, wtulając się w umięśnione plecy. Czułam lekką pustkę, ale czułam się bezpieczna wiedząc już, że osoba którą kocham jest przy mnie.
- Eff - usłyszałam lekko zachrypnięty i zaspany głos Ash'a.
- Cśśś - mruknęłam, mocniej go obejmując, ale starając się zarazem nie sprawiać mu bólu. Basista mnie nie posłuchał, bo odwrócił się powoli w moją stronę. Jego oczy straciły cały szaleńczy blask.
- Przepraszam - powiedział, delikatnie kręcąc głową.
- Ashley, już było i minęło. Cieszę się, że nic ci nie jest - szepnęłam, przykładając usta do jego ucha.
- Przykro mi, że ominął mnie twój występ - stwierdził smutno - Miałem cię wspierać...
- Wspierałeś mnie mentalnie - zaśmiałam się cicho - Dziękuje, że jesteś cały i zdrowy.
- Powiedzmy - jęknął podnosząc do góry prawą rękę, owiniętą w biały bandaż - Jak ja mam teraz grać?
- Przerywamy trasę, Ashley - uświadomiłam go. Nie miałam pojęcia jak zareaguje. Dla niego zespół, fani i muzyka była najważniejsza na świecie. Nie chciałam aby poczuł się gorzej przez tą informację - Lekarz powiedział, że musisz porządnie odpocząć. No i ta ręka...
- Jest tylko zwichnięta - przerwał mi - Ale ze mnie idiota! - syknął, po czym uderzył się zdrową ręką w czoło. Natychmiast zabrałam jego dłoń i splotłam nasze palce. Leżeliśmy chwilę w milczeniu, aż on zadał pytanie - Kiedy mogę stąd wyjść?
- Nie mam pojęcia - odparłam zbita z tropu, orientując się, że jednak bardzo mało wiem. Miałam nadzieje, że chłopaki zdążyli załatwić te formalności - Słuchaj kocie, zostawię cię na chwilę to wpadnie do ciebie Christian, co ty na to?
- Zostań - mruknął zamykając powieki. Wywróciłam oczami, a następnie delikatnie uniosłam się góry. Mimo protestów muzyka w końcu udało mi się wydostać z pomieszczenia, gdzie zaraz zawołałam CC'ego.
Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza, więc opuściłam budynek szpitalu i poszłam na tyły. Nagle zawiał zimny wiatr, który spowodował, że moje ręce wylądowały w kieszeniach kurtki. Natrafiam na jakiś kształt. Wyciągnęłam nieduże prostokątne pudełko. Paczka papierosów z zapalniczką. Skąd to się wzięło? Myślałam, że to Andy jest tu nałogowym palaczem? Z drugiej strony chciałam choć na chwilę się odstresować. Nie byłam uzależniona. Paliłam tylko jak miałam problem, byłam zestresowana lub smutna. Odpaliłam peta, pozwalając aby dym nikotynowy zagościł w moim ciele.
- Myślałem, że z tym skończyłaś - ktoś pojawił się za mną, już kolejny raz dzisiaj bez uprzedzenia.
- Bo skończyłam - zaciągnęłam się, po czym powoli wypuściłam dym - To tylko chwilowe.
- Mam nadzieje - niebieskie tęczówki Andy'ego uważnie mnie obserwowały, wyraźnie próbując coś wyczytać z moich gestów i wyrazu twarzy - Wiesz, że to cię zabija?
- Kto to mówi? - zaśmiałam się cicho, rzucając papierosa na ziemię i przydeptując go.
- Dbam o ciebie - wokalista wzruszył ramionami i zamrugał - Jesteś dla mnie jak rodzina i przyjaciółka w jednym.
- Dziękuje Andy - posłałam uśmiech w jego stronę. On zaraz odpowiedział mi tym samym i poczułam się przy tym jak jedna z tych dziewczyn, które są szczęśliwe na widok idola. Bo Andy Biersack był dla mnie właściwie autorytetem tak samo jak całe Black Veil Brides. Miałam do nich nie tylko wielki szacunek, ale też kochałam ich. To był dla mnie zaszczyt móc poznać tak cudownych ludzi z pasjami i charakterem - Kocham cię wariacie.
- My ciebie też, ale chyba nie tak bardzo mocno jak Ashley.
- Jak to? - zaciekawiona, zaczęłam zapinać kurtkę szykując się na dłuższą wypowiedź.
- Wiesz, kiedy się rozstaliście Ash się załamał. Wplątał się w jakieś dziwne sprawy, ale udało się nam go przywrócić do pionu. Wszyscy za tobą tęskniliśmy. Pojawiało się więcej koncertów, wywiadów. Wszędzie było pełno dziewczyn, dlatego Ashley próbował wyrzucić cię z głowy. Nawet nie wiesz, jak porównywał je wszystkie do ciebie - zachichotał, kręcąc głową - Był zdesperowany, a gdy już prawie dotarł do celu, znaleźliśmy cię w parku w Los Angeles. Wyobrażasz sobie co wtedy czuł Ashley? Widziałem teksty piosenek, które zdołał napisać przez ten czas kiedy cię nie było. Są bardzo prywatne i on ich nikomu nie pokazywał. Zobaczyłem je przez przypadek. Dlatego cieszę się, że znowu cię mamy, bo wszyscy jesteśmy szczęśliwi.
Po tych pięknych słowach, po prostu przytuliłam się do Andy'ego. Boże, jeśli jesteś dziękuje ci, że zesłałeś ich na mnie.
_________________________________________
Ok, ok,ok. Na sam koniec chce wszystkich przeprosić, że nie było mnie praktycznie 2 miesiące. Jestem na siebie wściekła, ale śmiało mogę również zwalić winę na naukę i inne głupoty.
Tak więc możecie mnie śmiało opieprzać, nie mam nic przeciwko. Kocham was <3
PS. Za wszelkie błędy, niedociągnięcia, nudy przepraszam ;)